czwartek, 12 kwietnia 2012

Fringe s04e17 - "Everything In Its Right Place"

      Twórcy swego czasu obiecywali, że otrzymamy odcinek skupiający się na postaci Lincolna Lee i właśnie ten czas nadszedł :D (tzn. w ostatni piątek nadszedł, bo mi się trochę opóźniają te recki :P )
      Fabuła epizodu kontynuuje wątek uczucia Lincolna do Olivii. W związku z zakwalifikowaniem do (mało) zaszczytnej strefy FriendZone, agent Lee potrzebował ucieczki. Nadarzyła się ku temu świetna okazja. Redverse poprosił o akta sprawy Jones'a i ktoś musiał im te akta przekazać i przeprowadzić debriefing. Lincoln natychmiast się zgłosił. Jak się należy domyślać, po drugiej stronie "lustra" wpakował się w śledztwo związane z Shapeshifterami. Alt-Olivka i alter ego agenta Lee ścigają zmiennokształtnego, najwyraźniej (jak się później okazało) prototypowy i niedopracowany egzemplarz. Bardzo podobały mi się przekomarzanki między obiema wersjami Lincolna, a także porównania ich życiorysów. Tak samo genialnie wypadły kolejne próby rozróżnienia między redverse a blue/orange - verse! Widać, że nadal temat różnic między dwoma podstawowymi światami z Fringe nie został wyeksploatowany i ma wciąż dużo do zaoferowania! Śledztwo przebiega w dobrym tempie, klasycznym dla Fringe - nie ma czasu na oddech. Co chwilę coś się dzieje, ale też wszystko ma ręce i nogi.
     Scenarzyści zdecydowali się na dość drastyczny krok! Otóż - uśmiercono alt-Lee !! Przyznam, że czegoś takiego się nie spodziewałem. Ale jak się o tym myśli, patrząc wstecz, to taki krok jest sensowny. Lincoln nie ma swojego miejsca w swoim świecie, gdzie jego ukochana woli Peter'a. Z kolei w 'czerwonym' uniwersum była już wersja agenta Lee.... no właśnie - była i już teraz nie ma ! Dlatego na końcu mamy scenę, gdy LL przychodzi pocieszyć alt-Olivię, mocno związaną z partnerem. Inną sprawą jest że uważam że pokazany Lee na końcu jest ... shapeshifterem, o czym świadczą drobne różnice w ubraniu (inny kolor krawatu, inny krój marynarki, ID trzymane w zewnętrznej kieszeni itd.)
     Podsumowując, odcinek warty obejrzenia. 4. sezon po początkowym zastoju i lekkiej niemrawości wrócił do dobrej formy. Może nie był to jeszcze szczyt marzeń, ale te 9/10 to w pełni zasłużona ocena. Mimo, że nadal uważam że nie jest to jeszcze najlepsza jakość (tzn. jak cały s3 który był wprost EPICKI), ale serial trzyma fason, uśrednionym poziomem dorównuje solidnemu sezonowi drugiemu, który miewał słabsze momenty ale też jak wiemy zbudował 'scenę' pod akcje w kolejnym. Dlatego liczę po cichu że w finałowych odcinkach które się teraz rozegrają będzie wielkie "WOW" i wielkie "BOOM" i Fringe zakończy swój żywot z co najmniej 13-odcinkowym ale i genialnym finałem, który przebije jak na razie najlepszą odsłonę trzecią.

Dwóch Lincolnów dostarcza nam dużo wrażeń :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz