poniedziałek, 8 czerwca 2015

Hejtuję hejtujących hejt.


       Woah.....no nie może być, piszę coś na bloga 0_o coś chyba dawno tu nie zaglądałem, bo wszystko przykurzone, ale nic to. Piszę, bo w zasadzie chciałbym się wypowiedzieć na dość ciekawy temat, a akurat mam na to wenę po zobaczeniu pewnej akcji na wspieram.to. Lecz może wszystko od początku.
         Około dwa miesiące temu przykuł moją uwagę idiotyczny wpis na szczecinblog.pl . Sam ten wpis idiotyczny, lecz blog generalnie "propsuję" i polecam!! Otóż wypowiedź dotyczy rzekomego hejtu i krytyki w internecie. Nie będę tu skrótowo opisywać tekstu, zakładam, że przed przeczytaniem dalszej części mojego wpisu zapoznaliście się z powyższym. Autor wspomina:
Wymiana zdań była na poziomie, hejterzy i internetowe trolle zostały na anonimowych forach, gdzie co chwile mogli wypowiadać się pod różnymi pseudonimami. Na Goldenline trzeba było podać swoje imię i nazwisko, mile widziane były prawdziwe zdjęcia i opisany przebieg swojej kariery zawodowej oraz edukacji. W mojej głowie pojawiła się myśl, że prawdopodobnie Internet niebawem przestanie być anonimowy, powstaną kolejne serwisy, gdzie będziemy występować pod imieniem i nazwiskiem, a nasze komentarze opatrzone będą miniaturką naszej facjaty. I dzięki temu zaczniemy się bardziej szanować, język nienawiści, personalne wycieczki, obrażanie innych, nie będą na porządku dziennym.
          Nie rozumiem takiego podejścia. "Siedzę" w necie od dość dawna, jeszcze od etapu, gdy mając po 12 lat rajcowało nas chatowanie na Onecie, a o YouTube jeszcze nikomu się nawet nie śniło. Od zawsze podstawą egzystencji w internecie była wolność słowa i pewna anonimowość, chroniąca nas przed różnej maści psycholami chociażby. Zupełnie nie rozumiem, co mają moje dane osobowe do wypowiadanych przeze mnie kwestii, choćby i nawet były one "hejceniem". Liczy się treść, a nie kto ją wypowiada.
(Tu mała dygresjo-ciekawostka: gdy chciałem zgłosić do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów fakt, że pewien sklep internetowy wprowadza klientów w błąd, lecz okazuje się, że nie mogę tego zrobić bez podania swoich danych osobowych. Nie wiem co mają one do faktu, że dany przedsiębiorca oszukuje klientów. Napisałem, że jestem w stanie przedstawić dowody czarno na białym, lecz widocznie nie jest to istotne dopóki się nie przedstawię z imienia i nazwiska, składając oficjalne pismo. Paranoja.)


         Wracając do meritum - osobiście uważam, że anonimowość powinna być jednym z gwarantów istnienia "szarego Kowalskiego" w sieci, gdyż gwarantuje, że nasze dane poznają tylko te osoby, którym chcemy je zdradzić. Pomijam oczywiście kwestie przestępców, ale i tak tu można się posłużyć IP, żeby takiego przestępcę znaleźć. Dzisiejsze social media znacznie zmniejszają anonimowość w sieci, lecz nie będziemy się w to zagłębiać. W każdym razie - nie liczy się imię i nazwisko, liczy się opinia a najbardziej liczy się statystyka, jeśli coś zostało mocno i w szerokim gronie "zhejcone" to w 99% przypadków nie stało się to bez powodu.
Uderzył mnie jeszcze jeden fragment komentowanego tekstu:
Zdecydowanie wolę czytać i słuchać, jak ludzie się chwalą (osiągnięciami, nowy kontraktami, nowym samochodem, dziewczyną, żoną, bieganiem, udanym treningiem, zegarkiem), niż narzekają jaki ten świat/Szczecin jest zły i nic nie robią w kierunku, żeby cokolwiek wokoło siebie zmienić.
         Czy tylko ja uważam, że Autor ewidentnie chciałby mieszkać w utopijnym świecie rodem z "Żon ze Stepford"? W świecie gdzie wszyscy chodzą sztucznie uśmiechnięci i mówią na wszystko "Awesome" ? aaaa nie, czekaj.... taki świat istnieje i nazywa się: US & A. To tam na pytanie "How are you doin' ? " masz się uśmiechnąć i powiedzieć, że "super". Nie ważne, że masz raka, życie Ci się wali, żona rzuciła, czy też zdechł pies. Jest "super". Ja jednak nie chcę żyć w takiej ułudzie. Uważam, że nasze "narzekactwo" wynika z prostego faktu - jest na co narzekać. 123 lata zaborów, a potem, po krótkiej wolności, koło 45 lat komunizmu zrobiło swoje. Musieliśmy, i wciąż musimy, wiele nadrabiać i nadganiać względem Zachodniej Europy. Najwidoczniej narzekamy, bo widzimy jaka jest prawda. (Żeby nie było - bardzo dużo już zostało zrobione i widzę jak Polska pięknie się zmieniła, jest coraz fajniej.) Ja też dużo narzekam, ale sorry - nie mogę milczeć, jeśli widzę, że coś jest nie-OK. Czasem są to sprawy właściwie błahe (jak Filharmonia w Szczecinie, która według mnie jest jakimś koszmarem, no ale się z tego powodu nie potnę przecież), a czasem bardzo poważne (jak totalna kupa na rynku pracy w Polsce, a w Szczecinie to już w ogóle). Nie zmienia to faktu, że jak uważam, że coś jest źle, to o tym mówię/piszę. Dlaczego nagle mam przestać tylko po to, żeby ktoś inny mógł żyć w swojej złudnej bańce "szczęśliwości"? Nie bądźmy żonami ze Stepford.

 
          Tu docieramy do akcji na wspieram.to, która mnie zainspirowała do napisania tego tekstu. Okazuje się, że pewien Pan zebrał ponad 500 tysięcy złotych (tak PIŃCET TYSIĘCY ZŁOTYCH!!!!!) w zasadzie ....na objazdowy cykl spotkań. Otóż podstawą do zorganizowania cyklu jest rzekoma wszędobylskość hejtu. Organizator jest - jak sam się określa - "Mentorem i Artystą, kiedyś regularnie tłumiony przez hejterów." No cóż, jeszcze takiej osoby nie spotkałem. W ogóle tak naprawdę rzadko widuję ten, rzekomo wszędobylski, hejt, czyli najgorszą odmianę krytyki. Problem jednak polega na tym, czym jest hejt?? Bo dla mnie coś, co jest krytyką, dla kogoś innego będzie hejtem, bo np. moje argumenty nie trafią, albo będzie ich za mało. Ba! Często sam fakt negatywnej odpowiedzi jest uznawany za hejt. Spójrzcie na rozmowy w necie, czyż nie jest tak, że jeśli do grona fanboy'ów jakiejś marki nagle dołącza osoba o odmiennych poglądach i krytykuje coś, jest z miejsca uznawana za "hejtera"? ;) Tak właśnie jest. Zatem, ja sam wielokrotnie musiałem być hejterem, skoro przecież - bo wiem o tym, że tak jest - mam tak często na wiele tematów poglądy odmienne od większości. Chcę tu zwrócić uwagę jak bardzo relatywny i trudny do uchwycenia jest hejt. Tego kłopotu nie ma "Mentor i Artysta", gdyż przekonuje on w swym filmiku wprowadzającym, że hejt jest wszędzie i nawet zebrał ofiary śmiertelne!! Rzeczywiście, zdarzały się przypadki, że ktoś odbierał sobie życie przez komentarze w necie. Pytanie tylko, czy ta sama osoba nie zareagowałaby tak samo później, na krytykę w pracy, czy molestującego szefa? Śmiem twierdzić, że przyczyną nie jest tu hejt, tylko bardzo słaba i krucha psychika samych ludzi, którzy sięgnęli po środek ostateczny - śmierć. Każdy z nas niesie swój krzyż, każdy spotyka się z krytyką i częścią życia jest nauczenie sobie z nią radzić i oddzielanie krytyki konstruktywnej od niekonstruktywnej. Natomiast trzeba być świadomym faktu, iż krytyka jest czymś zdrowym i musi istnieć po to, byśmy się mogli rozwijać.

 
       Idziemy dalej: organizator akcji jest przekonany, że w ramach spotkań w ponad 10 miastach Polski wspólnie z ich uczestnikami "pozbędą się hejtu". Nie da się tego pozbyć, nie da się pozbyć ani krytyki, ani hejtu, a już na pewno nie przez cykl szkoleń :D Jest to jawna propaganda i wprowadzanie ludzi w błąd. To normalne, bo pan jest coachem. Jest to w sumie chyba dość nowe zjawisko - ludzie, którzy prowadzą płatne szkolenia, najczęściej z dziedzin psychologii, społeczeństwa itp. w zamian za osiąganie pewnych efektów - motywację, poprawę zdolności interpersonalnych itp.
Teraz powiem z własnego doświadczenia - jakieś 7 lat temu zacząłem się luźno interesować przez 2-3 lata czymś (mniejsza o to dokładnie, czym) z czym silnie wiązało się całe społeczeństwo różnego rodzaju "coachów", "trenerów", "doradców" itd. Wiem jedno - na kilkudziesięciu znalazł się chyba jeden, któremu rozważyłbym zapłacenie i może 2-3, którzy mówili z sensem. Reszta była niewarta złamanego grosza. Ja w każdym razie nigdy nie uczestniczyłem w żadnych szkoleniach, a wiedzę po prostu czerpałem z nieograniczonych zasobów internetu. Zdaję sobie sprawę, że szkolenie i indywidualny kontakt to co innego, lecz patrząc na podane przed chwilą statystyki - czy jest sens płacić tak gruby hajs za ułudę? Za to, że ktoś opowie Ci o swoich przekonaniach, że zrobi Ci wykład o czymś, co, owszem - dla niej/niego, podziałało, ale nie masz nigdy gwarancji, że zadziała w Twoim przypadku. Płacisz tak naprawdę za możliwość wysłuchania czyichś sposobów na radzenie sobie z jakimś problemem. W dodatku, najczęściej dzieje się to w grupie, więc wcale nie jest to takie indywidualne doświadczenie, a jak już takie jest możliwe, to kosztuje odpowiednio więcej.

 
        Tak właśnie jest z rzeczoną akcją wspieram.to. Z przerażeniem odkrywam, że ludzie są w stanie płacić tak kosmiczne pieniądze, za spotkanie z randomowym kolesiem, który wmówi im że mają problem, po czym wspólnie ten problem "rozwiążą". Bo czy naprawdę hejt jest taki wszędobylski? Z własnego doświadczenia: nie wydaje mi się. A już na pewno hejt nie jest takim problemem, za rozwiązanie którego zapłaciłbym komukolwiek. Zaś pan "Mentor i Artysta" jest dla mnie geniuszem pokroju Steve'a Jobsa: sam sobie wytworzył popyt. Sztucznie wykreował nieistniejący do tej pory rynek przez wmówienie ludziom wyimaginowanego problemu i teraz zbiera tego żniwo w postaci 500 tys. złotych. Z jednej strony mnie to przeraża, jak podatne są umysły niektórych na taki bullshit, a z drugiej biłbym mu pokłony, bo jest na pewno geniuszem marketingu. Czyż nie tak było z iPadem? Do czasu jego premiery 99% populacji potrafiło się obejść bez tabletów, a potem przyszedł Jobs i świat oszalał.

To był długi wpis, wiem o tym. I tak pewnie o czymś zapomniałem i po łebkach napisałem, ale przynajmniej jest to taki tekst z serca, na spontanie. Zdaję sobie sprawę, że pewnie zostanę za ten wpis, nomen omen, "zhejcony"  ;)  no ale cóż zrobić, takie życie :)