czwartek, 27 marca 2014

Pyrkon 2014


      Swoją relację chciałbym zacząć od tego, iż zeszłoroczny Pyrkon był jednym z najciekawszych wydarzeń w jakich miałem okazję uczestniczyć i naładował mi baterie na cały rok. To była moja pierwsza taka impreza w życiu i jako taka, jest dla mnie w pewnym sensie wzorem i ideałem. Dzięki uczestniczeniu w tamtym Pyrkonie zainteresowałem się również polskim fandomem i właśnie od marca 2013 śledzę baczniej co się w Polsce w tematyce fantastyki dzieje. Miałem jechać nawet na Polcon, lecz nie wyszło (na całe szczęście - jak się potem okazało). Jedno wiedziałem na pewno - w marcu 2014 MUSZĘ być w Poznaniu! No i stało się, okrągły rok oczekiwania dobiegł końca. Czy było warto, czy impreza spełniła pokładane w niej nadzieje i dorównała tamtej edycji ? Zapraszam do poczytania :)
      Na pewno zacząć trzeba od pierwszego zetknięcia z festiwalem, jakim jest akredytacja. W tym roku Organizatorzy znacznie uprościli procedurę - brak opasek, nie ma spisywania danych oraz można kupować dla znajomych. Do tego kasy otwarto już w czwartek (do godz. 18)! Dla mnie i Coena to była świetna wiadomość, jedynym problemem był fakt że nasz pociąg przyjeżdżał do Poznania 8 minut PO godz. 18 :( I tu należą się "propsy" dla Drugiej Ery, gdyż w praktyce będąc we wschodnim holu MTP około 18:20 mogliśmy bezproblemowo kupić w otwartej jeszcze kasie nasze akredytacje! Zawierały one tradycyjny program w ładnie wydanej książce, a także informator (będący skróconym do kilku stron programem), smycz z identyfikatorem, kupon do gry oraz jedną ze słynnych na cały fandom 15 tyś. pyrkonowych kostek. Podobno były tam również dodawane książeczki z kuponami rabatowymi do różnych sklepów, lecz ani ja ani Kolega nie otrzymaliśmy takowych. Na pewno jednak pomysł z uproszczeniem akredytowania był strzałem w dziesiątkę! Czytałem po powrocie wiele relacji i wszyscy sobie chwalą fakt, że słynny "Kolejkon" na Pyrkonie nie istniał....
...a może prawie nie istniał, bo niewielkie kolejki tworzyły się w piątek gdzie indziej - do bramek targów. Okazało się że kody wydrukowane na identyfikatorach były zbyt małe i czytniki w bramkach miały z nimi problemy. Sytuacja została zażegnana w najprostszy możliwy sposób - od piątku wieczorem bramki (przy zachodnim wejściu przynajmniej) zostały wyłączone a identyfikatory sprawdzali oddelegowani do tego gżdacze przy wejściu. Myślę, że należy się Orgom pochwała za takie zażegnanie problemu.
     Drugim miejscem gdzie powstawały zatory były, rzecz jasna, sale prelekcyjne. W tym roku dostanie się do sali było dość uciążliwe. Trzeba było nie tylko wcześniej przyjść ale też i niestety czasem przepchnąć się lub po prostu pogodzić z faktem, że sale MTP z gumy nie są. Największą bolączką ponoć był tłok w salach 'Naukowa 1-2' . I rzeczywiście, gdy w niedzielę chcieliśmy z Kolegą zobaczyć prelekcję o Cyberpunku o godz. 14 i gdy zobaczyliśmy ten tłum, natychmiast daliśmy sobie siana. Wiem z licznych relacji, że właśnie wyżej wspomniane dwie sale oraz pomieszczenia w budynku 14, najsilniej odczuły fakt iż liczba uczestników festiwalu (tradycyjnie już chyba) się zdublowała w stosunku do 2013. Tak, moi drodzy - było nas, wg. wstępnych szacunków, około 24,5 tysiąca ludzi!!! Tym samym Pyrkon staje się jedną z największych imprez nie tylko w Polsce ale już w Europie!


     Wracając jeszcze na chwilę do prelekcji, to ja w tym roku uczestniczyłem tylko w 4 tego typu punktach programu. Rozumiem jak najbardziej że to kwestia gustu i wszystkim się nie da dogodzić, lecz uważam że tegoroczna edycja Pyrkonu pod względem tematów prelekcji była słabsza od poprzedniczki. Zabrakło mi, po pierwsze, takiej różnorodności jaka była rok temu, a także po prostu ciekawych tematów. Muszę tu jednak dodać że np. w piątek miałem wyjątkowego pecha - z 3 "prelek" na które się wybierałem....wszystkie 3 zostały odwołane! Chyba klątwa jakaś! ;) W sobotę i niedzielę już takich problemów nie było, lecz i wspomniany tłum był sporo większy przez co po prostu odechciewało się walczyć o miejsce w sali, a wspomniane tematy prelekcji nie motywowały jakoś szczególnie, choć zależało to od bloku. Dla mnie najważniejszy - filmowy - wyszedł całkiem dobrze. Bardzo pozytywnie oceniam nawiązanie współpracy z ludźmi z Hatak.pl, bo ich prelekcje (przynajmniej na papierze, bo nie byłem na wszystkich) wyglądały na dość interesujące. Ja sam byłem tylko na jednej - u Adama Siennicy, który przedstawił perspektywy jakie czekają uniwersum Gwiezdnych Wojen w najbliższym czasie. I na pewno było to fajne spotkanie, na które warto było przyjść. Takie angażowanie pracowników portali branżowych jest całkiem ciekawym pomysłem na przyszłość. Widać było, że w tym roku bloki mające taki właśnie "specjalistyczny" rdzeń (na Naukowym przecież byli, a jakże, naukowcy) prezentowały się lepiej od reszty.
      Słabo, w mojej opinii, zaprezentował się w tym roku Blok Gier Elektronicznych. O ile hala 8A ze sprzętem była zorganizowana na moje oko całkiem fajnie - było sporo miejsca, jednocześnie sporo różnych atrakcji i trochę branżowych wystawców. O tyle prelekcje na tym bloku były po prostu złe. Uważam, że organizowanie prelekcji sponsorowanych (tak jak te z MSI) było nie na miejscu i nigdy więcej nie powinno się powtórzyć. Rozumiem, iż pewnie to była część umowy między Organizatorami i firmą, lecz w przyszłości Pyrkon powinien unikać angażowania firm w ten sposób. Szkoda też, że na przykład w sobotę o g.19 nie odbyła się na BGE zaplanowana prelekcja bo prelegent się nie stawił. Szkoda, bo wtedy na przykład mogła mieć miejsce prelekcja mojego Kolegi, która została niestety przed festiwalem odrzucona. Myślę, że na przyszłość BGE znacznie lepiej by wyglądał, gdyby zaangażowanie firm z branży rozrywki elektronicznej ograniczono do hali wystawców oraz hali ze stanowiskami sprzętowymi, z kolei do sal prelekcyjnych powinno się wprowadzać ludzi-pasjonatów lub dziennikarzy branżowych - generalnie osoby które nie są tam po to by coś sprzedać. (Nie wspominałem też tutaj np. game-developerów itp. bo jednak prelekcja o Wiedźminie 3 to co innego niż prelekcja o tym, czemu komputery MSI są najfajniejsze)
      Właśnie największą siłą Pyrkonu jest jednak fakt, że przez te 3 dni można się w zupełności obyć bez prelekcji! To, że akurat nie trafiły się tak genialne tematy wykładów jak rok temu nie oznaczało, że się nudziłem. O nie! W piątek chociażby, mieliśmy z Coenem przyjemność przetestowania (jako pierwsi na Pyrkonie chyba) prototypu Pana Lodowego Ogrodu. To gra planszowa, w której bierze udział czterech graczy. Jest ona oparta na serii powieści Jarosława Grzędowicza. Żałuję, bo nie czytałem, lecz Krzysztof Wolicki - autor gry - skrótowo wyjaśnił nam o co chodzi. Wraz z naszą dwójką zagrali Monika i Andrzej (mam nadzieję, że nie przekręciłem imion, jak coś to przepraszam ale na pewno serdecznie pozdrawiam!!). Każde z nas wcieliło się w jednego z czterech bogów walczących o władzę w 8 regionach Wybrzeża Żagli. Każda postać ma swoje własne cele zwycięstwa, wszyscy mogą też przegrać z grą. Generalnie zasady z początku wydają się trudne, lecz wystarczy raz zagrać by je ogarnąć, a pod koniec dochodzi się już do momentu gdy zaczyna się strategiczne planowanie, sojusze i knucie przeciw innym graczom. Nie jestem ani trochę obyty w grach planszowych ale myślę że ta jest na pewno warta wypróbowania. W trakcie naszej trwającej 3 i pół godziny rozgrywki (!! kiedy ten czas minął ?! ) dotarły na stoisko prototypy figurek. Wyglądały całkiem fajnie. Jeśli w finalnej wersji będą jeszcze bardziej zbliżone do swych pierwowzorów - modeli 3D - to naprawdę jest czym się zachwycać. Sam autor jak i współpracujący z nim grafik, zadawali nam dużo pytań odnośnie rozgrywki i naszych uwag do mechaniki i estetyki. Rzeczywiście czułem że nasze spostrzeżenia zostały wysłuchane - widać że Twórcom zależy by gra się podobała potencjalnym kupcom. Projekt możecie wesprzeć na wspieram.to: https://wspieram.to/1119-gra-planszowa-pan-lodowego-ogrodu.html  do czego Was GORĄCO zachęcam i namawiam, ja na pewno wesprę, bo warto!


