środa, 4 kwietnia 2012

Californication s05e12 - "Hell Ain't a Bad Place to Be"

     Finał Californication troszkę zawiódł, wydaje mi się, że scenarzyści zbyt infantylnie chcieli zakończyć wszystkie pootwierane wątki w jednym odcinku :/
        Fabuła skupia się na Hanku Mood'ym, który stara się poukładać sobie wszystko z Karen i Becką. Epizod otwiera dobra scena jak główny bohater siedzi w barze, w piekle. Barmanem jest nie kto inny tylko Lew Ashby. Obok siedzi Becka z Tylerem i nie wyglądają na szczęśliwych. Koszmar kończy się, gdy do baru wbija murzyn z gnatem i zaczyna zabijać. Ogólnie fajnie wprowadzenie :) W realu Bates rozstaje się z Karen w zgodzie.... i w sumie tyle go widzieli. Pisarz jedzie potem na plan filmowy, w poszukiwaniu Tylera z którym ma do pogadania. Na miejscu przetnie się wiele wątków z piątego sezonu. Charlie wróci do łask Hank'a i pogodzi się z Marcy (znów będą razem - było do przewidzenia), a Kali przyzna się do zdradzania Samuraja Apokalipsy (imię, które po polsku brzmi jeszcze bardziej kretyńsko :P ). W każdym razie, wszystko kończy się dobrze i Hank już miał wracać do domu, ale po drodze wstąpił do mieszkania Runkle - po wino. Tam zastał swoją ostro porypaną byłą. Chciał opuścić lokal, ale jak to Moody, nie zrobił tego kiedy powinien. Ona wsypała mu coś do drinka. Ostatnie sceny wyglądają tak jakby Hank umarł, ma dziwne wizje i w ogóle.
      Ostatecznie, odcinek wygląda tak sobie, bo scenarzyści chyba za bardzo uparli się zakończyć wszystko w jeden odcinek, w związku z tym przed finałem mieliśmy jeszcze dużo różnych zawirowań, a tu nagle wszyscy się ze sobą godzą i są jedną wielką szczęśliwą rodziną. Moim zdaniem niektóre sprawy są zbyt infantylne (np. Kali godzi się z chłopakiem mimo zdrad i braku uczucia - nie rozumiem totalnie), a inne scenarzyści na siłę chcieli chyba poprowadzić w negatywny kontekst (końcówka z Moodym - jak zwykle "schrzanił" choć tym razem nie wyszło to już wiarygodnie :/ ) Oceniłbym odcinek na takie niezłe 7/10, ale jak na finał to kiepsko trochę.
      Sezon oceniłbym ogółem nieźle ale gdyby nie Charlie to byłoby krucho, stąd maksymalnie dałbym 7,5/10 za całość. Było dużo śmiesznych akcji i tekstów, ale to wszystko dotyczyło tylko linii fabularnej agenta. Pozostałe postaci nie miały aż tak ciekawie i nawet pisarz mi się już przejadł trochę. Wiem, że już oficjalnie będzie kolejny sezon (ponoć na Broadwayu akcja się toczy), stąd jasne jest że Hank nie umarł, tylko jakiś czas później wyjechał z LA po spapraniu spraw z Karen. Należałoby się przy tym zastanowić, czy Twórcy nie powinni jednak ostatecznie dać mu tej upragnionej rodziny i zasłużonej emerytury.....

Finał zaczyna się klimatyczną sceną w piekle :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz