niedziela, 27 stycznia 2013

OFICJALNIE: Reżyserem VII epizodu Gwiezdnych Wojen został... JJ Abrams !!!!


     Tak, to już oficjalne. Słynny JJ Abrams, producent odpowiedzialny za takie hity jak: LOST, Fringe, czy Alias, reżyser nostalgicznego "Super 8" oraz świetnie przyjętego (przez ogół, lecz nie przez fandom) Star Treka z 2009 roku.
     Ale po kolei. Wszystko zaczęło się oczywiście wraz z ogłoszeniem newsa o wykupieniu Lucasfilmu przez Disneya (wraz z prawami do Gwiezdnych Wojen) oraz o Epizodzie VII będącym w fazie przed pre-produkcją (wstępne szkice, wizja itd itp). O tym już pisałem w odpowiednim czasie, więc przejdźmy może dalej. Na początku stycznia bodajże Kathleen Kennedy zdradziła, że nazwisko reżysera filmu poznamy jeszcze w tym miesiącu!! Parę dni temu przed północą zadzwonił do mnie Coen z tą wiadomością - JJ Abrams reżyserem Epizodu VII, info niepotwierdzone lecz z dobrych źródeł!!!! "NO COOO TYYY!!" - zakrzyknąłem :> Jestem bowiem fanem tego pana już od ładnych paru lat. Na początku byli rzecz jasna "Zagubieni". Nie ważne, że serial skończył się tak jakoś bez smaku, nie ważne że sezony 4-6 były często uznane przez fanów za słabe (choć jak dla mnie s4 był świetny, wręcz zaraz za klasycznym s1; a s5 też doceniam za fabułę z przeskokami w czasie; s6 rzeczywiście był słaby). LOST jednak odmienił w pewny sposób oblicze seriali. To od 2004 roku jak grzyby po deszczu powstawały kolejne seriale z mieszaniną s-f, tajemnic, fantasy, kryminału itd. Świetne 4400 i Herosi, trochę mniej świetny (ale nadal dobry!) FlashForward, czy ostatnio nieudane już Alcatraz i Revolution, ale za to genialny Person of Interest (choć tu już klimaty kryminalno-sensacyjne, ale nadal bardzo inteligentne kino). Dla mnie jednak najlepszym dziełem, jakie wyrosło na fali zainteresowania "Zagubionymi" był bez wątpienia Fringe !!!! [Tu autor wstaje z krzesła i bije pokłony przed ołtarzykiem z sezonami s1-s3 serialu na Blu-rayach] Serial ten tydzień temu się zakończył po 4 pełnych i jednym połowicznym sezonie. Zakończenie z perspektywy czasu uważam za całkiem zadowalające, choć nie idealne - o czym szerzej w nadchodzącej recenzji finału. Do rzeczy - firmie JJ Abramsa "Bad Robot" udało się stworzyć serial pełen tajemnic a'la Archiwum X, jednocześnie od końcówki s1 mieliśmy szerszą skalę wydarzeń, do tego wiele odniesień do kultury, nauki i techniki, sporo "znajdziek" dla widzów (co tydzień bawiliśmy się w wyszukiwanie obserwatorów w tle, czy odkodowywanie glifów). Fringe zrewolucjonizował telewizję!!
       Podobną rewolucją okazał się dla mnie Star Trek z 2009 roku. Nigdy fanem uniwersum nie byłem, a dziełu Abramsa udało się mnie przekabacić. Facet potrafił pokazać jak wyglądałby ten klasyczny twór science fiction, gdyby został zrealizowany w dzisiejszych czasach, przy dzisiejszych możliwościach. Ekskluzywny występ Leonarda Nimoya i 'trik' ze światem alternatywnym pozwoliły kontynuować dziedzictwo legendarnej serii. 'Trekkies' nie przyjęli jednak tego obrazu tak ciepło. Zarzuca mu się najczęściej odejście od clue (łoł ale trudne słowa znam XD ) oryginalnej serii - motywu podróży i eksploracji nieznanych regionów galaktyki. Mnie takie coś nie przeszkadzało. Uważam, że zrobienie filmu w duchu klasyki zabiłoby część zabawy i możliwości, chyba się nie myliłem ani ja ani Abrams, bo w tym roku ma wejść już kontynuacja filmu i trailer wypada baardzo zachęcająco :D
       "Super 8" było dla mnie zawodem. Ko-produkcja Abrams-Spielberg nie powiodła się w moim mniemaniu. Miało być nostalgicznie, z ukłonem do lekkiego i przyjemnego kina familijnego lat 80tych pokroju "E.T". Wyszło....nudno :/ w dodatku wmieszano jakieś ekologiczne (a tfu!) wątki, w sumie miałem wrażenie że scenariusz pisali ci sami eko-debile, którzy przywiązują się do drzew i każą zbudować autostradę 100km dalej bo "tu są cenne żabki, a żabek ruszyć nie wolno". Odniosłem jednak wrażenie że to 'zły dotyk' Spielberga, który już od "Wojny Światów" tworzy gnioty i jego nazwisko jak dla mnie nie znaczy już zbyt wiele, a już na pewno nie to co kiedyś.
       W każdym bądź razie, jestem fanem Abramsa. A JJ jest fanem Gwiezdnych Wojen. W wielkim medialnym szumie jaki powstał po ogłoszeniu Epizodu VII, dziennikarze wypytywali dosłownie każdego kto miał kiedykolwiek cokolwiek wspólnego z jakimkolwiek filmem o to, czy będzie reżyserował Gwiezdne Wojny. JJ Abrams odpowiadał zgodnie z ogólną linią "Jestem fanem, nie mogę się doczekać ale dla ewentualnego reżysera będzie to wielkie wyzwanie, ja obejrzę ten film w kinie jako widz." Nie od dziś wiadomo, że jest on rzeczywiście fanem Sagi i całego uniwersum. Nie od dziś też wiemy, że JJ lubi zachowywać tajemnice w swych projektach i lubi robić niespodzianki.
Oficjalne stanowisko Lucasfilmu, opublikowane 25. stycznia brzmi:

To bardzo ekscytujące mieć na pokładzie JJ Abramsa, który poprowadzi szarżę nowych Gwiezdnych Wojen. J.J. jest perfekcyjnym reżyserem do tego zadania. Poza świetnym instynktem filmowca, intuicyjnie czuje i rozumie tę markę. Rozumie esencję Gwiezdnych Wojen i wniesie swój talent by stworzyć niezapomniany film. - Kathleen Kennedy

J.J. wciąż imponował mi jako filmowiec i storyteller (sorry nieprzetłumaczalne). Jest idealnym wyborem na reżysera Gwiezdnych Wojen i dziedzictwo nie mogłoby być w lepszych rękach - George Lucas



Co powiedział sam JJ?

Być częścią kolejnego rozdziału sagi GW, współpracować z Kathleen Kennedy i tą niezwykłą grupą ludzi, to absolutny zaszczyt.

       Ja osobiście uważam, że rzeczywiście wybór nie mógł być chyba lepszy. Wybrano osobę, która jest od paru lat na fali. Owszem Abrams miał parę gorszych projektów (czy też może bardziej jego firma producencka) ale też stworzył kilka arcydzieł. Jak będzie tym razem? Hit czy kit? Myślę, że jednak hit. Marka Gwiezdnych Wojen to wręcz dziedzictwo kulturowe. To też linie zabawek, gadżetów, gier planszowych i komputerowych, ubrań, totalnie wszystkiego! Disney i osoby odpowiedzialne za franczyznę GW (Lucas pewnie coś tam podpowie od czasu do czasu) nie dadzą Abramsowi tak wolnej ręki. Jednocześnie jako fan reżyser sam z siebie doskonale powinien rozumieć świat, jego esencję. Nie stworzy z tego hiper-mega-bum blockbustera a'la Transformers. Wojny już same w sobie mają odpowiednią dawkę czegoś co się określa słowem 'fun'. To inne uniwersum niż ST, łatwiejsze do naginania i kształtowania. Disney już w przypadku Marvela pokazał, że nie wtrąca się w sprawy marek, które wykupuje. Nie mamy się dzięki temu co obawiać Goofy'ego i Donalda na Endorze, czy Imperatora Pluto. Za wcześnie by coś więcej mówić, ja w każdym razie o losy filmu jestem na razie spokojny. "Bad Robot" to firma z dużym doświadczeniem, tworzą produkcje na wysokim technicznie poziomie. Jednocześnie umieją zachować sporą dozę tajemnicy w projektach. Sfera licznych domysłów nakręca tylko 'hype' na dany film (np. do nowego Star Treka jeszcze parę miesięcy, a od pół roku i tak wszyscy się zastanawiają czy Cumberbatch gra Khana - tym lepiej dla późniejszych wyników box office :) ).
      Pozostaje kwestia ewentualnego trzeciego kinowego Star Treka. Myślę, że uczestnictwo JJ Abramsa zależy tu od tego czy Lucasfilm zechce wymieniać reżyserów w epizodach VII-IX czy też zostawić wszystko w jednych rękach. A to pewnie zależy od wyników finansowych, podejrzewam bowiem że wynik każdy poza pierwszą 10 najbardziej kasowych filmów w historii, będzie uznany za porażkę. Jeśli będzie sukces, to nie widzę powodu wymieniać głównej osoby spinającej całą ekipę produkcji.
      Jeśli Abrams zostanie na fotelu reżysera, to Star Trek poprowadzi ktoś inny, a JJ zostanie kurtuazyjnie "Executive\Creative Producerem" (co w praktyce oznacza że zajmie się filmem jakaś część ludzi "Bad Robota" po prostu). Na jego miejscu w takim wypadku bym się nawet nie zastanawiał i postawił wszelkie karty na Gwiezdne Wojny, nawet kosztem zerwania więzi z marką Star Treka. Jak będzie w rzeczywistości? Odpowiedź już w 2015 roku....

PS...a może dopiero pod jego koniec, słyszałem takie plotki że ewentualny sukces Hobbita wytworzyłby dla kina dobre blockbusterowe 'pasmo' przed Bożym Narodzeniem ;)

sobota, 26 stycznia 2013

Supernatural s08e10 - "Torn and Frayed"


         Supernatural po przerwie od razu wali z "grubej rury". Kontynuowane mamy przede wszystkim wątki z głównej osi fabularnej na ten sezon - tablicy ze słowem Boga.
      Castiel zostaje wezwany przez Naomi, która nakazuje mu uwolnić Samandriela, więzionego przez Crowleya i jego ludzi. Cass prosi o pomoc Sama i Deana. Winchesterowie muszą zakopać topór wojenny (nadal sprawa Benny'ego stoi między nimi) i razem stawić czoła demonom. W tym celu przeprowadzają całą akcję uwalniania anioła. Możemy również śledzić dwa wątki osobiste braci. Sam kontaktuje się z Amelią. Okazuje się, że "stara miłość nie rdzewieje" i oboje chcieliby dać sobie nawzajem drugą szansę ale jednocześnie mają zbyt dużo zobowiązań i innych losowych elementów, które wpłynęłyby negatywnie na związek. Co postanowią? A to sami już zobaczycie ;) Co do Deana, to podejmuje on "męską decyzję" i postanawia podziękować Benny'emu za współpracę i zerwać dotychczasowy kontakt. Generalnie oba wątki zostały tak poprowadzone, że pozwalają żywić nadzieję, iż Winchesterowie w końcu się ogarną i zaczną czerpać trochę radości z życia. W tak zwanym 'międzyczasie' przewinie się też prorok Kevin. Jego umiejętność konstruowania bomb anty-demonicznych ( :P ) okaże się przydatna w akcji odbicia Samandriela. A co to przyniesie naszym bohaterom ? Cóż, mnie osobiście to rozczarowało ale każdy sam musi ocenić po obejrzeniu.
      Za odcinek sumarycznie dałbym 6,5/10, nie więcej. Supernatural jeszcze miejscami trochę życia ma, sprawa tajemniczej Naomi pozwala rościć pewne nadzieje na przyszłość, ale dość ciemno to widzę :/

Arrow s01e10 - "Burned"


