poniedziałek, 10 marca 2014

300: Rise of an Empire


       
        "300" na zawsze będę pamiętał jako jeden z tych ikonicznych komiksowych filmów. Tak na prawdę był to pierwszy obraz w którym Zack Snyder w pełni objawił swój kunszt. Przeniesiona na taśmę filmową powieść z komiksu Franka Millera zyskała wtedy rzeszę fanów. A odkryta przez popkulturę na nowo historia Leonidasa i 300 Spartan, broniących Termopil przed falami Persów, cieszyła się dzięki filmowi sporym powodzeniem - były debaty poświęcane zagadnieniom ekranizacji komiksów oraz powieści i temu jak one wiernie powinny odtwarzać historię oraz czym tak na prawdę może być komiks. Wszystko to spowodowało że film "300" już na zawsze będzie dla wielu z nas dobrym wspomnieniem, a dla mnie osobiście to jedna z najlepszych ekranizacji komiksu EVER. A wczoraj widziałem właśnie sequel i chciałbym się podzielić wrażeniami.
Tytułem wprowadzenia - "300: Rise of an Empire" przeszło długą drogę produkcyjną. Po premierze wspominanego wyżej filmu w 2006 roku Snyder miał na głowie sporo innych projektów - wtedy zaczynały się powoli prace nad jego 'opus magnum' - "Watchmen". Potem były sowy z Ga'Hoole i "Sucker Punch" a w 2013 "Man of Steel". Ciągle sequel "300" był jakby na uboczu, aż w końcu postanowiono że Snyder będzie współscenarzystą i producentem a reżyserią zajmie się Noam Murro. Czy udało mu się dorównać Snyderowi ? (w końcu pod jego pieczą powstawał cały projekt). W mojej opinii - nie za bardzo.


        Historia przedstawiona w recenzowanym filmie nie jest tak na prawdę ani prequelem, ani sequelem. Jest wszystkim tym na raz. Akcja toczy się zarówno przed "300", w trakcie a także po. Prolog dość nieźle buduje napięcie - mamy okazję obserwować bitwę pod Maratonem i czyn, którym wsławił się Temistokles - główny antagonista. Ciężko ranił on w tej bitwie króla Persów - Dariusza, który umiera a po nim władzę objąć ma syn - Xerxes. Nie przypomina on jednak obwieszonego złotem gangsta-ziomka z "300",  tutaj jeszcze jest słaby i taki...ludzki. O jego przemianę w "Króla-Boga" zadba Artemizja, protegowana Dariusza, kobieta-wojowniczka i jedna z najlepszych dowódców armii Persji. Fabuła dość szybko tu przyspiesza i docieramy do pierwszych narad oraz bitew, toczących się równolegle z obroną wąwozu przez Leonidasa i Spartan. Takim sposobem możemy poznać postać Temistoklesa dokładniej, jako wodza połączonej floty Greckich państw-miast. Od tej pory fabuła jest przeplatana bitwami morskimi, świetnymi scenami z Artemizją oraz nudnymi do obrzygu monologami Temistoklesa i jego Ateńskich braci. W finale, nie jest to chyba zaskoczenie, obserwujemy zwycięstwo Greków pod Salaminą. Co już jest zaskoczeniem, to fakt iż nie nawiązano do bitwy pod Platejami, pokazanej w końcówce "300". Suma sumarum - historia w "Rise of an Empire" jest bardzo mieszana, całkiem fajne momenty przeplata się słabymi, bitwy nie są tak charakterystyczne jak w poprzedniku, nie ma w nich tak mocnych i ciekawych akcentów, brakuje choćby "Nieśmiertelnych" którzy tu generalnie pełnią rolę obsady niektórych okrętów Perskich.... Pojawia się też mega-wymuszona scena seksu między Artemizją a Temistoklesem. Nie jestem waginosceptykiem, no Eva Green ma się czym pochwalić, tylko czemu nie można było tego jakoś uzasadnić fabularnie ?? Albo chociaż lepiej przygotować grunt pod takie wydarzenie. Słowem -fabuła jest w najlepszym razie średniawa. A nie pomaga też fakt że mamy do czynienia z retconami - w "300" Leonidas bezskutecznie szukał pomocy u innych miast a tutaj Temistokles twierdzi że to on bezskutecznie jej szukał w Sparcie! I przypisuje sobie pomysł jednoczenia Greków, gdzie wpadł już na to wcześniej wódz Spartan.
       A wracając do Evy Green. Każda scena z nią jest super! Postać wojowniczej Artemizji, wychowanej przez Persów, skoncentrowanej jedynie na jednym haśle "Grecjo - płoń!" to najlepszy element filmu. A aktorka kradnie wszystkim show! Jest tym kim był Leonidas dla pierwszej części. Tylko że Gerard Butler miał wsparcie w postaci silnej obsady w drugim planie, no choćby Michael Fassbender. A tu - fakt że część wraca, jest znów Gorgo (Lena Headey), wraca poseł Persów (w tej roli Doctore.....znaczy sie Peter Mensah). Rzecz jasna dostajemy trochę Xerxesa (Rodrigo Santoro). Tego ostatniego IMO jest zdecydowanie za mało a postać została skrzywdzona przez zrobienie z niej marionetki w rękach innych. No i teraz najlepsze: jak bezbarwnym okazał się Sullivan Stapleton, skoro wszystkie powracające postaci, nawet te które są na ekranie łącznie przez 5 minut, przyćmiewają go całkowicie. Temistokles bowiem, jest totalnie pustym, szarym Ateńczykiem, w którego usta włożono monologi o demokracji. W porównaniu do Spartan: Stelliosa, Diliosa, czy 'Kapitana' - wypada bladziuteńko, a Leonidas by go zakrzyczał na śmierć. Można było z Gorgo zrobić główną bohaterkę i historia niewiele by się zmieniła a dużo by zyskała na charyzmie.


       Muszę uderzyć się w pierś i powiedzieć, że efekty wizualne w tym filmie rzeczywiście momentami zachwycają tak samo jak przy pierwszym. Praca jaka została włożona w artystyczny koncept jest widoczna gołym okiem. Zabrakło mi tylko tej Snyderowej "mitologii", stworów bo bestie w wodzie i pustelnicy to mało trochę. Podobnie jak w "300", każde miejsce ma inny klimat pod względem kolorów: w Sparcie jest żółto-czerwono, na morzu niebiesko-zielono-czarno, a u Persów czarno-złoto. Genialne było w kilku momentach wykorzystanie slow-motion, zwłaszcza w bitwie pod Maratonem gdzie wymianie ciosów towarzyszy burza i błyskawice które rozświetlają postaci wojowników. To co zostało popsute, to dodanie efektu "glow" do poświaty w chmurach w tle oraz przy tym ostre światło (prawdopodobnie fizycznie istniejące na planie) padające na bohaterów! Psuło to kolorystyczne klimaty poszczególnych scen, bo światło i "glow" - poświata chmur zawsze były takie same i sprawiały że tła, w przeciwieństwie do "300", mogły czasem wydać się tanie. Również pod 3D film powinien być zdecydowanie jaśniejszy.
       Sam trójwymiar jest ...GENIALNY. Jedno z najlepszych 3D w ostatnich latach, chyba momentami lepsze od "Hobbitów" nawet! Sceny w wodzie, czy np. przemowa Xerxesa, jest tam tyle różnych planów i płaszczyzn! Co najlepsze, to fakt że prawie cały czas przed pierwszym planem albo pada deszcz, albo krople krwi, albo w powietrzu unoszą się pyłki. Nadaje to scenom odpowiedniej głębi. Zwłaszcza pod wodą, tam to już jest arcydzieło, jak dla mnie! Zdecydowanie warto dopłacać za bilet 3D, szkoda tylko że ciemny obraz w systemie Dolby3D przeszkadza w 100% przyjemnym odbiorze filmu :/


Muzyki - w przeciwieństwie do "300" - nie ma. Nie pamiętam, na serio! , ani jednej sekundy muzyki. Była więc ona dostosowana poziomem do postaci Temistoklesa.
        Podsumowując, warto zobaczyć ten film, nie powiem że nie. Choć nie dorasta on do poprzednika, popełniono wiele błędów castingowych oraz w konstrukcji fabuły. Sama Eva Green czy super-3D nie wystarczą. Plusem na pewno jest fakt uzupełnienia historii z "300" i trochę szersze spojrzenie na toczące się wydarzenia II wojny perskiej. Mogło być świetnie a jest jedynie dobrze, 7/10 .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz