poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Fringe s04e20 - "Worlds Apart"

      Po zeszłotygodniowym przeskoku w przyszłość, do 2036 roku, wracamy do czasów dzisiejszych. Dostaliśmy ostatnio smak tego co czeka nas w (nareszcie oficjalnie potwierdzonym !!! :D ) sezonie 5. Teraz czas aby widzowie mogli zobaczyć jak doszło do tego, że Walter i spółka zostali zamrożeni w bursztynie i co u licha robił tam William Bell!
      Fabuła najnowszego odcinka to przede wszystkim plan Jones'a który wszedł w decydującą fazę. Po obu stronach "mostu" w wielu punktach globu ludzie DRJ wywołują trzęsienia ziemi. Zagadką pozostaje w jaki sposób im się to udaje w obu równoległych światach oraz czemu to tak na prawdę ma służyć. Walter i Walternate, a przede wszystkim oba zespoły Fringe, współpracują ze sobą w tej sprawie. Okazuje się, że znów wracają do widzów wydarzenia z pierwszego sezonu. Niewiarygodne jak Twórcy mieli rozplanowany cały ten serial, jak sprawy, które - wydawałoby się już nieistotne - wracają. DRJ mianowicie planuje połączenie ze sobą dwóch światów w jeden, z pomocą dzieci Cortexiphanu. Trzęsienia mają na celu dostrojenie częstotliwości drgań obu uniwersów w jedną, wspólną. Ponieważ ryzyko jest ogromne - taka koniunkcja zniszczy oba światy i zostanie jeden 'wyczyszczony' - Walter wraz ze swoim alter ego podejmują decyzję najtrudniejszą, ale słuszną i potrzebną. Postanawiają wyłączyć most łączący redverse i blue/amberverse. Stąd, końcówka odcinka to pożegnania pomiędzy poszczególnymi wersjami danych osób. Przyznam że same pożegnania wyszły dość emocjonalnie i naturalnie. Nie zaskakuje wbrew pozorom decyzja agenta Lee, który chciał zostać po "czerwonej" stronie. To było w zasadzie logiczne odkąd jego alter ego zginął w akcji.  Twórcy przygotowali w ten sposób miejsce dla Lincolna, który nie mógł się w swoim uniwersum odnaleźć po pojawieniu się Petera.
     Następnie Walter wyłącza maszynę, która "spinała" światy tworząc "most". Uważam, że ten element wyszedł infantylnie, bo po prostu jak się stało po jednej stronie pomieszczenia to potem kończyło się w blueverse, a jak po drugiej to w czerwonej odmianie. Trochę to uproszczone. Przecież światy się nakładały! Więc np. Lincoln powinien pozostać po niebieskiej stronie tak czy siak, niezależnie od położenia w pomieszczeniu. Samo pomieszczenie "mostu" właśnie takim prawem powinno się rządzić - jesteś z blue to przy rozpadzie mostu jak stoisz 'na moście' zostajesz w blue. Zdaje mi się tu że rozgraniczenie między światami zostało pokazane zbyt wyraźnie, dosłownie jak jakaś linia przebiegająca środkiem pokoju... No ale cóż Twórcy wymyślili inaczej i trzeba się z tym pogodzić. Dodatkowo jednak chcę wspomnieć o całej smutnej otoczce pożegnania, ale przecież są inne sposoby przechodzenia między światami: Waltera z lat 80. (ok, odpada bo niszczy struktury światów), Olivia może przechodzić dzięki cortexiphanowi, można też wzbudzać drgania i przesyłać shapeshifterów. Zatem są sposoby na jakąś komunikację między red- i blueverse i dziwne wydaje mi się, że nikt o tym w obu dywizjach Fringe nie pomyślał ani nawet nie wspomniał :/

Tuż przed finałową rozgrywką bohaterowie muszą podjąć ciężką decyzję...

    Podsumowując, odcinek miał świetne tempo, było wiele wrażeń, widać że wszystko zmierza do wielkiego finału. Poszczególne wydarzenia z poprzednich epizodów zaczęły układać się w całość. Plan DRJ jest wieloetapowy i teraz wiemy po co były mu niektóre elementy. Końcówka też zaskoczyła, nie spodziewałem się tak drastycznego rozwiązania jak zamknięcie "mostu", aczkolwiek mam zastrzeżenia do logiczności tych scen. Sumarycznie dałbym odcinkowi 8/10 - dobre przygotowanie pod finał. W którym nawiasem mówiąc wróci ktoś BARDZO oczekiwany ;D Mieliśmy już w tym tygodniu hint pod postacią glifów: ALIVE ......

Person of Interest s01e20 - "Matsya Nyaya"

     Przyznaję, że ten odcinek dobitnie pokazuje który serial powinien dostać miano "debiutu sezonu". Zdecydowanie jest nim "Person of Interest" w koprodukcji JJ. Abrams & Jonathan Nolan. Aktualny odcinek to kolejny mocny punkt serii, która jest w stanie zadomowić się w telewizji na dłużej.
     Opisywany epizod skupia się na wątku człowieka, który pracuje dla firmy transportującej drogocenne ładunki. Oczywiście jego numer podała "Maszyna". Reese wciela się zatem w nowicjusza w firmie i wkręca się do ekipy. Jak to zwykle w PoI bywa, mamy w wątku głównym zwroty akcji i parę razy jesteśmy zaskakiwani. Oprócz tego, jest jeszcze kontynuowana historia detektyw Carter. Odwiedzają ją smutni panowie z CIA, ponadto zaczyna ona odczuwać, że z Lionelem jest coś nie tak. John prosi ją jak zwykle o pomoc przy niektórych sprawach. Fusco z kolei musi coraz mocniej angażować się w szeregach skorumpowanych glin z HR. Jednocześnie podpada szefom HR i może wkrótce mieć jakieś problemy. Najlepsze z tego odcinka zostawiłem na koniec! Mianowicie, to co stanowiło o jego sile, to retrospekcje z przeszłości Reese'a w Agencji. John i jego partnerka Cara (w tej roli Annie Parisse sprawia się bardzo dobrze) dostają zadanie zlokalizowania zagubionego ładunku gdzieś w Chinach. Trafiają do miasta-widma. Klimat wprost nieziemski!! Nie będę spoilerował, wiadomo że w misjach dla CIA nic nie jest tak proste jak mogłoby się na pierwszy rzut oka wydawać ;)
      Podsumowując, Twórcy zaserwowali nam (po raz kolejny) znakomitą mieszankę akcji, dialogów. Były też klimatyczne retrospekcje (IMO najlepsze w sezonie) i wątki które się zaczynają układać w całość. Jest też ciekawa i zaskakująca końcówka. Jedyne czego było mi brak, to za mało Fincha. Ocena: 9/10

Obserwujemy przeszłość Johna w CIA - najlepsza retrospekcja w serialu jak dotąd.

sobota, 28 kwietnia 2012

Big Bang Theory s05e22 - "The Stag Convergence"

     W tym tygodniu najnowszy odcinek Big Banga prezentuje rzecz dość niespotykaną w środowisku nerdów - wieczór kawalerski. Oczywiście nie jest to typowa impreza ze striptizerkami i litrami wódy. Raczej spokojne spotkanie kumpli z pracy. Największe jaja zaczynają się gdy Raj oraz Sheldon (tak! dr. Sheldon Cooper we własnej osobie !!) upijają się :D Sheldon daje przemówienie ośmieszające Howarda, a z kolei Rajesh opowiada dość barwne i pikantne szczegóły z ich wspólnych przygód. Pech trafia, że nagranie ze spotkania trafia do internetu (Will Wheaton o to zadbał :P - swoją drogą fajny ukłon w stronę G. Takei był w jednym z dialogów). Jedna ze scen epizodu obejmuje też 'babskie' przygotowania do ślubu. Tu oczywiście bryluje Amy Farrah Fowler ;) Podsumowując, to solidna część historii o naszych ulubionych fizykach. Doceniam pomysł z wieczorem kawalerskim, choć mogli trochę scenarzyści bardziej popuścić wodze fantazji :) Oceniłbym odcinek na 7,5/10

Game of Thrones s02e4 - "Garden of Bones"

Melisandre ma duży wpływ na Stannisa i w 4. odcinku gra jedną z kluczowych ról

   Hmm... cóż mogę powiedzieć. Uważam, po 4 początkowych odcinkach (czyli praktycznie 40% sezonu drugiego), że Gra o Tron zawodzi :/ Akcja jest miejscami bardzo chaotyczna, a zmiany względem książki powodują tylko zamęt w głowach osób które nie czytały... A teraz przystąpmy do recenzji najnowszej odsłony z s2.
     "Ogród Kości" to tytułowe miejsce w pobliżu Qarth. Dany dociera tam ze swoją grupą i chcą wejść do bogatego miasta. W tym celu pod bramą czeka ich rozmowa z kupcami "Trzynastu". Początkowo prowadzi ją jakiś biały grubas. Przeraziłem się że to Xaro Xhoan Daxos (który w oryginale był czarny!) ale na szczęście nie, na szczęście za chwilę pojawił się ten właściwy. Niestety nie uświadczyliśmy dwóch pozostałych postaci z trójki jaka powitała Daenerys w książce. To co mnie poraziło w tej scenie, to ewidentna ucieczka przed trudniejszymi efektami. Dany nie ma przy sobie smoka, wszystkie niby "schowane" - choć w książce było wyraźnie powiedziane że zawsze jeden smok był z nią, a dwa w klatkach i rotacja była. Drugie co mnie uderzyło - nie pokazano Matki smoków w mieście. Otwarto bramy, za nimi widać tło, ale to koniec sceny. Idę o zakład że w kolejnym odcinku Daenerys będzie już w domu kupca i Qarth (poza paroma dekoracjami w tle) nie zobaczymy. Nie ładnie HBO, nie ładnie. Nie tak robi się seriale 'z epickim rozmachem'. Dalej, w 4. odcinku mogliśmy towarzyszyć Lady Stark w obozie Renly'ego. Pojawia się tam Littlefinger ze szczątkami Neda. Jest też ukazana scena na wzgórzu - spotkanie Stannisa z młodszym bratem. Sama scena bardzo fajnie wypadła, dobry klimat ale za krótko IMO było. Źle z tej linii wątków wypadła końcówka odcinka, czyli kobieta w czerwieni rodząca 'cień'. Otóż, nie spodziewałem się że aż tak dosłownie przełożą z książki wizję Davos'a. Ona faktycznie coś urodziła! :D To jest in plus, ale problem polega że w książce najpierw widzimy 'cień' w działaniu, a narodziny przy innej okazji. Tutaj obie sprawy złączono w jedno i przez to moim zdaniem wypada to dziwnie i ktoś nie znający pierwowzoru mógłby nie rozumieć WTF.
     Dobrze za to prezentował się wątek Aryi. Wyrasta on na najlepiej przerobioną linię fabularną ze "Starcia Królów". Jest krócej niż w książce, ale jak najbardziej sensownie i ogólnie klimat jest zachowany, absolutnie nie przyczepiłbym się tu do niczego. Podobnie jest z Tyionem. Widać że Twórcy starają się jego poczynania oddać jak najwierniej. Skoro już jesteśmy w Królewskiej Przystani, to uważam że stracono czas z 40 min odcinka na niepotrzebną scenę, gdzie Joffrey każe torturować prostytutkę. Wcześniej widzimy scenę upokorzenia Sansy - dobrze to wypadło. Ale później całe te tortury, nie wiem w sumie po co to, czy dla kolejnej pary cycków żeby średnia mogła wynieść (jak ktoś policzył już) 5 i 1/2 cycka na odcinek ? 
    Podsumowując, martwi mnie dyspozycja drugiego sezonu Gry o Tron. Tam gdzie pierwsza odsłona serialu była logiczna, poukładana, wszystko toczyło się ciągiem, a w porównaniu z książką ucięto trochę scen, ale nie dodawano za bardzo nowości, tak tu mamy chaos w montażowni, skaczemy z punktu w punkt pomiędzy bohaterami. Catelyn Stark zdaje się teleportować po Westeros z prędkością światła. Brakuje też jakiegoś większego obrazu: gdzie znajduje się armia Tywina, gdzie Renly, gdzie Stannis, gdzie w tym wszystkim jest aktualnie Arya, a gdzie Robb. Jeśli tak dalej pójdzie to z serialem może być krucho niestety :/ oceniam odcinek na 6,5/10

Supernatural s07e19 - "Of Grave Importance"

      Heh, znowu z opóźnieniem recenzja, ale cóż :P Tydzień temu obejrzałem kolejnego Supernaturala. Jak się należało spodziewać, do serialu powrócił (w pewnym sensie) Bobby. I od razu jakby żywiej się robi w fabule. Widać jak bardzo sami bracia Winchester nie wystarczą.

Bobby wraca - w pewnym sensie - do gry ;)
     Scenariusz odcinka przewiduje akcję w nawiedzonym domu. Jest to tajemnicze miejsce gdzie giną co jakiś czas ludzie, znikają w niewyjaśnionych okolicznościach. Sam i Dean zostają poproszeni przez Annie - dawną przyjaciółkę ekipy - o pomoc w tej sprawie. Niestety zanim przybędą na miejsce kontakt z koleżanką po fachu urywa się. Szkoda mi czasu rozpisywać się nt. całej fabuły, ale muszę przyznać że ten odcinek był na prawdę dobry! Z jednej strony temat wyświechtany - duchy. Z drugiej zaś novum, bo ... jest nietypowo ;) W dodatku największą atrakcją niniejszego epizodu jest możliwość obserwowania wydarzeń z perspektywy ducha Bobby'ego, który podąża za braćmi. Jak się okazuje jest on związany z piersiówką, będącą teraz w posiadaniu Dean'a. Teksty jakie wtrąca były łowca oraz jego miny - brakowało mi tego przyznam :D Ciekawie też wygląda dom z perspektywy człowieka i z perspektywy ducha. Tam gdzie bracia chodzą przez puste pokoje, Bobby widzi dosłownie tłumy zjaw!
     Podsumowując, Supernatural odrabia pomału formę. Da się jeszcze coś wycisnąć z tego serialu, ale warunkiem jest odpowiednia ilość sprawdzonych postaci, bo Sam i Dean to stanowczo zbyt mało. Temat przewodni ukazuje jak słaby jest motyw z Lewiatanami oraz ile jeszcze tkwi potencjału w, wydawało by się wyświechtanym do cna, motywie z duchami. Oceniłbym ten odcinek solidnie 8/10.

środa, 25 kwietnia 2012

Fringe s04e19 - "Letters of Transit"

    Od drugiego sezonu serialu począwszy, każdy 19. odcinek w danym sezonie jest w jakiś sposób specjalny. Tym razem też tak jest...i jednocześnie nie do końca tak samo jak to drzewiej bywało. Nie zmienia to faktu, że ostatni epizod mojego ulubionego serialu wgniata w fotel i sprawia, że chce się krzyczeć: GIEV MOAR NOW !!!! :D
     Tym razem nie mamy - w formie prowadzenia fabuły - żadnego novum. To co jest tym 'nietypowym' pierwiastkiem, to czas akcji odcinka. Mianowicie, mamy rok 2036 !! Obserwatorzy przybyli z przyszłości i zniewolili ludzkość. Część się poddała i została tzw. 'loyalistami' a ci, którzy starają się stanowić choćby namiastkę oporu to tzw. 'natives' ('tubylcy' znaczy się) Dywizja Fringe została podporządkowana Władzy i zajmuje się sprawami wśród 'tubylców'. Klimaty są super, dosłownie można na nich zrobić film pełnometrażowy! Przez cały odcinek towarzyszymy agentce o imieniu Etta i agentowi Simonowi (w tej gościnnej roli jeden z fajniejszych aktorów Lost'a - Henry Ian Cusick). Oboje to ciekawe - jak przystało na ten serial - i pełne głebii postaci. Dowiemy się dzięki nim m.in. troszkę o inwazji Obs-ów. Jak się z czasem okazuje, wśród ludzi krąży legenda o agentach z Wydziału Fringe, którzy utkwili w bursztynie. Okazuje się, że odnaleziono ich miejsce pobytu. Wspólnymi siłami udało się wyciągnąć Waltera ;) W ten sposób John Noble po raz kolejny miał szansę udowodnić jak świetnym jest aktorem, bo znów zagrał troszkę odmienną wersję tej samej postaci. Nie będę zdradzał więcej nt. fabuły, ale mamy tu dużo fajnych smaczków, np. postarzałą Ninę. Jest też powrót (w pewnym sensie) ulubieńca publiczności - Williama Bella.
    Technicznie rzecz ujmując, ten odcinek wymagał większej ilości efektów niż zwykle. Ale zostało to zrealizowane z klasą i nie mam nic do zarzucenia.
    Wg. wypowiedzi Twórców ten odcinek daje nam wgląd na wygląd ewentualnego 5. sezonu i to w jakim kierunku ma podążyć fabuła. Póki co sezon nie jest oficjalnie zamówiony, ale znaki na niebie i ziemi wskazują że będzie i stanie się to powszechnie wiadomym już w tym tygodniu ! Jedyny problem tego epizodu polega na tym, że gdyby - załóżmy chwilowo ten tragiczny scenariusz - nie było jednak przedłużenia serialu, to fabuła 19. odcinka byłaby w sumie stratą czasu. Zostajemy nagle wrzuceni do przyszłości, podczas gdy jasne jest już że finał ma się rozegrać znów w 2012 roku. Dodatkowo, wydarzenia roku 2036 pokazują IMO jaki będzie ten finał - Walter podejmie decyzję o zabursztynowaniu siebie i okolicy. Plusem jest prawdopodobny występ Leonarda Nimoya w finale, BARDZO na to liczę !! :D
   Podsumowując, aktualnemu odcinkowi nie brakowało wprost niczego - była akcja, świeże postaci, genialny Walter, 'cameo' W. Bella i duużo obserwatorów. Czego chcieć więcej ?! Jedynie odjąłbym notę za to że ewentualnie taka wersja wydarzeń jak przedstawiona w 2036 r. zbyt wiele nam mówi o finale s4, no i sam 19. epizod nie jest już tak do końca odmienny w swej formie od reszty sezonu... ocena 9,5/10

Nowi agenci Fringe świetnie wypadli w tym odcinku !

sobota, 21 kwietnia 2012

Clash of the Titans

"Release the Kraken"  xD

    OMFG..... co mnie podkusiło obejrzeć ten gniot ? 0_o Cóż....w każdym razie co się widziało, to już nie da się odwidzieć :( Ale po kolei.
     Film zaczyna się sceną na morzu. Rybak odnajduje drewnianą trumnę dryfującą wśród fal, a w niej niezbyt żywą kobietę z bardziej już żywym dzieckiem. To dziecko, to (jakżeby inaczej) Perseusz. Gdy chłopak dorósł, był świadkiem śmierci swojej przybranej rodziny. Zabił ich Hades - jeden z bogów Olimpu. To była zemsta za to, że ludzie odwrócili się od tych, którym wcześniej oddawali cześć. Nie będę rozpisywał się co do dalszej części scenariusza, bo był on tak spaprany, że bania mała... W jednej chwili Perseusz jest więźniem, w drugiej trafia na imprezę jako gość, w kolejnej jest znów więźniem, a za chwilę przewodnikiem wyprawy... WTF 0_O W każdym razie grupa pod wodzą dzielnego (i sztywnego jak kołek oraz drewnianego jak Rasiak) protagonisty wyrusza na "kraniec świata, skąd jeszcze nikt nie powrócił". Jak należało się przecież spodziewać, docierają tam....w 4 dni xD Oczywiście po drodze są kłopoty, spotykają też ciekawych sojuszników (takie zmutowane Ewoki z Gwiezdnych Wojen). Właściwie gdy docierają na miejsce to i tak okazuje sie, że trzeba jeszcze wykonać dodatkowego questa - zabić hydrę. Ale spoko, bo Hydra mieszka po drugiej stronie Styksu, z tym też spoko, bo przecież wejście do Hadesu jest właściwie obok... tak przypadkiem zupełnie :D Cały film wieńczy scena pt. "Release the Kraken" (najgłupszy tekst w ustach Liama Neesona EVER !! ) Właściwie to walka z mityczną bestią trwa parę minut i jest koniec.... na szczęście.
    Koniecznie muszę wypowiedzieć się co do aktorstwa. Otóż, zatrudniono w sumie ciekawych aktorów, zwłaszcza do roli Bogów: mamy Liama Neesona jako Zeusa i Ralpha Fiennesa jako Hadesa. Obaj nieźle się prezentują. Jest też fajny smaczek łączący film z tegorocznym Immortals. Otóż w Starciu Tytanów rolę Apolla przyjął Luke Evans, który w tym roku grał Zeusa ;) Mamy też Madsa Mikkelsena jako Draco - ciekawy i dobry aktor charakterystyczny. Gemma Arterton nie pokazała praktycznie nic oprócz zgrabnego uda, w Prince of Persia było lepiej. Perseusza zagrał drewniany Sam Worthington - po prostu koszmar..... Nie rozumiem co paru tak znamienitych aktorów robiło w czymś takim. Widać że reżyser spaprał i źle pokierował ekipą, bo jest to chyba najgłupsza rola w jakiej widziałem np. Liama Neesona.
    Co do efektów, to muszę przyznać że było całkiem nieźle, ale nierówno. Dosłownie dany stwór (np. skorpion)  jednej scenie wyglądał super, a w innej jak malowany w paincie. To niezbyt dobrze świadczy o ekipie od CG... Czasem też śmierdziało mi 'Transformersami' i miałem wrażenie że gigantyczny skorpion się transformuje w decepticona zaraz.... Cały dział artworków to chyba najlepszy dział z całej produkcji tego gniotu, bo widać było że praca u podstaw i stworzenie pomysłu na wygląd świata przedstawionego - wszystko to było dobrze wykonane. Bogów ciekawie przedstawiono, Olimp też. Najlepiej wypadł Hades, bardzo ciekawa interpretacja. Podobały mi się plenery, np Argos. Muzycznie bezpłciowo było, tzn nie pamiętam nic z muzyki....
    Podsumowując, to jeden z tych filmów, od których należałoby się trzymać z daleka. Nie polecam! 4/10 (głównie in plus za artystyczny zamysł i efekty oraz Hadesa)...

How I Met Your Mother s07e21 - "Now We're Even"

      Wydarzenia tego odcinku biegną trójtorowo. Z jednej strony mamy Robin, która zaczęła pracę w TV, ale jest tam mało znana. Ma szansę zaistnieć, gdy pilot helikoptera którym leciała dostał zawału. Dziewczynie uda się wylądować, przez co zostaje bohaterką i staje się znaną postacią świata show-biznesu. Drugi wątek to sny Lilly. Śniło jej się uprawianie miłości z kimś innym niż Marshall. Ten przez cały odcinek stara się dowiedzieć co to była za osoba. Powiem szczerze, że sam się zdziwiłem tym kimś :D Trzecia sprawa, poruszona przez epizod, to Barney, który tym razem chce każdą noc uczynić legen.......wait4it............darną! LEGENDARNĄ!!! :D Znów więc mamy szansę zobaczyć parę odlotowych pomysłów Stinsona. Ogółem odcinek jednak wielką rewelacją nie był i rewolucji też nie przynosi. Pozostaje czekać na kolejny i liczyć że zakończenie 7. sezonu pchnie mocniej fabułę. Ocena: 6,5/10

Game of Thrones s02e03 - "What Is Dead May Never Die"

    Trzeci odcinek drugiego sezonu serialu jakby trochę spokojniejszy. Wątki nareszcie zaczynają się układać w całość. Ale czy to wystarczy...
    Za murem Jon Snow musi przyjąć na siebie gniew Lorda Mormonta za rozzłoszczenie Crastera. Straż zostaje wypędzona z jego domostwa i muszą ruszyć dalej w drogę. W tym czasie widzimy Theona, który musi znosić niechęć własnej rodziny. Balon planuje atak na ziemie Starków. Plany obejmują wprawdzie udział syna, ale z .... jednym okrętem. Widzimy też morski chrzest Greyjoya, całkiem klimatyczna scena.
    Na południu, Lady Catelyn dociera do obozu Renly'ego. Mamy okazję zobaczyć i poznać po raz pierwszy w tym sezonie brata Roberta, a także jego małżonkę - Margaery Tyrell (bardzo charakterystyczna Natalie Dormer w tej roli). Niestety nastąpił tu spory zgrzyt, gdyż mamy pokazaną wprost scenę łóżkową Renly'ego baraszkującego z Lorasem. Później następuje rozmowa z Margaery - nic z tego nie miało miejsca w książce i dziwię się Twórcom, że chce im się tracić czas antenowy na tak niepotrzebne sceny. W Królewskiej Przystani za to możemy obserwować Tyriona poczynającego sobie w najlepsze. Świetnie został skrócony wątek tej postaci i wychodzi to bardzo dobrze. Krasnal postanawia użyć specjalnego triku po to, by poznać szpiegów swojej siostry - rozmawia z Littlefingerem, Varysem i Cressenem nt. wysłania któregoś z dzieci Cersei pod opiekę. Każdemu mówi inną wersję. W ten sposób -  gdy rozwścieczona Królowa przychodzi do brata, ten wie już kto zdradza jej sekrety... cała akcja z książki została tu perfekcyjnie pokazana, cała esencja!
    Ostatnie z ważnych rzeczy w tym odcinku to wątek Aryi. Grupa Yorena nocuje w opuszczonym grodzisku i zostają zaatakowani przez ludzi Lannisterów. Córka Neda wraz z paroma niedobitkami trafia do niewoli. Tu też dobrze wyszło skrócenie wątku w porównaniu z książką i czekam na dalszy rozwój wydarzeń. 
    Podsumowując, Gra o Tron przystopowała z ilością wątków na odcinek, aczkolwiek nadal mam wrażenie że oglądam skróty z tomu II. Pozostaje się pogodzić, że to tylko adaptacja powieści a nie wierna ekranizacja. Jak się o tym pamięta to można się bardzo dobrze bawić, bo serial HBO to rozrywka wysokiej klasy. Ocena za ten odcinek: 7,5/10

Theon Greyjoy musi na nowo wkraść się w łaski swego ludu...

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Fringe s04e18 - "The Consultant"

      Po zeszłotygodniowym bardzo dobrym Fringe przyszedł czas na słabszy, ale również istotny odcinek. Znów bowiem dostajemy kolejną 'cegiełkę' do układanki o nazwisku David Robert Jones :)
       Fabuła epizodu znów toczy się w redverse. W związku ze sprawą dziwnych śmierci po obu stronach "Mostu" (stworzonego pomiędzy dwoma wymiarami) Walter jako naukowy konsultant przechodzi na drugą stronę żeby wspomóc śledztwo tamtejszej Fringe Division. Po tamtej stronie zaś często będziemy też towarzyszyć alt-Broyles'owi. Okazuje się bowiem, że ma on ciężko chorego synka, któremu DRJ dostarcza ważne leki. To dlatego dowódca dywizji był jego 'kretem'. Czyli wszelkie teorie o alter ego Philipa Broylesa będącym shapeshifterem - upadają. Podoba mi się sposób w jaki przedstawiono tę postać, na prawdę po 'ludzku' to wyszło i z ciekawą końcówką wątku :) Co do alt-Olivki, to zmaga się ona ze stratą partnera. Pomaga jej 'niebieska' wersja agenta Lee. Początkową sceną odcinka jest pogrzeb alter-Lee. Muszę przyznać że Annie Torv do twarzy w mundurze galowym ;D Przez cały odcinek scenom jej postaci towarzyszą silne emocje, które przyznam udzielały się trochę mi jak oglądałem. To świadczy tylko o kunszcie tej aktorki i jest to jeden z wielu argumentów świadczących o tym, że Anna Torv to jedna z najlepszych młodych aktorek. Szkoda że tak niedoceniona póki co :/ Wracając do serialu, świetna była scena gdy lekko pijana alt-Olivia rozmawiała z Walterem. Jeszcze w takim kontekście tej postaci nie widzieliśmy. In plus zaliczę też oczywiście postać DRJ, która pojawia się parę razy. Zabrakło mi jednak czegoś w tym odcinku, może tempo akcji było zbyt powolne i "sprawa tygodnia" nie aż tak rewelacyjna. Tzn. wnioski w trakcie śledztwa praktycznie są ciągle te same od początku do końca i już w połowie odcinka wiemy o co chodziło.
       Podsumowując, ten odcinek cechowało (jak zwykle we Fringe) świetne aktorstwo! In plus na pewno cały wątek alt-Broylesa i wątek Olivii. Sporo też wydarzyło się w kontekście planów DRJ i ten odcinek jest kolejnym ważnym krokiem w kierunku finału. In minus zaliczyłbym śledztwo i trochę za mało się działo mimo wszystko. Stąd ocena będzie 8/10 - bardzo dobry, solidny odcinek ale też nie rewolucyjny, z paroma minusami.

Poznamy motywy 'czerwonego' alter-ego Broylesa :D

Z niecierpliwością czekam na kolejny epizod, bo teasery są po prostu bombowe i tradycyjnie 19. odcinek sezonu będzie w jakiś sposób niezwykły! Coś czuję po zapowiedziach że będzie za tydzień ocena 10/10 :D

niedziela, 15 kwietnia 2012

Game of Thrones s02e02 - "The Night Lands"

Trochę mi się spóźniła ta recenzja drugiego odcinka Gry o Tron, ale cóż.... bywa ;P
      W tym epizodzie, podobnie jak w premierowym, mieliśmy do czynienia z kilkoma wątkami. Daenerys oczekuje powrotu swych jeźdźców. Wraca koń jednego z nich wraz z... głową w worku. Właściwie nic więcej się nie wydarzyło, ale mam wrażenie że jutrzejszy odcinek to nadrobi z nawiązką ;) Dalej, możemy obserwować Theona Greyjoy'a który odwiedza siedzibę swego rodu - Pyke. To jedna z kilku wysep, nad którymi sprawuje pieczę Balon Greyjoy - ojciec, który był zmuszony oddać swego małego synka w ręce Starków. Gdy prawowity spadkobierca powraca po latach, nie cieszy się niestety ciepłym przyjęciem. Muszę przyznać, że Balon został świetnie przedstawiony - zgorzkniały starzec w łachach, cień dawnej chwały - właśnie tak jak go sobie wyobrażałem czytając "Starcie Królów". Jest też Asha - siostra Theona (w serialu niestety zmieniono jej imię na Yara, żeby sę nie myliło z Oshą w Winterfell - Twórcy nie wierzą w inteligencję widzów :/ ) Jej wprowadzenie jest dość szybkie i skrótowe, ale zachowano esencję jej pierwszego spotkania z bratem ;)

Pyke, podobnie jak reszta plenerów, wypadł rewelacyjnie!
       Zgodnie z sugestią końcówki poprzedniego odcinka podążamy też tropem Aryi i grupy pod wodzą Yorena. Przyznam że ciekawie tu skrócono wątki i podano chyba esencję kilku różnych scen z książki w trzech nieskomplikowanych scenach w serialu. Bardzo dobrze to wypadło! Ale za to wkurzył mnie jeden zabieg: Rorge - jeden z więźniów w klatce - nie miał wg. książkowego opisu nosa. W serialu go normalnie posiada. Czyżby lenistwo produkcji ? Przecież przy dzisiejszym poziomie charakteryzacji i efektów specjalnych stworzenie postaci bez nosa nie stanowi problemu, więc nie rozumiem takiego zabiegu, zwłaszcza że trochę kłóci się on wtedy z tym jak danego bohatera powinna widownia odbierać... Na północy zaś, John Snow przebywa ze Strażą u Crastera. Mamy tu scenę z jedną z jego córek, a także nowość w stosunku do książki - w nocy bękart obserwuje gospodarza jak ten wynosi noworodka w las, po czym Snow dostaje czymś w głowę!
      W Królewskiej Przystani Tyrion coraz śmielej sobie poczyna. Wyrzuca dowódcę straży, wprowadza swoje porządki. Generalnie przejmuje władzę, tak jak to było w książce :) Nie da się ukryć że to najlepsza postać "Starcia Królów" a Peter Dinklage sprostał wyzwaniu w 200 %. Na Smoczej Skale zaś mamy Melisandre, która zawładnęła Stannisem całkowicie. Brat zmarłego króla słucha się jej we wszystkim. Ku niezadowoleniu jego dotychczasowych doradców. Jedną z ostatnich scen odcinka jest namiętny seks uprawiany przez tę parę - scena której w książce próżno szukać i sam zastanawiam się czy potrzebna.
      Podsumowując, drugi odcinek Gry o Tron utrzymuje zawrotne tempo poprzednika. Zaczynam się zastanawiać czy jednak drugi tom sagi nie powinien dostać chociaż z 12 epizodów, bo jeśli każdy następny ma tak wyglądać, to będzie dziwnie. Oglądając sezon drugi mam wrażenie skrótowości, tak jakbym oglądał spore streszczenie książki. Dodatkowym problemem są sceny których w pierwowzorze nie było. Ja rozumiem, że trzeba pewne rzeczy dostosować, ale czy koniecznie musimy oglądać nowe fragmenty, zamiast tych gotowych z książek ? Było, nie było całość ogląda się całkiem nieźle i dla osoby nieznającej drugiego tomu może być to wszystko bardziej sensowne niż dla mnie. Ocena: 7/10

czwartek, 12 kwietnia 2012

How I Met Your Mother s07e20 - "Trilogy Time"

    Trzeba przyznać, że pomimo braku pomysłów na jakieś ważniejsze wydarzenia w życiu Teda, Robin i spółki, scenarzystom udaje się tworzyć w tym sezonie bardzo ciekawe - pod względem narracyjnym - odcinki.
    Tak jest i tym razem. Barney ma problemy z dostosowaniem się do mieszkania pod jednym dachem z Quinn. Przychodzi wyżalić się kumplom. Okazuje się że jest to też "czas na Trylogię". Mianowicie Ted, Marshall i (od 2006 roku) Barney Stinson oglądają co 3 lata trylogię Gwiezdnych Wojen. Snują przy tym plany co będzie się działo w ich życiu po kolejnym 3-letnim cyklu. Rzecz jasna plany te nijak mają się potem do rzeczywistości. Aktualny epizod stanowił świetny pretekst do pokazania jak zmieniali się bohaterowie i ich marzenia począwszy od 2003 roku, a na rozmyślaniu o 2015 kończąc. Świetny pomysł i bardzo dobrze to wyszło w tym odcinku. Ostatecznie przez chwilę mieliśmy okazję zobaczyć ten 2015 i Teda z malutką córką na rękach! Można zatem wywnioskować, że HIMYM nie będzie miał dłużej niż jeszcze 1-2 sezony ;). A przynajmniej na to liczę, bo wtedy jest szansa na sensowne zakończenie wszystkich wątków i z przytupem, bez rozciągania w nieskończoność.
    Odcinek oceniłbym na dobre 7,5/10 za pomysł. Jednakże to mimo wszystko za mało żeby dorównać najlepszym epizodom z poprzednich odsłon.

Fringe s04e17 - "Everything In Its Right Place"

      Twórcy swego czasu obiecywali, że otrzymamy odcinek skupiający się na postaci Lincolna Lee i właśnie ten czas nadszedł :D (tzn. w ostatni piątek nadszedł, bo mi się trochę opóźniają te recki :P )
      Fabuła epizodu kontynuuje wątek uczucia Lincolna do Olivii. W związku z zakwalifikowaniem do (mało) zaszczytnej strefy FriendZone, agent Lee potrzebował ucieczki. Nadarzyła się ku temu świetna okazja. Redverse poprosił o akta sprawy Jones'a i ktoś musiał im te akta przekazać i przeprowadzić debriefing. Lincoln natychmiast się zgłosił. Jak się należy domyślać, po drugiej stronie "lustra" wpakował się w śledztwo związane z Shapeshifterami. Alt-Olivka i alter ego agenta Lee ścigają zmiennokształtnego, najwyraźniej (jak się później okazało) prototypowy i niedopracowany egzemplarz. Bardzo podobały mi się przekomarzanki między obiema wersjami Lincolna, a także porównania ich życiorysów. Tak samo genialnie wypadły kolejne próby rozróżnienia między redverse a blue/orange - verse! Widać, że nadal temat różnic między dwoma podstawowymi światami z Fringe nie został wyeksploatowany i ma wciąż dużo do zaoferowania! Śledztwo przebiega w dobrym tempie, klasycznym dla Fringe - nie ma czasu na oddech. Co chwilę coś się dzieje, ale też wszystko ma ręce i nogi.
     Scenarzyści zdecydowali się na dość drastyczny krok! Otóż - uśmiercono alt-Lee !! Przyznam, że czegoś takiego się nie spodziewałem. Ale jak się o tym myśli, patrząc wstecz, to taki krok jest sensowny. Lincoln nie ma swojego miejsca w swoim świecie, gdzie jego ukochana woli Peter'a. Z kolei w 'czerwonym' uniwersum była już wersja agenta Lee.... no właśnie - była i już teraz nie ma ! Dlatego na końcu mamy scenę, gdy LL przychodzi pocieszyć alt-Olivię, mocno związaną z partnerem. Inną sprawą jest że uważam że pokazany Lee na końcu jest ... shapeshifterem, o czym świadczą drobne różnice w ubraniu (inny kolor krawatu, inny krój marynarki, ID trzymane w zewnętrznej kieszeni itd.)
     Podsumowując, odcinek warty obejrzenia. 4. sezon po początkowym zastoju i lekkiej niemrawości wrócił do dobrej formy. Może nie był to jeszcze szczyt marzeń, ale te 9/10 to w pełni zasłużona ocena. Mimo, że nadal uważam że nie jest to jeszcze najlepsza jakość (tzn. jak cały s3 który był wprost EPICKI), ale serial trzyma fason, uśrednionym poziomem dorównuje solidnemu sezonowi drugiemu, który miewał słabsze momenty ale też jak wiemy zbudował 'scenę' pod akcje w kolejnym. Dlatego liczę po cichu że w finałowych odcinkach które się teraz rozegrają będzie wielkie "WOW" i wielkie "BOOM" i Fringe zakończy swój żywot z co najmniej 13-odcinkowym ale i genialnym finałem, który przebije jak na razie najlepszą odsłonę trzecią.

Dwóch Lincolnów dostarcza nam dużo wrażeń :D

Person of Interest s01e19 - "Flesh and Blood"

     Trzeba przyznać, że PoI trzyma równy, wysoki dodajmy do tego, poziom przez cały sezon. Wiadomo, że jedne odcinki są troszkę lepsze, a inne troszkę gorsze, z reguły jednak cały czas nie schodzą poniżej jakiegoś poziomu. Tutaj mamy do czynienia właśnie z reprezentantem tej lepszej grupy.
      Dużą zaletą fabuły epizodu jest to, że znów wraca Elias i to on jest głównym rozgrywającym tego tygodnia. Cała akcja zaczyna się od faktu, że Maszyna podaje tym razem 5 numerów na raz. Są to liczby związane z głowami 5 rodzin mafijnych Nowego Jorku. Reese wraz z Finchem od razu domyślają się, że może chodzić o Eliasa pragnącego przejąć kontrolę nad miastem. W tym samym czasie pani detektyw Carter dowiaduje się o pieniądzach jakie zniknęły z konta Eliasa. Znaczy się - coś zacznie się dziać. I to szybko! Nie zdradzając zbytnio fabuły (za dużo pisania byłoby :P ) powiem tylko, że cały plan Eliasa jest całkiem ciekawie ułożony. Twórcy pokazują w fabule ile może robić człowiek mający wpływy i pieniądze. Dochodzi do ciekawych zwrotów akcji (choć niezbyt wielu), jest sporo napięcia. In minus zaliczyłbym akcje Reese'a w stylu 'rambo'. Rozumiem że przyciśnięty do ściany musi działać i to błyskawicznie. Ale mimo wszystko były agent CIA - maszyna do zabijania i brudnej roboty w dodatku - powinien mieć pewne odruchy wyuczone, które nawet w granicznych sytuacjach sprawią, że nie będzie bez sensu wbijał do magazynu pełnego uzbrojonych przeciwników, bez odpowiedniego rozpoznania i wsparcia. Dlatego parę scen uważam za trochę durne. Miejscami też produkcja zbyt sugerowała niektóre wydarzenia odpowiednim ruchem kamer i wykadrowaniem, a szkoda bo mogło być zaskakująco, a nie było. In plus zaliczę końcówkę i jestem ciekaw jak się to wszystko dalej potoczy. Świetne były retrospekcje z dorastania młodego Carla, mam nadzieję na więcej w kolejnych odcinkach. Osobiście liczę, że w finale okaże się że ktoś 'grubszy' stoi za poczynaniami mafioza, że poznamy jakiś większy sens całej sprawy.
      Podsumowując, dobrze rozpisana fabuła, ale tempo akcji mogłoby być szybsze i troszkę więcej zwrotów akcji plus bardziej zaskakująca praca operatorów. Enrico Colantoni jako Carl Elias jest bezbłędny i to zdecydowanie jedna z gwiazd tego serialu. Udało mu się stworzyć postać pełną głębi i charakteru. Ogółem mimo paru wad epizod zaliczyłbym do udanych i ważnych dla fabuły. Za odcinek całościowo dałbym dobre 8/10.

Elias wyłożył karty na stół :D

wtorek, 10 kwietnia 2012

Big Bang Theory s05e21 - "The Hawking Excitation"

      Witam po świątecznej przerwie :P Mam lekkie zaległości w recenzjach, ale postaram się to nadrobić. Zaczynam od ostatniego Big Banga z udziałem specjalnego gościa - Stephena Hawkinga!!
       W niniejszym epizodzie Howard chwali się kolegom, że na Uniwersytet przyjeżdża sam Stephen Hawking - jedna z najbardziej znanych postaci nauki XX i XXI wieku. Howard ma być jego asystentem. Ma się opiekować m.in. jego wózkiem, dzięki czemu ma souveniry - przynosi przyjaciołom elementy wózka w prezencie! :D Sheldon, gdy tylko dowiaduje się o 'Hawku' błaga kolegę o możliwość spotkania i przedstawienia swojej teorii. Niestety za lata naśmiewania się z Howarda musiałby najpierw przeprosić, czego oczywiście dumny dr Cooper nie ma zamiaru tak łatwo robić. Wszystko jednak kończy się dobrze i rzeczywiście Stephen Hawking pojawi się osobiście w jednej ze scen :) - tyle mogę zdradzić.
      Cały odcinek, podobnie jak poprzedni, to kolejny przykład na to iż Twórcy serialu nadal mają genialne pomysły! A jak jeszcze do tego dochodzi ciekawy gość specjalny, to można rzeczywiście zaliczyć serial do grona najlepszych komediowych sitcomów. Za sam odcinek uczciwie przyznam 9/10 - BBT w formie!

piątek, 6 kwietnia 2012

Skala ocen

     Witam! Dziś Coeniasty zwrócił mi uwagę na to, że wystawiam zbyt podobne oceny wszystkim serialom i filmom. Przyznaję, że ostatnio też to zauważyłem. Myślę że wynikało to z tego, iż zawsze wystawiając daną notę mam w głowie że mogło być gorzej, no i te oceny 1-4/10 są zarezerwowane tak na prawdę dla filmów które by mnie totalnie zawiodły. Z reguły to co oglądam aż tak nie zawodzi stąd 99% ocen oscyluje w zakresie 7-9/10 - tak już mam. Nawiasem mówiąc - kiedyś czytałem artykuł nt. zjawiska "inflacji ocen" w recenzjach gier komputerowych. Tam też z reguły niemal każda gra typu AAA dostaje notę 8-10/10, a jak jest te 7/10 to już znaczy że nie spełniła oczekiwań, a przecież 7/10 nie jest złą oceną jak się obiektywnie popatrzy. Wydaje mi się przy tym, że trudno jest oceniać do końca obiektywnie to co oglądamy/czytamy/gramy. Bo wiadomym jest, że filmów którym wystawiłbym te 1-4/10 nawet bym nie obejrzał, bo odgórnie wybieram to co mnie interesuje.
    Ale stawianie noty 8/10 prawie każdemu odcinkowi seriali jest faktycznie dziwne i od tej pory postaram się poszerzyć trochę skalę. Nie obiecuję że wejdę na noty rzędu 1-3, ale postaram się surowiej oceniać. Stąd też, oceny następnych odcinków/filmów nie będą tak do końca porównywalne z poprzednimi, o czym lojalnie uprzedzam ;) AVE!

Game of Thrones s02e01 - "The North Remembers"

    

No i nadszedł upragniony 2. kwietnia i rozpoczęła się wojna o tron Westeros... Czy tez może Starcie Królów ;) Poprzedni sezon zostawił widzów w zawieszeniu po niespodziewanej (jak dla kogo :P ) śmierci Neda Starka. S2 jest oparty na drugim tomie 'Sagi Pieśni Lodu i Ognia', pt. "Starcie Królów". Już od czasów wstępnych zapowiedzi i castingów było wiadomo, że Twórcy będą musieli pozmieniać niektóre wątki, jedne ukrócić, inne trochę poprzestawiać. Jako że przeczytałem książkę to siłą rzeczy automatycznie porównywałem z nią to co widziałem na szklanym ekranie.
    W fabule pierwszego epizodu nowej serii mamy tak na prawdę przedstawienie wszystkich najważniejszych miejsc, wątków i postaci, jakie będą nam towarzyszyć przez cały sezon. Towarzyszymy zatem królowi Joffreyowi w trakcie turnieju. W tym czasie do King's Landing przybywa Tyrion jako wysłannik Namiestnika (Tywina z Lannisterów - ojca Cersei, Jamie'go i krasnala). Mamy zaraz potem rozmowę karła z siostrą, muszę przyznać że Peter Dinklage jest po prostu geniuszem. Dodatkowo widać, że dialogi tam gdzie się dało zostały przeniesione z książki. 
Dalej, mamy pokazaną Daenerys jak przedziera się przez pustkowia. Cała scena praktycznie była tylko wstępem do wątku 'Matki Smoków', ale wstępem dobrym trzeba przyznać, takim w sam raz. (może poza faktem, że wydaje mi się, iż Dany rozesłała w książce jeźdźców w trochę innych kierunkach niż w serialu)
     Na Północy John Snow z resztą Straży przedzierają się przez lasy do schronienia u Crastera. I tu najbardziej było widać cięcia i zmiany spośród całego pierwszego epizodu. Scena w lesie (z klatkami i Samem koło nich) trwa... 5 sekund może 0_o w książce troszkę tam się jednak działo. Nie mówiąc już o tym, że wcześniej napotykali opuszczone siedziby Dzikich, o których tu nie padło ani słowo. Cała armia dotarła do Crastera i w wątku na odcinek 1. zmieściła się nawet kolacja u niego, także z wątku bękarta Starków bardzo dużo moim zdaniem zostało pokazane jak na jeden epizod.
     Następnie pokazano Smoczą Skałę i rozpoczęto linię fabularną Stannisa - brata zmarłego króla z rodu Baratheonów. Tu też są zmiany w stosunku do pierwowzoru. Widzimy palenie Starych Bogów i śmierć Maestera. Właściwie to te wydarzenia powinny otwierać cały sezon, tak jak to miało miejsce w książce. Cały wątek Cressena był skrócony do jednej sceny na radzie u Stannisa - takiego czegoś w książce nie było i muszę przyznać, że akurat tutaj wyjątkowo skrócenie nie wyszło scenarzystom najlepiej :/ śmierć maestera od zatrutego wina była jakaś dziwna i niezrozumiała dla mnie jako widza powiem szczerze....
    Kolejny napoczęty wątek, to Król Północy Robb Stark i jego decyzje odnośnie dalszych działań. Pojawia się tam także nowa postać - Alton Lannister - której w książkach nie uświadczymy. Zobaczymy jak takie zagranie się opłaci Twórcom. Na razie zastrzeżeń nie mam, ale dziwię się że nie dano mu imienia postaci którą ma jakby zastępować (tzn. posła - kuzyna Lannisterów, imienia nie pomnę już niestety :P ). Na moment mignął nam też Theon Greyjoy, a także Bran w Winterfell (fajna scena w Bożym Gaju). Odcinek kończy Arya pokazana jak jedzie z Yorenem na północ.

Mój ulubiony wątek Gry o Tron - "Matka Smoków"

     Technicznie, muszę przyznać że jak zwykle HBO stanęło na wysokości zadania, świetne plenery, super dobrane pod konkretne miejsca (pustkowia czy Smocza Skała są świetnie pokazane, nie mogę się doczekać Harrenhall i Qarth'u ! ). Wszelkie charakteryzacje, postaci w drugim planie, wszystko perfekcyjnie dograne, tylko z większym rozmachem niż w s1. Taka na przykład Melisandre wyszła OBŁĘDNIE !!!! :D Smoki (Drogon siedzący na ramieniu Dany) czy wilkory były fajne. Może te drugie tylko za mało masywne, wielkość fajna, ale wilkory jednak wyobrażałem sobie jako masywne bestie... Mam zarzut do komety, bo z opisu książkowego wynikało że świeciła na wschodzie i wyobrażałem ją sobie jako wielką jasnoczerwoną szramę na niebie. A tutaj dostaliśmy... czerwoną kreskę - chyba Twórcy zbyt realistycznie podeszli do tej kwestii, szkoda że nie pofolgowali bardziej wyobraźni.
   Podsumowując, pierwszy odcinek niósł ze sobą sporo znaczących zmian w stosunku do literackiego pierwowzoru. Nie oznacza to że to źle, wręcz przeciwnie - zmiany pozwolą zmieścić fabułę tomu II w ciągu tych 10 epizodów. Mam tylko nadzieję, że wszelkie modyfikacje okażą się trafionymi. Ja mam tę zaletę, że znam książkę, ale nie wiem jak niektóre skróty odbiorą osoby, które nie czytały (np. ze śmiercią maestera). Oceniam pierwszą odsłonę sezonu 2 na 8,5/10 i z niecierpliwością oczekuję kolejnych ! :)

środa, 4 kwietnia 2012

Californication s05e12 - "Hell Ain't a Bad Place to Be"

     Finał Californication troszkę zawiódł, wydaje mi się, że scenarzyści zbyt infantylnie chcieli zakończyć wszystkie pootwierane wątki w jednym odcinku :/
        Fabuła skupia się na Hanku Mood'ym, który stara się poukładać sobie wszystko z Karen i Becką. Epizod otwiera dobra scena jak główny bohater siedzi w barze, w piekle. Barmanem jest nie kto inny tylko Lew Ashby. Obok siedzi Becka z Tylerem i nie wyglądają na szczęśliwych. Koszmar kończy się, gdy do baru wbija murzyn z gnatem i zaczyna zabijać. Ogólnie fajnie wprowadzenie :) W realu Bates rozstaje się z Karen w zgodzie.... i w sumie tyle go widzieli. Pisarz jedzie potem na plan filmowy, w poszukiwaniu Tylera z którym ma do pogadania. Na miejscu przetnie się wiele wątków z piątego sezonu. Charlie wróci do łask Hank'a i pogodzi się z Marcy (znów będą razem - było do przewidzenia), a Kali przyzna się do zdradzania Samuraja Apokalipsy (imię, które po polsku brzmi jeszcze bardziej kretyńsko :P ). W każdym razie, wszystko kończy się dobrze i Hank już miał wracać do domu, ale po drodze wstąpił do mieszkania Runkle - po wino. Tam zastał swoją ostro porypaną byłą. Chciał opuścić lokal, ale jak to Moody, nie zrobił tego kiedy powinien. Ona wsypała mu coś do drinka. Ostatnie sceny wyglądają tak jakby Hank umarł, ma dziwne wizje i w ogóle.
      Ostatecznie, odcinek wygląda tak sobie, bo scenarzyści chyba za bardzo uparli się zakończyć wszystko w jeden odcinek, w związku z tym przed finałem mieliśmy jeszcze dużo różnych zawirowań, a tu nagle wszyscy się ze sobą godzą i są jedną wielką szczęśliwą rodziną. Moim zdaniem niektóre sprawy są zbyt infantylne (np. Kali godzi się z chłopakiem mimo zdrad i braku uczucia - nie rozumiem totalnie), a inne scenarzyści na siłę chcieli chyba poprowadzić w negatywny kontekst (końcówka z Moodym - jak zwykle "schrzanił" choć tym razem nie wyszło to już wiarygodnie :/ ) Oceniłbym odcinek na takie niezłe 7/10, ale jak na finał to kiepsko trochę.
      Sezon oceniłbym ogółem nieźle ale gdyby nie Charlie to byłoby krucho, stąd maksymalnie dałbym 7,5/10 za całość. Było dużo śmiesznych akcji i tekstów, ale to wszystko dotyczyło tylko linii fabularnej agenta. Pozostałe postaci nie miały aż tak ciekawie i nawet pisarz mi się już przejadł trochę. Wiem, że już oficjalnie będzie kolejny sezon (ponoć na Broadwayu akcja się toczy), stąd jasne jest że Hank nie umarł, tylko jakiś czas później wyjechał z LA po spapraniu spraw z Karen. Należałoby się przy tym zastanowić, czy Twórcy nie powinni jednak ostatecznie dać mu tej upragnionej rodziny i zasłużonej emerytury.....

Finał zaczyna się klimatyczną sceną w piekle :D

wtorek, 3 kwietnia 2012

Spartacus s02e10 - "Wrath of the Gods"

     Dla drugiego sezonu Spartacusa nadszedł czas na Wielki Finał. A raczej "Wielki" lub nawet "wielce" spaprany :/
     Odcinek dziewiąty, poprzedzający, znakomicie zbudował klimat pod zakończenie sezonu. Cóż tam się nie działo: bitwy, intrygi, zdrady, krew i sex czyli esencja serialu, za co była ode mnie zasłużona 10 :) Niestety, końcówka drugiego sezonu ma się odmiennie, może nie zgoła, ale odmiennie. Wydarzenia wokół Wezuwiusza chwilowo cichną, grupa gladiatorów szuka schronienia na szczycie. Za jedyne towarzystwo mają głód i chłód... To sprawia, że w grupie pojawiają się niesnaski i część schodzi na dół wbrew zakazom. Dzielny Paladyn Spartacus musi ruszyć im na odsiecz... przy okazji ginie tam jego ukochana - jedyna fapable brunetka jaka została w tym serialu została uśmiercona, WTF Twórcy !!?? Teraz została jedynie Naevia, która sprawia wrażenie upośledzonej umysłowo.
     U podnóża góry Glaber chytrze planuje kampanię i to co nastąpi po niej - triumfalny marsz do Rzymu po chwałę. W tym czasie odwiedza go też Illithiya z Lucretią. Żona pretora namawia go do jak najszybszego ataku, gdyż chciałaby mieć męża u boku przy narodzinach potomka. Jednocześnie oboje ustalają że pozbędą się niepotrzebnego balastu: on - Ashura, ona - Lucretii. Cały wątek kończy się ciekawie, aczkolwiek w sposób dający się przewidzieć :P
     To co mnie zawiodło, to finałowa bitwa - najlepsi wojowie w Italii głowili się przez dni i noce żeby wymyśleć tak durny plan, że aż mi się płakać chce: sklecą liny i po nich zejdzie czwórka gladiatorów. Bo po co więcej..... Następnie ta czwórka obudzi cały obóz legionistów, obsługując we czterech (!!!) dwie katapulty (których normalna obsługa wymaga chyba z 2x tyle osób) i strzelając jakoś po 5 strzałów na minutę z każdej z osobna. WHAT THE FUCK ??!!!!
       To co mnie najbardziej zawiodło, to śmierć kilku postaci, które uważam że ciągnęły ten wóz i w przyszłym sezonie może być ciężko: Oenomaus ginie w obronie Gannicusa - było do przewidzenia, Ashur ginie zamordowany przez Naevię - OMFG, okryjmy to milczeniem.... Lucretia ginie rzucając się w przepaść z dzieckiem Illithyi, która sama traci przytomność - wiadomo że przeżyje; Glaber ginie z rąk Spartacusa. Ten ostatni zaś strzela taką mowę na koniec, że miałem ochotę sobie strzelić w głowę słuchając tego crapu. Za to Crixus patrzył się tak jakby mu chciał co najmniej obciągnąć 0_o
     Wizualnie i muzycznie za to było na prawdę godnie finału. Efekty dobre, może poza mieczem wbijanym w Glabera, bo przez ułamek sekundy widać było kiepskie nałożenie, coś się popsuło w kluczowaniu chyba. Muzyka znakomita, chyba po raz pierwszy w tym serialu był motyw który dał się zauważyć i zapamiętać...
    Podsumowując odcinek: ocena 7/10. Twórcy nie sprostali zadaniu i zrobili zbyt infantylne zakończenie. W dodatku większość rozwiązań dało się przewidzieć. Miało być epicko, ale można też było trochę trzeźwiej układać plan bitwy, bo był wprost śmieszny!

Glaber zdawał się mieć na usługach kompanię, niewiele większą od grupy rebeliantów - znaczna różnica w stosunku do 9. epizodu, czyżby niedopatrzenie Twórców ?

       Co do sezonu 2 jako całości, o była to na prawdę bardzo dobra kontynuacja poprzednich odsłon. Wiele wątków zostało dobrze poprowadzonych, choć niektóre trochę niepotrzebnie, tzn rozpoczęte i skończone w ciągu sezonu, czyli bez sensu wprowadzane. Szkoda mi wielu świetnych postaci: Glaber, Doctore, Ashur, Lucretia. To oni napędzali cały ten serial i bardzo ciężko jest mi sobie wyobrazić go bez nich. Myślę, że Twórcy mogli się tu zapędzić w kozi róg. W istocie myślę że to właśnie zrobili i w trzecim sezonie mogą z tego nie wybrnąć! Rzecz jasna można znowu zrobić serię prequel'ową, ale to nie zawsze zadziała.
Liam McIntyre nie sprawdza się jako główny protagonista. W porównaniu do nieodżałowanego Andy Whitfielda, z herosa z krwi i kości, wiarygodnej postaci z ciężką przeszłością - zrobił wydmuszkę, paladyna walącego monologi o dobru, równości i człowieczeństwie.... Szkoda mi Crixusa któremu towarzystwo ukochanej nie służy i mam wrażenie że jeszcze 2 sezony i będzie potulnie siedział w kapciach i oglądał jak inni walczą za niego. Z grupy rebelii jedyne dwie sensowne postaci jakie pozostały to Gannicus i Agron - obaj świetni, w dodatku myślący na prawdę o dobru ogólnym a nie tylko o byłych kochankach. Nie wiem też po co było tworzyć grupę special-squad Glaber'a skoro wszyscy poginęli w starciach jak jakieś podrzędne wieśniaki - WIELKA szkoda, bo mogły to być ciekawe postaci :/ Ogółem jednak cały sezon wypadł bardzo dobrze, szkoda że tak końcówka zawiodła. Spartacus Vengeance: 8/10

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Supernatural s07e18 - "Party On, Garth"

    Po ostatnim odcinku ze świetnym powrotem Cas'a dostajemy tym razem epizod z "duchem tygodnia". Musze przyznać, że dość świeżo to wypadło, z powrotem fajnej, sympatycznej postaci.
    Scenariusz skupia się na braciach Winchester, którzy muszą rozwiązać zagadkę ducha mordującego ludzi. Sęk polega na tym, że nie wszyscy widzą zjawę. W dodatku sprzyjają jej inne dziwne okoliczności (których nie zdradzę, by nie psuć zabawy). Akcja dzieje się w miejscowości, gdzie jest gorzelnia prowadzona przez rodzinę i jej przyjaciół. Członkowie rodziny giną zamordowani przez wyżej wspomnianego ducha. Sam i Dean mają pomoc - Gartha, łowcę którego gra świetny aktor charakterystyczny DJ Qualls. Postać pojawiła się już w serialu, gdy pomagał braciom przy walce z demonami.
    Jednym z tematów epizodu jest alkohol, więc możemy podejrzeć bohaterów jak zachowują się po % . Spodobał mi się pomysł ruszenia japońskiego demona, zdecydowanie warto czerpać z azjatyckich mitów bo mogą dostarczyć dużo ciekawych motywów. Dzięki powyższemu mieliśmy sporo nawiązań do japońskich klasyków ("Ring" i te klimaty !! :D ).
    Dodatkowo, Twórcy powrócili do motywu Bobby'ego-ducha i spełnili to o czym myślałem od czasu jego śmierci - tak! Bobby wraca jako duch ;) ciekaw jestem co dalej zrobią z tym fantem. Niestety przy tym okazuje się, że miałem rację i bez tych wszystkich drugoplanowych postaci serial nie ma siły napędowej, dobrze że show-runnerzy o tym się przekonali. Może jeszcze coś uda się wykrzesać z tej serii.
    Podsumowując, rewelacji nie było, ale odcinek był zdecydowanie dobry jak na ten sezon, stąd wyceniłbym go na 8/10.

Garth wzywa braci Winchester by pomogli rozwiązać sprawę dziwnych morderstw...

Fringe s04e16 - "Nothing As It Seems"

      Ten odcinek Fringe przynosi nam świetną "sprawę tygodnia". Jednocześnie wątki miłosne zostały skrócone do sensownych rozmiarów, przez co tylko zyskały i stały się mniej denerwujące.
      Fabuła opiera się na śledztwie dotyczącym faceta który zamienia się w samolocie w wielkiego jeżozwierza. Jak ktoś pamięta pierwszą serię Fringe, to kojarzy motyw i wie że samolot rozbił się. W 'OrangeVerse' sprawy potoczyły się inaczej. Facetowi udało się opanować transformację i lot bezpiecznie dotarł na miejsce. Dopiero u celu mężczyzna przemienia się w biurze służb celnych. Rozpoczyna to śledztwo wydziału 'Fringe'. Niestety Olivia jest oficjalnie z niego wykluczona z powodu problemów z tożsamością (rozmowa z panią psycholog - super nawiązanie do sezonu 3 !!) Dowodzenie grupą przejmuje Lincoln, który całkiem dobrze sobie radzi. Sprawa nabiera rozpędu, gdy wychodzi na jaw że przemianami interesuje się grupa osób, czyli to nie jednorazowy przypadek. Cały wątek ludzi zmieniających się w potwory zdaje się być istotnym dla głównej osi fabularnej - świadczy o tym końcówka, w której dodatkowo nawiązano do dwóch spraw z poprzednich sezonów.

Świetne odświeżenie sprawy z 1. sezonu !
    Bardzo fajnie też wkomponowano łysego bibliotekarza (tego od ZFT). Mamy również przypomnienie nazwiska Moreau - w sezonie 1 to nazwisko nosił doktor który wykradł technologię z Massive Dynamics, w finale s3 był to terrorysta grany przez Brada Douriffa. W tym odcinku mocną stroną były właśnie te 'nici' łączące z poprzednimi seriami Fringe'a. Jedyne czego mi zabrakło, to wątku obserwatorów, tzn. po dwóch bardzo mocnych epizodach, w aktualnym byli praktycznie nieobecni. Przez większość odcinka zdaje się że 'sprawa tygodnia', nie będzie miała większego znaczenia, ale końcówka sugeruje coś zgoła odmiennego. Myślę, że mimo iż nie był to jakiś przełomowy ani rewelacyjny odcinek, to postawił on solidny fundament pod finałową rozgrywkę.
      Obecność potworów wymagała sporej ilości efektów i charakteryzacji. Jak zwykle ekipa serialu stanęła na wysokości zadania i mamy tutaj bardzo dobrą jakoś i jednych i drugich. Widać, że Twórców nie trzeba uczyć rzemiosła - są w nim mistrzami!
      Podsumowując, odcinek nie był przełomem ale mimo to oglądało się go nadzwyczaj przyjemnie! Kojarzył się z tymi świetnymi sprawami z 1. sezonu, a także tempo prowadzenia akcji było perfekcyjne (nawet jak na wysokie standardy Fringe). Ocena: 8,5/10.