poniedziałek, 1 grudnia 2014

Interstellar


     Hmmm....dawno nie było żadnego wpisu, ale też dawno nie było filmu, który warto by zrecenzować. Ostatnio widziana "Furia" była niezłym kawałkiem kina wojennego, lecz niezbyt - w mojej ocenie - rewolucyjnym. "Annabelle" okazała się za to być pomyłką. Rzadko kiedy w finałach horrorów śmieję się na głos, ten film był momentami żenujący.
      Wracając do przedmiotu niniejszej recenzji - w końcu dzieło, które mogę z radością Wam przedstawić. Na Interstellar Nolana czekałem od momentu ogłoszenia. Mój apetyt wzbudzały kolejne newsy o obsadzie, ogólny zarys fabuły oraz fakt, iż jeszcze więcej materiału miało powstać w formacie IMAX. Niestety, nie udało mi się - z powodu wyjazdów na PGA i Hall of Games - zawitać do Poznańskiego IMAXa, więc obejrzałem najnowszą produkcję Nolana w "zwykłym" kinie. Lepiej późno, niż wcale - jak mówi przysłowie.


      Na temat samej historii przedstawionej w filmie ciężko jest zbyt dużo powiedzieć, żeby nie spoilować. Akcja toczy się w niedalekiej przyszłości. Nasza cywilizacja cierpi z powodu przeludnienia i problemów z żywnością. Większość ludzi, w tym główny bohater - Cooper - zostaje zmuszona do bycia farmerami. Cooper jest byłym inżynierem NASA, który wciąż marzy o podróży w gwiazdy, mimo iż jego pracodawca już dawno nie istnieje. W końcu, otrzymuje on od losu okazję. Wyprawa, która ma zaprowadzić go na granice znanego ludzkości wszechświata, służy uratowaniu naszej cywilizacji. Więcej naprawdę nie mogę zdradzić. Jestem w stanie powtórzyć jedynie to, co znamy z oficjalnych opisów, że Interstellar zawiera w sobie sporą dozę tematyki science-fiction, w tym zagadnienia kosmologiczne. Na cele niniejszej recenzji, warto by było co nieco ocenić w scenariuszu filmu. Pewne jest to, że oś fabularna jest podzielona na trzy akty. Każdy kolejny jest coraz bardziej s-f. Mało było momentów, w których bym się nudził, bo akcja została poprowadzona przez reżysera naprawdę dobrze, choć nie jest to kino łatwe i przyjemne. Zwłaszcza dla osób znających prawa fizyki trochę lepiej, niż przeciętny Kowalski. Dla tych ludzi trzeci akt filmu może być bolesny i to jest jeden z moich podstawowych zarzutów, gdyż od Christophera Nolana spodziewałem się jednak czegoś minimalnie więcej. Poza tym - Interstellar to dzieło tak złożone, że jeden seans nie starczy, na pewno to wartościowa historia.
       Jednym z najmocniejszych punktów filmu, jest obsada. Matthew McConaughey, wcielający się w Coopera, pokazuje swój "McConaissance" w pełni. Kiedy się śmieje, to śmiejemy się wraz z nim, a kiedy płacze, to gardło samo się ściska z żalu. Jego Cooperowi momentami brakuje solidniejszego 'tła', lecz i tak jest to dobrze zagrany bohater. Mam lekki problem z tym, kogo należałoby wymienić w dalszej kolejności, lecz postawiłbym na Jessicę Chastain. Świetnie pokazała emocje swej bohaterki i idealnie zgrała się z Mcconaugheyem, a dla tego filmu to kluczowa relacja. W drugim rzędzie stoi Anna Hathaway, i jej Brand, oraz Michael Caine, choć tego ostatniego widzimy raptem kilkanaście minut. Oboje stworzyli ciekawe charaktery i na pewno miło się znów ogląda powracającą część obsady Batmana.


       Efekty w Interstellar, to - zdawać by się mogło - kluczowa sprawa. Co interesujące, Nolanowi udało się stworzyć dzieło s-f, w którym efekty wizualne są tak mało widoczne, że aż przestają być ważne. To film taki, jakim powinna była być zeszłoroczna Grawitacja. To film, który na pierwszym miejscu stawia zagadkowość kosmosu i przekraczanie ...ostatniej granicy :) W zasadzie teraz zdałem sobie sprawę, że produkcja nawiązuje w pewnym sensie do Star Treka, stawiając ważne pytania pod pozorem kina s-f. Jakość wszelkich CGI, czy efektów specjalnych, jest na topowym poziomie. Nolan słynie z wykorzystywania jak największej ilości scenografii i robienia czego się tylko da, na miejscu, na planie. Widać tę manierę w oszczędności wizualizacji. Porównajcie to chociażby z tegorocznymi Guardiansami od Marvela. To również świetny film, lecz jakże odmienny w podejściu.
      Niestety, mam wrażenie, iż Hans Zimmer tym razem nie stanął na wysokości zadania. O ile w poprzednich współpracach z Nolanem udawało mu się pisać pierwszorzędny soundtrack, o tyle tutaj jakoś ta muzyka zanika, być może przysłonięta ciężarem opowiadanej historii. Nie wiem gdzie leży przyczyna. Na pewno warto za to wspomnieć o udźwiękowieniu, gdyż zostało ono przygotowane z należytą starannością i widać, iż - przynajmniej w tej materii - starano się oddać całkowitą cześć nauce.


     Podsumowując, Interstellar to dość trudne dzieło. To, jak wspomniałem, film, który trzeba obejrzeć ze dwa razy. Im dalej w las, tym więcej science-fiction. Z drugiej strony, całość pokazuje reżysera w bardzo dobrej formie. Produkcja Nolana ma swoje wady, do których należą pewne błędy w przedstawianych prawach fizyki, a także brak solidnej i rozpoznawalnej porcji muzyki. To drobiazgi, które jednak sprawiają, że nadal niedoścignionym szczytem kunsztu tego reżysera pozostaje dla mnie Incepcja. Niemniej jednak, polecam Interstellar każdemu, kto oczekuje mądrego i dobrego kina. Żałuję, że nie miałem okazji go zobaczyć w IMAXie. Oceniam na 8,5/10