      Dobrze, że zagraliśmy w piątek, bo w sobotę i niedzielę znalezienie miejsca na bloku planszówek graniczyło z cudem. Ten czas można jednak było spożytkować na podziwianie cosplayerów, którzy tak jak zawsze na takich eventach, licznie stawili się w halach MTP. Nie zliczę strojów które mi się podobały, lecz największe wrażenie zrobiły na mnie dziewczyny, które można było spotkać tydzień wcześniej na finale IEM w Katowicach - Violet i Issabel. Obie piękne panie promowały na Pyrkonie grę Age of Wonders 3 (swoją drogą, można było sobie zagrać w hali 8A) jako elfki (patrz - zdjęcie tytułowe). To jednak tylko wierzchołek góry lodowej, bo strojów była taka mnogość że nie wiadomo było gdzie patrzeć. Clue cosplayu jest od lat Maskarada. Na tegorocznym Pyrkonie odbyła się ona na głównej scenie w hali 8. Nauczeni zeszłorocznymi problemami z akustyką, w tym roku Organizatorzy powiesili kurtynę, która oddzielała część bloku ze sceną od części wystawowej (z modelami braci Kulesza, Star Trekiem, Legionem 501 i kilkoma innymi atrakcjami) . Z perspektywy patrząc, nie była to do końca dobra decyzja. Owszem, akustyce nie mam absolutnie nic do zarzucenia, lecz kurtyna sztucznie "zamykała" przestrzeń i sprawiała że ludzie tłoczyli się po bokach. Miałem pecha usiąść na Maskaradzie po złej stronie sceny. Na tej bowiem stał telebim, na którym wyświetlano dodatki do prezentacji uczestników konkursu, głównie ich zdjęcia lub artworki. IMO nie było to potrzebne i zasłaniało kluczową część sceny wielu osobom (w tym mnie). Do tego doszedł pewny mankament - między pierwszym rzędem krzeseł, a sceną część publiki stała, zasłaniając innym. Albo powinno się ich przegonić albo ktoś powinien prosić żeby usiedli. Tak czy siak, ktoś tego nie dopilnował. Również sądzę że scena powinna być jakieś pół metra wyżej. Luksusem byłby już telebim z relacją z kamery, dla tych co nie mogą dokładnie zobaczyć co się dzieje na scenie. Za rok warto pomyśleć nad ustawieniem sceny w osobnym bloku, kurtyna na tyłach jak najbardziej powinna się znaleźć, lecz dzielenie bloku z innymi atrakcjami, w miarę możliwości oczywiście, nie powinno mieć miejsca. Jest na to szansa, bo na oficjalnym zakończeniu zdradzono, że są już plany na dalszy rozrost i asymilację kolejnych budynków MTP.
Zostając jeszcze w temacie cosplayu, ciekawym jest fakt że w tym roku Pyrkon przekroczył chyba pewną magiczną barierę. Otóż, w 2013 oglądając fotorelacje kojarzyłem prawie wszystkie stroje z korytarzy, w tym roku na zdjęciach jest bardzo wiele postaci, których nawet nie spotkałem (a spędzałem dziennie co najmniej koło 8h na targach). Liczyłem na przykład, że zobaczę Othien. O jej obecności na imprezie wiem tylko z jej facebooka, bo w rzeczywistości nawet się nie minęliśmy. To dowód jak bardzo rozrósł się festiwal w Poznaniu. Wraz ze wzrostem czas chyba na zaproszenie większej ilości zagranicznych i popularnych gości. (Absolutnie 'no offence' w stosunku do tegorocznych, bo grono zaproszonych person było imponujące) Według niektórych opinii liczba uczestników przebija już niektóre większe imprezy w Europie, więc z komercyjnego punktu widzenia staje się atrakcyjna dla coraz bardziej znanych osobistości. Orgowie twierdzą, że pracują już nad przyszłoroczną edycją pod tym względem i życzę im by się udało! Osobiście, jeśli chodzi o gości, to cieszyła mnie np. możliwość uczestniczenia w spotkaniu z Jakubem Ćwiekiem, porozmawiania z Adamem Siennicą po jego prelekcji, czy też zamiana paru słów z cosplayerkami oraz to że mogłem osobiście podejść do ekipy Raportu Obieżyświata i powiedzieć im że ich kanał jest świetny! (bo jest, serio !!! POLECAM!) To dla mnie było ważne, bo rok temu jakoś w tym temacie skopałem sprawę i nie integrowałem się z ludźmi aż tak mocno, a właśnie to jest jedna z najlepszych możliwości jakie dawał festiwal - bezpośredni kontakt z ludźmi, których teksty na co dzień czytam czy których filmiki oglądam.

(z tego miejsca pozdrawiam również Agę, z którą rozmawialiśmy w sobotę koło g.19 pod blokiem filmowym o uczelniach, wykładowcach, chemii, mechanice kwantowej i elektronice !)


       Kolejnym ważnym punktem na mojej Pyrkonowej mapie była hala wystawców. Trzeba się mocno trzymać za portfel - dosłownie i w przenośni. Ja się przyznam bez bicia, wydałem trochę ponad 200 zł i coś czuję że to wcale nie była rekordowa kwota w tym roku ;> Również przyznaję, że gdy widziałem mapkę stoisk to zwątpiłem -uważałem że będzie zbyt tłoczno. Nie było. Myliłem się i Organizatorom należą się "propsy" po raz kolejny. Spokojnie można było skorzystać z oferty każdego wystawcy. Za portfel należało się jednak trzymać również w sensie dosłownym. Po festiwalu facebook obiegły newsy o kradzieżach. Ze stoiska Firebird w niedzielę zniknęła kaseta z pieniędzmi, zniknął również gorset z innego sklepu i podobno drobniejszych przypadków kradzieży było więcej. Przepraszam za brzydkie słowa ale DO KURWY NĘDZY czy naprawdę nie ma już miejsca na tym świecie gdzie nie kradną ? ;( Tym bardziej to wkurza, że odbywa się w tak sympatycznym środowisku, jakim jest fandom fantastyki. Żywię jednak przekonanie że to były jakieś osoby spoza, bo nie chcę wierzyć że ktoś z uczestników mógłby być takim skurwysynem. Do ludzi przyszłych konwentów i festiwali apeluję o zdrowy rozsądek - pilnujcie swoich rzeczy jak się tylko da. Jak widać, wszędzie obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. Jak to ktoś pięknie podsumował - przy 24 tys. ludzi wystarczy że promil będzie złodziejami i już mamy całą salę takich gnojów. Z kolei do włodarzy MTP gorący apel - mamy XXI wiek i nie do pomyślenia jest brak monitoringu w halach. Monitoring być musi.... MUSI i koniec. Kropka.
      To co jeszcze mi się rzuciło w oczy to fakt, że Pyrkon jest dla wszystkich: starych, młodych, dzieci, rodziców, dziadków, zdrowych, chorych, niepełnosprawnych, wysokich, niskich, brzydkich i pięknych. No po prostu dla wszystkich. Nowoczesna infrastruktura pozwalała (z tego co udało mi się zaobserwować) na poruszanie się osób na wózkach. Jednocześnie pomyślano o najmłodszych i w tym roku jeszcze rozszerzono Blok Dziecięcy o różne prelekcje, szkolenia Jedi, malowanie twarzy itp. Serce rośnie wiedząc, że tak dba się o przyszłe pokolenia fantastów, bo to szalenie istotna kwestia.
Jak zawsze, dostępny był na miejscu nocleg oraz punkty gastronomiczne. Z obu jednak nie korzystaliśmy z Kolegą, więc ciężko tu szerzej się wypowiadać. Wiem, że w tej tematyce większych zastrzeżeń w innych relacjach nie było. Po całym "czteropaku" (hale 7,7A,8,8A) rozsiane były też wioski tematyczne. Najbardziej rzucali się w oczy ludzie związani z tematyką post-apo, lecz nie zabrakło też np. miłośników wczesnego średniowiecza. Na arenie można było wziąć udział w kursie tańca czy w szkoleniu z posługiwania się mieczami.
      Kończąc ten przydługi wywód, Pyrkon na pewno zaoferował w tym roku multum atrakcji. Z pewnością wszystkiego było więcej niż rok temu. Nie wszystko było równie dobre (patrz - prelekcje), lecz za to inne elementy nadrabiały z nawiązką (patrz - ciekawe spotkania z ludźmi, super promocje w sklepach czy ogólna atmosfera). Organizacyjnie, Druga Era udowodniła że jest w stanie stworzyć tak wielką imprezę praktycznie bez większych zgrzytów. Nie było kolejek, a powstające problemy były w większości zażegnywane. Przeraża mnie jednak myśl że za rok mogłoby przyjść na MTP 50 tysięcy ludzi 0_o Targi z gumy nie są i widać to było w tym roku. Pocieszający jest fakt, że jest perspektywa rozwoju i spore możliwości, Organizatorzy są w ciągłym kontakcie z uczestnikami i wysłuchują na bieżąco naszych uwag.

Tak wiele miast, a imprez w Szczecinie brak.... smutne...
      Z tego miejsca chciałbym zaznaczyć, że mimo iż w tekście pojawiło się wiele krytycznych uwag i mogło być wrażenie że wiele rzeczy było na "nie" - jest to mylna interpretacja. Mi się tegoroczny konwent podobał i chciałbym podziękować wszystkim Organizatorom i Gżdaczom za Waszą ciężką pracę. Naprawdę dajecie radę! Fajnie jednak, że nie spoczywacie na laurach i wciąż chcecie się rozwijać i ulepszać. Chwała Wam za to. Z kolei wszystkim Gościom, Prelegentom, Cosplayerom i przede wszystkim "zwykłym" Uczestnikom dzięki za to, że byliście i sprawiliście iż te 3 dni w halach MTP znów były niesamowite. Za rok jestem z Wami na 10000% !!

poniedziałek, 10 marca 2014

300: Rise of an Empire


       
        "300" na zawsze będę pamiętał jako jeden z tych ikonicznych komiksowych filmów. Tak na prawdę był to pierwszy obraz w którym Zack Snyder w pełni objawił swój kunszt. Przeniesiona na taśmę filmową powieść z komiksu Franka Millera zyskała wtedy rzeszę fanów. A odkryta przez popkulturę na nowo historia Leonidasa i 300 Spartan, broniących Termopil przed falami Persów, cieszyła się dzięki filmowi sporym powodzeniem - były debaty poświęcane zagadnieniom ekranizacji komiksów oraz powieści i temu jak one wiernie powinny odtwarzać historię oraz czym tak na prawdę może być komiks. Wszystko to spowodowało że film "300" już na zawsze będzie dla wielu z nas dobrym wspomnieniem, a dla mnie osobiście to jedna z najlepszych ekranizacji komiksu EVER. A wczoraj widziałem właśnie sequel i chciałbym się podzielić wrażeniami.
Tytułem wprowadzenia - "300: Rise of an Empire" przeszło długą drogę produkcyjną. Po premierze wspominanego wyżej filmu w 2006 roku Snyder miał na głowie sporo innych projektów - wtedy zaczynały się powoli prace nad jego 'opus magnum' - "Watchmen". Potem były sowy z Ga'Hoole i "Sucker Punch" a w 2013 "Man of Steel". Ciągle sequel "300" był jakby na uboczu, aż w końcu postanowiono że Snyder będzie współscenarzystą i producentem a reżyserią zajmie się Noam Murro. Czy udało mu się dorównać Snyderowi ? (w końcu pod jego pieczą powstawał cały projekt). W mojej opinii - nie za bardzo.


        Historia przedstawiona w recenzowanym filmie nie jest tak na prawdę ani prequelem, ani sequelem. Jest wszystkim tym na raz. Akcja toczy się zarówno przed "300", w trakcie a także po. Prolog dość nieźle buduje napięcie - mamy okazję obserwować bitwę pod Maratonem i czyn, którym wsławił się Temistokles - główny antagonista. Ciężko ranił on w tej bitwie króla Persów - Dariusza, który umiera a po nim władzę objąć ma syn - Xerxes. Nie przypomina on jednak obwieszonego złotem gangsta-ziomka z "300",  tutaj jeszcze jest słaby i taki...ludzki. O jego przemianę w "Króla-Boga" zadba Artemizja, protegowana Dariusza, kobieta-wojowniczka i jedna z najlepszych dowódców armii Persji. Fabuła dość szybko tu przyspiesza i docieramy do pierwszych narad oraz bitew, toczących się równolegle z obroną wąwozu przez Leonidasa i Spartan. Takim sposobem możemy poznać postać Temistoklesa dokładniej, jako wodza połączonej floty Greckich państw-miast. Od tej pory fabuła jest przeplatana bitwami morskimi, świetnymi scenami z Artemizją oraz nudnymi do obrzygu monologami Temistoklesa i jego Ateńskich braci. W finale, nie jest to chyba zaskoczenie, obserwujemy zwycięstwo Greków pod Salaminą. Co już jest zaskoczeniem, to fakt iż nie nawiązano do bitwy pod Platejami, pokazanej w końcówce "300". Suma sumarum - historia w "Rise of an Empire" jest bardzo mieszana, całkiem fajne momenty przeplata się słabymi, bitwy nie są tak charakterystyczne jak w poprzedniku, nie ma w nich tak mocnych i ciekawych akcentów, brakuje choćby "Nieśmiertelnych" którzy tu generalnie pełnią rolę obsady niektórych okrętów Perskich.... Pojawia się też mega-wymuszona scena seksu między Artemizją a Temistoklesem. Nie jestem waginosceptykiem, no Eva Green ma się czym pochwalić, tylko czemu nie można było tego jakoś uzasadnić fabularnie ?? Albo chociaż lepiej przygotować grunt pod takie wydarzenie. Słowem -fabuła jest w najlepszym razie średniawa. A nie pomaga też fakt że mamy do czynienia z retconami - w "300" Leonidas bezskutecznie szukał pomocy u innych miast a tutaj Temistokles twierdzi że to on bezskutecznie jej szukał w Sparcie! I przypisuje sobie pomysł jednoczenia Greków, gdzie wpadł już na to wcześniej wódz Spartan.
       A wracając do Evy Green. Każda scena z nią jest super! Postać wojowniczej Artemizji, wychowanej przez Persów, skoncentrowanej jedynie na jednym haśle "Grecjo - płoń!" to najlepszy element filmu. A aktorka kradnie wszystkim show! Jest tym kim był Leonidas dla pierwszej części. Tylko że Gerard Butler miał wsparcie w postaci silnej obsady w drugim planie, no choćby Michael Fassbender. A tu - fakt że część wraca, jest znów Gorgo (Lena Headey), wraca poseł Persów (w tej roli Doctore.....znaczy sie Peter Mensah). Rzecz jasna dostajemy trochę Xerxesa (Rodrigo Santoro). Tego ostatniego IMO jest zdecydowanie za mało a postać została skrzywdzona przez zrobienie z niej marionetki w rękach innych. No i teraz najlepsze: jak bezbarwnym okazał się Sullivan Stapleton, skoro wszystkie powracające postaci, nawet te które są na ekranie łącznie przez 5 minut, przyćmiewają go całkowicie. Temistokles bowiem, jest totalnie pustym, szarym Ateńczykiem, w którego usta włożono monologi o demokracji. W porównaniu do Spartan: Stelliosa, Diliosa, czy 'Kapitana' - wypada bladziuteńko, a Leonidas by go zakrzyczał na śmierć. Można było z Gorgo zrobić główną bohaterkę i historia niewiele by się zmieniła a dużo by zyskała na charyzmie.


       Muszę uderzyć się w pierś i powiedzieć, że efekty wizualne w tym filmie rzeczywiście momentami zachwycają tak samo jak przy pierwszym. Praca jaka została włożona w artystyczny koncept jest widoczna gołym okiem. Zabrakło mi tylko tej Snyderowej "mitologii", stworów bo bestie w wodzie i pustelnicy to mało trochę. Podobnie jak w "300", każde miejsce ma inny klimat pod względem kolorów: w Sparcie jest żółto-czerwono, na morzu niebiesko-zielono-czarno, a u Persów czarno-złoto. Genialne było w kilku momentach wykorzystanie slow-motion, zwłaszcza w bitwie pod Maratonem gdzie wymianie ciosów towarzyszy burza i błyskawice które rozświetlają postaci wojowników. To co zostało popsute, to dodanie efektu "glow" do poświaty w chmurach w tle oraz przy tym ostre światło (prawdopodobnie fizycznie istniejące na planie) padające na bohaterów! Psuło to kolorystyczne klimaty poszczególnych scen, bo światło i "glow" - poświata chmur zawsze były takie same i sprawiały że tła, w przeciwieństwie do "300", mogły czasem wydać się tanie. Również pod 3D film powinien być zdecydowanie jaśniejszy.
       Sam trójwymiar jest ...GENIALNY. Jedno z najlepszych 3D w ostatnich latach, chyba momentami lepsze od "Hobbitów" nawet! Sceny w wodzie, czy np. przemowa Xerxesa, jest tam tyle różnych planów i płaszczyzn! Co najlepsze, to fakt że prawie cały czas przed pierwszym planem albo pada deszcz, albo krople krwi, albo w powietrzu unoszą się pyłki. Nadaje to scenom odpowiedniej głębi. Zwłaszcza pod wodą, tam to już jest arcydzieło, jak dla mnie! Zdecydowanie warto dopłacać za bilet 3D, szkoda tylko że ciemny obraz w systemie Dolby3D przeszkadza w 100% przyjemnym odbiorze filmu :/


Muzyki - w przeciwieństwie do "300" - nie ma. Nie pamiętam, na serio! , ani jednej sekundy muzyki. Była więc ona dostosowana poziomem do postaci Temistoklesa.
        Podsumowując, warto zobaczyć ten film, nie powiem że nie. Choć nie dorasta on do poprzednika, popełniono wiele błędów castingowych oraz w konstrukcji fabuły. Sama Eva Green czy super-3D nie wystarczą. Plusem na pewno jest fakt uzupełnienia historii z "300" i trochę szersze spojrzenie na toczące się wydarzenia II wojny perskiej. Mogło być świetnie a jest jedynie dobrze, 7/10 .