       Arrow po przerwie powrócił ze średniawym epizodem. Jego fabułę nakręcał przede wszystkim tajemniczy podpalacz. W kolejnych pożarach giną strażacy z rąk jednego z nich. Zawsze pojawia się w środku ognia i zabija któregoś samotnego strażaka. Na trop wpada Laurel, a konkretnie jej przyjaciółka, której brat zginął w jednej z tych tragedii. Niestety bez solidnych dowodów detektyw Lance niewiele może zrobić. W tym czasie w domu Queenów panuje mało fajna atmosfera. Moira jest zrozpaczona brakiem wiadomości o Walterze (a jednocześnie musi się kryć przed dziećmi z prawdą nt. jej powiązań ze zniknięciem konkubenta). Oczywiście Thea i Oliver próbują pocieszać Matkę i zachęcają ją, żeby ruszyła się do roboty łaskawie w końcu ;)
      Główny bohater - Green Arrow - przeżywa swoje własne załamanie. Musi odbudować formę po pojedynku z tajemniczym łucznikiem. Digs stara się jakoś zmobilizować partnera, ale idzie jak po grudzie. W końcu jednak Oliver weźmie się za śledztwo, co doprowadzi ostatecznie do odkrycia kim na prawdę jest sprawca podpaleń. Otrzymujemy także dawkę retrospekcji. Sporo z nich wiąże się bezpośrednio z tematyką odcinka, tzn. szukaniem własnego 'ja' na nowo, zdefiniowaniem własnej tożsamości. We flashbacku młody Queen musi uciekać przed grupą najemników z bronią, przy czym zostaje przyparty do muru i odnajduje w sobie nowe, nieznane siły.
     Ogółem, epizod rewelacyjny nie był. Retrospekcje wprawdzie posunęły się troszkę do przodu, ale nie jest to jakiś spory krok. Sama "sprawa tygodnia" była ok, ale jakoś szału nie robiła. In plus zaliczyłbym coraz większe gubienie się Thei, która chyba wkrótce wymknie się rodzinie spod kontroli... ;) Ocena 7,5/10.

niedziela, 20 stycznia 2013

Person of Interest s02e12 - "Prisoner's Dilemma"


      Ostatnio PoI powrócił po przerwie świątecznej w całkiem dobrym stylu. Odcinek  "2 Pi R" w bardzo inteligentny sposób przedstawił zmagania Fincha z nową sprawą, a jednocześnie próby zmiecenia dowodów przeciwko Reesowi pod dywan. Tak było w poprzednim epizodzie. Jak jest w tym?
     Odpowiedź brzmi: MISTRZOWSKO !! Opisywany odcinek 12-ty drugiego sezonu to chyba najlepszy w tej serii! Mamy tu praktycznie wszystko co kochamy w PoI - inteligentną fabułę, sporą dawkę napięcia, humorystyczne akcenty, zaskakujące zwroty akcji (co najmniej ze dwa) oraz dużo wątków pobocznych. Budowa całego epizodu skupia się na przesłuchaniach, które prowadzi detektyw Carter na czwórce złapanych więźniów. Jednym z nich jest John. Kobieta musi tak lawirować, by nie podpaść swemu nowemu szefowi (agent Donnelly - to był zdecydowanie jego odcinek!) a jednocześnie dać wystarczającą ilość czasu i informacji Haroldowi by ten mógł zorganizować jakieś alibi dla Reesa. Po raz pierwszy poznajemy tutaj na przykład fałszywą tożsamość Johna. Najlepszą i najbardziej dokładnie stworzoną, a trzymaną tylko na takie awaryjne sytuacje. Sceny z tym związane pokazały kunszt Fincha jako organizatora, a także miliardera. Całej sprawie pikanterii dodaje fakt, że Donnelly okazuje się być nad wyraz inteligentnym i rozgrywa całą "partię" tak, że Finch i Carter muszą się bardzo namęczyć żeby nie było wpadki. Mało tego - Reesa ścigać będzie też zabójca nasłany przez tajemniczego mężczyznę powiązanego z Maszyną... Nie zdradzając więcej smaczków powiem tylko, że fabuła tego epizodu była jedną z najlepszych w ogóle z obu serii PoI. To jeden ze sztandarowych odcinków serialu, na pewno na długo zapadnie w pamięci.
      Swój popis dał tutaj agent Donnelly. Tak, jak wcześniej wspomniałem, epizod należał wręcz do niego! Okazał się być godnym przeciwnikiem i nie zawiódł moich oczekiwań co do jego inteligencji. Wszystko to zawdzięczamy kunsztowi aktorskiemu Brennana Browna. SPOILER Już sądziłem, że nie skapnie się co do Carter, i właśnie wtedy gdy już zacząłem być zawiedziony, pani detektyw została aresztowana wraz z Reesem. Szkoda mi tylko bardzo, że agent ginie w wypadku w końcówce :/ Zdecydowanie in minus dla Twórców, bo takich postaci się nie zabija! KONIEC SPOILERA
Warto też wspomnieć, że miały miejsce retrospekcje, ale moim zdaniem w zasadzie niewiele wniosły, może bardziej przypominały i przygotowały grunt pod następne epizody.
      Podsumowując, GENIALNY odcinek Person of Interest. Po zakończeniu Fringe (chlip, chlip... ;(  ) to właśnie ten serial musi uciągnąć moje oczekiwania :) Ocena 10/10 z wielką przyjemnością! :D

American Horror Story s02e11 - "Spilt Milk"


       Można powiedzieć, że niniejszy epizod rozpoczyna już "rozgrywkę finałową" drugiego sezonu AHS. Zmienia się trochę klimat serialu, staje się mniej "duszny", my jako widzowie mamy okazję na coraz większe śledzenie wydarzeń poza Briarcliff, a także poza rokiem 1964.
      Początek odcinka to wydarzenia będące następstwem powrotu Grace z dzieckiem. Kit rzecz jasna opiekuje się teraz obojgiem. I kiedy już wydaje się, że osiągną we trójkę szczęście, stworzą rodzinę (a przynajmniej jakieś jej pozory), Monsigneur Howard przyprowadza zakonnice z sierocińca, które odbierają rodzicom potomka! Młody Walker postanawia zawalczyć nie tylko o dziecko, ale też i o swoją (i swej świeżo odnalezionej rodziny) wolność. Drugim wątkiem było wyjście na wolność Lany Winters. Siostra przełożona (na uprzednią prośbę Jude) zorganizowała dla dziennikarki transport, ubranie. Po to, żeby ta mogła uciec i opowiedzieć światu co widziała w tej strasznej placówce. Wszystko utrudnia obecność Thredsona, ale nie udaje mu się powstrzymać kobiety przed opuszczeniem szpitala. Wątek znajduje swą kulminację w spotkaniu Lany i Bloody Face'a w jego mieszkaniu! Trzecią osią fabuły w tym odcinku była współczesność. Johnny - syn słynnego mordercy - spotyka się z prostytutką. Sceny z ich udziałem przeplatają pozostałe wątki, znakomicie montażowo wpasowując linie dialogowe i odniesienia do wydarzeń sprzed ponad 40 lat.
     Generalnie, epizod był dobry choć nie aż tak, jak poprzednie. Wyjście Lany ze szpitala, a także końcówka wątku Kita, pozwalają sądzić iż finałowe dwie odsłony będą ciekawe. Ocena 8/10.

piątek, 18 stycznia 2013

Fringe s05e11 - "The boy Must Live"

   
       Poprzedni odcinek zakończył się w iście fringe'owym stylu! Okazało się, że Donald to nikt inny jak September we własnej osobie. Kontakt z Michaelem odblokował część wspomnień Waltera, również własne wspomnienia jakie obserwator "zaszył" w umyśle naukowca.
     Mając szczątkowe dane nt. miejsca ze wspomnień (w wizji Walter widział most), drużyna postanawia odnaleźć dawnego "towarzysza". Udaje im się dotrzeć do mieszkania i rzeczywiście znajdują Donalda. Ten ma włosy i postarzał się. Opowiada im całą swoją historię, a także zdradza jaki jest tajemniczy Plan,  nad którego fragmentami tak dzielnie pracuje Olivia i spółka od początku sezonu. W tym samym czasie możemy obserwować ( ;D ) świat z 2609 roku. Windmark udaje się do swojego przełożonego, bo chce uzyskać zgodę na zlikwidowanie Fringe-team w przeszłości, przed inwazją. Cała scena nie jest zbyt długa, ale ciekawa i odpowiada na niektóre pytania nurtujące fanów serialu. Podobnie rzecz ma się z Septemberem. W drugiej części epizodu Peter wraz z Olivią i Walterem ruszają za Donaldem, do jego skrytki. Tam zaczyna się powoli kształtować plan działań, które zaczynają już w teraz, a kończyć będą w Wielkim Finale. Jak przystało na ten serial, odcinek jest zakończony cliffhangerem.
       Ogromnie cieszy powrót Michaela Cerverisa do obsady!! Jeden z najlepszych aktorów tego serialu, jego September jest niezapomniany! Tym bardziej po tym, gdy zrobili z niego Donalda - człowieka. Do pełni szczęścia brakuje mi w tym sezonie tylko Leonarda Nimoya!
       Twórcy udowodnili, że kilkoma dobrze dobranymi scenami można sporo wyjaśnić widzom. Żywię nadzieję, że w ostatnich epizodach fabuła zostanie tak poprowadzona, żebyśmy uzyskali jakieś połączenie z linią czasu s1-s3, żeby wszystko miało ręce i nogi od początku do końca. Moim cichym marzeniem jest też wyjaśnienie co się stało z Bellem (w finale s4 rozpłynął się w powietrzu! 0_o ).
Generalnie, niniejszy epizod dobrze przygotował grunt pod finał. Sezon 5 może nie dorównuje rozmachem poprzednim, jest bardziej spokojny i intymny, a przede wszystkim po prostu krótszy. Niemniej jednak jestem zadowolony, że mój ulubiony serial dostanie zakończenie porządne i nie będzie przedłużany w nieskończoność jak jakiś Supernatural, czy How I Met Your Mother.
Ocena 9/10.

niedziela, 13 stycznia 2013

Person of Interest s02e10 - "2 Pi R"


        Person of Interest przed przerwą okazał się być jednym z najlepszych seriali tego sezonu. A w poprzednim był zdecydowanie najlepszym debiutem. Czy ta dobra passa zostanie utrzymana? Myślę, że na podstawie opisywanego (a zwłaszcza i kolejnego, który już mam za sobą) odcinka można stwierdzić iż tak!
     Przypominam, że w jesiennym finale Reese znalazł się w olbrzymich tarapatach. Został schwytany przez FBI w trakcie akcji w banku. Szczęście w nieszczęściu, że detektyw Carter została przyjęta do oddziału ścigającego tajemniczego "człowieka w garniturze" - jak Johna określają agenci. Dzięki tej 'furtce' Finch może podjąć odpowiednie kroki do wstępnego wyczyszczenia wszelkich poszlak jakie zebrało dotychczas FBI. Pomaga mu w tym oczywiście Carter, ryzykując przy tym sporo. Tematem odcinka jednak jest kolejna domniemana ofiara - Caleb Phipps. To młody student pozornie nie wyróżniający się z grona jemu podobnych. Aby go pilnować Harold zostaje nauczycielem matematyki. Odkrywa przy tym, że młodzieniec nie jest wcale tak przeciętny i ukrywa pewną tajemnicę. Jak się okaże on i Finch mają pewne wspólne cechy, co może ułatwić Haroldowi dotarcie do chłopaka i lepszy kontakt z nim.
      Ogółem, PoI wystartował bardzo dobrze po przerwie. Odcinek zawierał (jak zwykle) kilka zwrotów akcji, mieliśmy lekką ciekawostkę dotyczącą dawnych dziejów Fincha. Jednocześnie gdzieś na granicach "sprawy tygodnia" toczyły się kluczowe wydarzenia dla przyszłości Reesa. Oceniam epizod na 8,5/10.

American Horror Story s02e10 - "The Name Game"


      Po świątecznej przerwie AHS wrócił w bardzo dobrym stylu. Postaci zmagają się z konsekwencjami wydarzeń jesiennego finału. Jest to zdecydowanie dobry sezon dla AHS, kto wie czy nie najlepszy w ogóle dla tego serialu, ciężko będzie bowiem przebić to wszystko w ciągu s3.
           Dr. Arden reanimuje Kita, ale nie mówi mu nic na temat Grace. W tym samym czasie powraca wątek Monsignor Howarda, który wreszcie osobiście (na własnej skórze rzekłbym nawet ;D ) przekonuje się o złym duchu zamieszkującym ciało Mary Eunice. Szef szpitala postanawia coś z tym zrobić. Musi uzbroić się w cierpliwość i przede wszystkim własną wiarę, która będzie wystawiana na różne trudne próby. Timothy próbuje znaleźć sojuszniczkę w osobie Jude, ale ta niestety niedomaga po przeprowadzeniu na niej elektrowstrząsów. Delikatnie mówiąc - nie kontaktuje zbyt dobrze :P Prowadzi to do całkiem ciekawej sceny w tym odcinku (powiązanej z szafą grającą - więcej nie zdradzę). Niespodziewanie do szpitala powraca też pewna postać. Nie spodziewałem się tego prawdę mówiąc, ciekawe teraz jak się potoczą dalej wydarzenia. Tym bardziej, że epizod został zakończony świetnym i błyskotliwym cliffhangerem! Prawdę mówiąc to był on lepszy niż ten z odcinka poprzedzającego przerwę świąteczną.
         Aktorsko należy wyróżnić kunszt Jessiki Lange, która świetnie wciela się w zagubioną w swej psychice Jude. Do tego w końcu Joseph Fiennes pokazuje na co go stać, bardzo lubię tego aktora. Nie sposób też nie wymienić świetnego Jamesa Cromwella w roli dr Ardena. jego postać przechodzi w tym epizodzie swego rodzaju oczyszczenie, może w końcu przejrzał na oczy, ale czy aby nie za późno ? ;)
       Podsumowując, bardzo dobry epizod genialnego drugiego sezonu AHS. Pozostaje sobie tylko życzyć: aby tak dalej!! Oceniam na 9/10.

czwartek, 10 stycznia 2013

Nominacje do Oscarów 2013 - EPIC FAIL !!!!

      Zobaczyłem tegoroczne nominacje do Oscarów i bardzo się rozczarowałem :(  Ja rozumiem, że trzeba uznać ambitne kino, że Oscary to nie nagrody o to kto zgarnie więcej $. Ale na litość Boską !!!! 0 nominacji dla The Dark Knight Rises !!!! ZERO !!!??? WTF ?! Straszny policzek dla Christophera Nolana. Zwłaszcza, że z reguły trylogie filmowe (a batmany taką trylogię właśnie stanowiły) są nagradzane właśnie na koniec, niejako za całokształt. Podejście tego reżysera na pewno było dość rewolucyjne. Mroczniejszy klimat, bardziej realistyczny i nastawiony na dotykanie elementów filozoficznych. Tego raczej w poprzednich interpretacjach nie uświadczyliśmy. Dołóżmy do tego wysokiej klasy efekty no i soundtrack Zimmera! To właśnie filmy o mrocznym rycerzu Gotham sprawiły, że teraz wszyscy chcą robić filmy komiksowe z "głębią" Ale najwyraźniej dla Akademii to za mało! O ile jestem w stanie zrozumieć, że nie nominowano TDKR do statuetki za Najlepszy Film, to brak nominacji za muzykę, dźwięk, montaż dźwięku, efekty (świetne bo robione w rzeczywistości w wielu momentach przy tylko drobnej pomocy CGI !!). Tom Hardy jak Bane był całkiem przekonujący. Brzydko myśleć, że grając w komiksowym filmie musisz umrzeć, żeby zostać dostrzeżonym przez Akademię (jak to było z nieodżałowanym Heathem Ledgerem) :( Także generalnie WSTYD !
      Druga sprawa - tylko 3 nominacje dla Hobbita. nie rozumiem, czemu nie dostał za kostiumy ani za zdjęcia! Być może czekają na kolejne części.... a być może członków Akademii w tym roku po prostu powaliło :/ Wydaje mi się, że muzyka z tego filmu też mogła by zdobyć uznanie w oczach grona głosujących. Ale powiedzmy, że zakładam iż kolejne części trylogii zdobędą te "brakujące" nominacje wraz ze statuetkami. Całkiem możliwe, że dopiero trzeci film zgarnie większą pulę (tak jak to było z "Powrotem Króla") niemniej jednak - niesmak pozostaje.
Kolejna rzecz - wszędobylska masturbacja nad "Życiem Pi". Nie, nie widziałem tego filmu jeszcze. Ale szczerze mówiąc trailer mnie specjalnie nie zachęcił. Nie rozumiem powszechnych zachwytów nad CGI w tym filmie. Sporo z nich widać w zwiastunie i poza większą ilością polygonów i może lekko ciekawszym oświetleniem jakoś nic dupy nie urywało :/
     Nominacje dla Skyfall za cokolwiek to chory dowcip. Ten film ssał pałki totalnie, że nawet nie powinien zostać zauważony. Ja rozumiem, że 50-lecie Bondów ale bez przesady :/
   Doceniam i szanuję nominacje dla Lincolna i Les Miserables. Te dwa filmy historyczne zdecydowanie są warte uwagi i było do przewidzenia że pozgarniają sporo nominacji a i pewnie zwycięzca też będzie z tej dwójki (stawiam na tego pierwszego).
    Cieszy mnie zauważenie Anne Hathaway i Jennifer Lawrence. Zwłaszcza ta druga, młodziutka aktorka, pokazuje się ostatnio w wielu produkcjach i to z bardzo pozytywnej strony.
      Także ogółem - nominacje do Oscarów niebezpiecznie się zbliżyły poziomem do Emmy, gdzie też są nagradzane i zauważane filmy totalnie z dupy wzięte, a perły takie jak Fringe nigdy nie zauważone :/ Pomimo kilku zasłużonych werdyktów, mam głęboki niesmak co do potraktowania TDKR no i też Hobbita.
Rozdanie nagród 24. lutego.

wtorek, 1 stycznia 2013

Fringe s05e10 - "Anomaly XB-6783746"


    Poprzedni odcinek Fringe zakończył się dla drużyny Waltera odnalezieniem najważniejszego elementu Planu - dziecka Obserwatorów. Ten chłopiec o imieniu Michael pojawił się już w 1. sezonie, w odcinku "Inner Child". W podziemiach miasta odnaleziono tam dziwne dziecko, które było łyse i nic nie mówiło. Żyło najprawdopodobniej od 70 lat w tamtym strasznym otoczeniu! Michael wykazywał się olbrzymią empatią i reagował na uczucia osób ze swego otoczenia. Teraz, w ostatnim już sezonie, powraca! Jest jakby odmieniony, nie da się z nim już tak łatwo nawiązać kontaktu, ale posiada pamięć poprzedniej ("niebieskiej") linii czasowej.
      Akcję epizodu napędza właśnie osoba Michaela. Członkowie Fringe-team próbują jakoś się z nim porozumieć. Przede wszystkim liczą, że uda im się ustalić miejsce pobytu tajemniczego Donalda, a także jak dziecko miało wpisywać się w plan zniszczenia najeźdźców z przyszłości. Olivka postanawia zadzwonić do Niny z prośbą o pomoc. Być może pani Sharp będzie w posiadaniu jakiegoś urządzenia, które pomogłoby w kontaktach z chłopcem. Niefortunnie, ten kontakt wzbudza żywe zainteresowanie Windmarka, który chwyta "trop" i depcze po piętach ekipie Bishopów. Cała akcja znajduje swój punkt kulminacyjny w tajnej skrytce Massive Dynamics (tzw. 'black lab'), gdzie Nina będzie musiała stanąć do konfrontacji z przywódcą Obserwatorów!! Jak to się skończy ? I czy bohaterowie poznają tożsamość Donalda ? To zdradzam w części spoilerowej poniżej...
UWAGA SPOILER!!
    Przyznam, że zaskoczyło mnie poświęcenie Niny. Ale jednocześnie bardzo to pasuje do tego charakteru i stanowiło to piękne pożegnanie jej postaci. Twórcy stanęli na wysokości zadania i nie zrobili zbyt ckliwie, a jednocześnie dali bohaterom wystarczająco dużo czasu na opłakanie przyjaciółki. Będzie nam Niny brakowało w finale ;( Jak na te 13. epizodów serii finałowej, to wątek pani Sharp został dobrze ukończony. Drugim zaskoczeniem była tożsamość Donalda, którym okazał się.... September !!!! Z włosami !! 0_o Michael przekazał brakujące fragmenty wspomnień Walterowi i tym sposobem widzowie poznali sekret Donalda. Myślę, że mało kto się tego spodziewał. Wszyscy stawiali na Sam Weissa ;) Ja również. Myślę, że September pojawi się (czy to normalnie, czy tylko w retrospekcjach) w finale i będzie to godne pożegnanie tej postaci. Teorie na forach są dość ciekawe i sugerują, że najprawdopodobniej ten obserwator jest kluczową postacią, spinającą w jakiś sposób fabułę s1-s5, za pomocą jakiegoś planu, którego pełną skalę poznamy dopiero w ostatnich odcinkach.
KONIEC SPOILERA!!
     Podsumowując, odcinek był na prawdę bardzo dobry! Może nie idealny, ale jeden z najlepszych w s5 i końcówka iście Fringe'owa, z lekkim cliffhangerem. Oby taki poziom był w finale! Ocena 9/10.