poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Fringe s04e20 - "Worlds Apart"

      Po zeszłotygodniowym przeskoku w przyszłość, do 2036 roku, wracamy do czasów dzisiejszych. Dostaliśmy ostatnio smak tego co czeka nas w (nareszcie oficjalnie potwierdzonym !!! :D ) sezonie 5. Teraz czas aby widzowie mogli zobaczyć jak doszło do tego, że Walter i spółka zostali zamrożeni w bursztynie i co u licha robił tam William Bell!
      Fabuła najnowszego odcinka to przede wszystkim plan Jones'a który wszedł w decydującą fazę. Po obu stronach "mostu" w wielu punktach globu ludzie DRJ wywołują trzęsienia ziemi. Zagadką pozostaje w jaki sposób im się to udaje w obu równoległych światach oraz czemu to tak na prawdę ma służyć. Walter i Walternate, a przede wszystkim oba zespoły Fringe, współpracują ze sobą w tej sprawie. Okazuje się, że znów wracają do widzów wydarzenia z pierwszego sezonu. Niewiarygodne jak Twórcy mieli rozplanowany cały ten serial, jak sprawy, które - wydawałoby się już nieistotne - wracają. DRJ mianowicie planuje połączenie ze sobą dwóch światów w jeden, z pomocą dzieci Cortexiphanu. Trzęsienia mają na celu dostrojenie częstotliwości drgań obu uniwersów w jedną, wspólną. Ponieważ ryzyko jest ogromne - taka koniunkcja zniszczy oba światy i zostanie jeden 'wyczyszczony' - Walter wraz ze swoim alter ego podejmują decyzję najtrudniejszą, ale słuszną i potrzebną. Postanawiają wyłączyć most łączący redverse i blue/amberverse. Stąd, końcówka odcinka to pożegnania pomiędzy poszczególnymi wersjami danych osób. Przyznam że same pożegnania wyszły dość emocjonalnie i naturalnie. Nie zaskakuje wbrew pozorom decyzja agenta Lee, który chciał zostać po "czerwonej" stronie. To było w zasadzie logiczne odkąd jego alter ego zginął w akcji.  Twórcy przygotowali w ten sposób miejsce dla Lincolna, który nie mógł się w swoim uniwersum odnaleźć po pojawieniu się Petera.
     Następnie Walter wyłącza maszynę, która "spinała" światy tworząc "most". Uważam, że ten element wyszedł infantylnie, bo po prostu jak się stało po jednej stronie pomieszczenia to potem kończyło się w blueverse, a jak po drugiej to w czerwonej odmianie. Trochę to uproszczone. Przecież światy się nakładały! Więc np. Lincoln powinien pozostać po niebieskiej stronie tak czy siak, niezależnie od położenia w pomieszczeniu. Samo pomieszczenie "mostu" właśnie takim prawem powinno się rządzić - jesteś z blue to przy rozpadzie mostu jak stoisz 'na moście' zostajesz w blue. Zdaje mi się tu że rozgraniczenie między światami zostało pokazane zbyt wyraźnie, dosłownie jak jakaś linia przebiegająca środkiem pokoju... No ale cóż Twórcy wymyślili inaczej i trzeba się z tym pogodzić. Dodatkowo jednak chcę wspomnieć o całej smutnej otoczce pożegnania, ale przecież są inne sposoby przechodzenia między światami: Waltera z lat 80. (ok, odpada bo niszczy struktury światów), Olivia może przechodzić dzięki cortexiphanowi, można też wzbudzać drgania i przesyłać shapeshifterów. Zatem są sposoby na jakąś komunikację między red- i blueverse i dziwne wydaje mi się, że nikt o tym w obu dywizjach Fringe nie pomyślał ani nawet nie wspomniał :/

Tuż przed finałową rozgrywką bohaterowie muszą podjąć ciężką decyzję...

    Podsumowując, odcinek miał świetne tempo, było wiele wrażeń, widać że wszystko zmierza do wielkiego finału. Poszczególne wydarzenia z poprzednich epizodów zaczęły układać się w całość. Plan DRJ jest wieloetapowy i teraz wiemy po co były mu niektóre elementy. Końcówka też zaskoczyła, nie spodziewałem się tak drastycznego rozwiązania jak zamknięcie "mostu", aczkolwiek mam zastrzeżenia do logiczności tych scen. Sumarycznie dałbym odcinkowi 8/10 - dobre przygotowanie pod finał. W którym nawiasem mówiąc wróci ktoś BARDZO oczekiwany ;D Mieliśmy już w tym tygodniu hint pod postacią glifów: ALIVE ......

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz