sobota, 28 kwietnia 2012

Game of Thrones s02e4 - "Garden of Bones"

Melisandre ma duży wpływ na Stannisa i w 4. odcinku gra jedną z kluczowych ról

   Hmm... cóż mogę powiedzieć. Uważam, po 4 początkowych odcinkach (czyli praktycznie 40% sezonu drugiego), że Gra o Tron zawodzi :/ Akcja jest miejscami bardzo chaotyczna, a zmiany względem książki powodują tylko zamęt w głowach osób które nie czytały... A teraz przystąpmy do recenzji najnowszej odsłony z s2.
     "Ogród Kości" to tytułowe miejsce w pobliżu Qarth. Dany dociera tam ze swoją grupą i chcą wejść do bogatego miasta. W tym celu pod bramą czeka ich rozmowa z kupcami "Trzynastu". Początkowo prowadzi ją jakiś biały grubas. Przeraziłem się że to Xaro Xhoan Daxos (który w oryginale był czarny!) ale na szczęście nie, na szczęście za chwilę pojawił się ten właściwy. Niestety nie uświadczyliśmy dwóch pozostałych postaci z trójki jaka powitała Daenerys w książce. To co mnie poraziło w tej scenie, to ewidentna ucieczka przed trudniejszymi efektami. Dany nie ma przy sobie smoka, wszystkie niby "schowane" - choć w książce było wyraźnie powiedziane że zawsze jeden smok był z nią, a dwa w klatkach i rotacja była. Drugie co mnie uderzyło - nie pokazano Matki smoków w mieście. Otwarto bramy, za nimi widać tło, ale to koniec sceny. Idę o zakład że w kolejnym odcinku Daenerys będzie już w domu kupca i Qarth (poza paroma dekoracjami w tle) nie zobaczymy. Nie ładnie HBO, nie ładnie. Nie tak robi się seriale 'z epickim rozmachem'. Dalej, w 4. odcinku mogliśmy towarzyszyć Lady Stark w obozie Renly'ego. Pojawia się tam Littlefinger ze szczątkami Neda. Jest też ukazana scena na wzgórzu - spotkanie Stannisa z młodszym bratem. Sama scena bardzo fajnie wypadła, dobry klimat ale za krótko IMO było. Źle z tej linii wątków wypadła końcówka odcinka, czyli kobieta w czerwieni rodząca 'cień'. Otóż, nie spodziewałem się że aż tak dosłownie przełożą z książki wizję Davos'a. Ona faktycznie coś urodziła! :D To jest in plus, ale problem polega że w książce najpierw widzimy 'cień' w działaniu, a narodziny przy innej okazji. Tutaj obie sprawy złączono w jedno i przez to moim zdaniem wypada to dziwnie i ktoś nie znający pierwowzoru mógłby nie rozumieć WTF.
     Dobrze za to prezentował się wątek Aryi. Wyrasta on na najlepiej przerobioną linię fabularną ze "Starcia Królów". Jest krócej niż w książce, ale jak najbardziej sensownie i ogólnie klimat jest zachowany, absolutnie nie przyczepiłbym się tu do niczego. Podobnie jest z Tyionem. Widać że Twórcy starają się jego poczynania oddać jak najwierniej. Skoro już jesteśmy w Królewskiej Przystani, to uważam że stracono czas z 40 min odcinka na niepotrzebną scenę, gdzie Joffrey każe torturować prostytutkę. Wcześniej widzimy scenę upokorzenia Sansy - dobrze to wypadło. Ale później całe te tortury, nie wiem w sumie po co to, czy dla kolejnej pary cycków żeby średnia mogła wynieść (jak ktoś policzył już) 5 i 1/2 cycka na odcinek ? 
    Podsumowując, martwi mnie dyspozycja drugiego sezonu Gry o Tron. Tam gdzie pierwsza odsłona serialu była logiczna, poukładana, wszystko toczyło się ciągiem, a w porównaniu z książką ucięto trochę scen, ale nie dodawano za bardzo nowości, tak tu mamy chaos w montażowni, skaczemy z punktu w punkt pomiędzy bohaterami. Catelyn Stark zdaje się teleportować po Westeros z prędkością światła. Brakuje też jakiegoś większego obrazu: gdzie znajduje się armia Tywina, gdzie Renly, gdzie Stannis, gdzie w tym wszystkim jest aktualnie Arya, a gdzie Robb. Jeśli tak dalej pójdzie to z serialem może być krucho niestety :/ oceniam odcinek na 6,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz