niedziela, 27 stycznia 2013

OFICJALNIE: Reżyserem VII epizodu Gwiezdnych Wojen został... JJ Abrams !!!!


     Tak, to już oficjalne. Słynny JJ Abrams, producent odpowiedzialny za takie hity jak: LOST, Fringe, czy Alias, reżyser nostalgicznego "Super 8" oraz świetnie przyjętego (przez ogół, lecz nie przez fandom) Star Treka z 2009 roku.
     Ale po kolei. Wszystko zaczęło się oczywiście wraz z ogłoszeniem newsa o wykupieniu Lucasfilmu przez Disneya (wraz z prawami do Gwiezdnych Wojen) oraz o Epizodzie VII będącym w fazie przed pre-produkcją (wstępne szkice, wizja itd itp). O tym już pisałem w odpowiednim czasie, więc przejdźmy może dalej. Na początku stycznia bodajże Kathleen Kennedy zdradziła, że nazwisko reżysera filmu poznamy jeszcze w tym miesiącu!! Parę dni temu przed północą zadzwonił do mnie Coen z tą wiadomością - JJ Abrams reżyserem Epizodu VII, info niepotwierdzone lecz z dobrych źródeł!!!! "NO COOO TYYY!!" - zakrzyknąłem :> Jestem bowiem fanem tego pana już od ładnych paru lat. Na początku byli rzecz jasna "Zagubieni". Nie ważne, że serial skończył się tak jakoś bez smaku, nie ważne że sezony 4-6 były często uznane przez fanów za słabe (choć jak dla mnie s4 był świetny, wręcz zaraz za klasycznym s1; a s5 też doceniam za fabułę z przeskokami w czasie; s6 rzeczywiście był słaby). LOST jednak odmienił w pewny sposób oblicze seriali. To od 2004 roku jak grzyby po deszczu powstawały kolejne seriale z mieszaniną s-f, tajemnic, fantasy, kryminału itd. Świetne 4400 i Herosi, trochę mniej świetny (ale nadal dobry!) FlashForward, czy ostatnio nieudane już Alcatraz i Revolution, ale za to genialny Person of Interest (choć tu już klimaty kryminalno-sensacyjne, ale nadal bardzo inteligentne kino). Dla mnie jednak najlepszym dziełem, jakie wyrosło na fali zainteresowania "Zagubionymi" był bez wątpienia Fringe !!!! [Tu autor wstaje z krzesła i bije pokłony przed ołtarzykiem z sezonami s1-s3 serialu na Blu-rayach] Serial ten tydzień temu się zakończył po 4 pełnych i jednym połowicznym sezonie. Zakończenie z perspektywy czasu uważam za całkiem zadowalające, choć nie idealne - o czym szerzej w nadchodzącej recenzji finału. Do rzeczy - firmie JJ Abramsa "Bad Robot" udało się stworzyć serial pełen tajemnic a'la Archiwum X, jednocześnie od końcówki s1 mieliśmy szerszą skalę wydarzeń, do tego wiele odniesień do kultury, nauki i techniki, sporo "znajdziek" dla widzów (co tydzień bawiliśmy się w wyszukiwanie obserwatorów w tle, czy odkodowywanie glifów). Fringe zrewolucjonizował telewizję!!
       Podobną rewolucją okazał się dla mnie Star Trek z 2009 roku. Nigdy fanem uniwersum nie byłem, a dziełu Abramsa udało się mnie przekabacić. Facet potrafił pokazać jak wyglądałby ten klasyczny twór science fiction, gdyby został zrealizowany w dzisiejszych czasach, przy dzisiejszych możliwościach. Ekskluzywny występ Leonarda Nimoya i 'trik' ze światem alternatywnym pozwoliły kontynuować dziedzictwo legendarnej serii. 'Trekkies' nie przyjęli jednak tego obrazu tak ciepło. Zarzuca mu się najczęściej odejście od clue (łoł ale trudne słowa znam XD ) oryginalnej serii - motywu podróży i eksploracji nieznanych regionów galaktyki. Mnie takie coś nie przeszkadzało. Uważam, że zrobienie filmu w duchu klasyki zabiłoby część zabawy i możliwości, chyba się nie myliłem ani ja ani Abrams, bo w tym roku ma wejść już kontynuacja filmu i trailer wypada baardzo zachęcająco :D
       "Super 8" było dla mnie zawodem. Ko-produkcja Abrams-Spielberg nie powiodła się w moim mniemaniu. Miało być nostalgicznie, z ukłonem do lekkiego i przyjemnego kina familijnego lat 80tych pokroju "E.T". Wyszło....nudno :/ w dodatku wmieszano jakieś ekologiczne (a tfu!) wątki, w sumie miałem wrażenie że scenariusz pisali ci sami eko-debile, którzy przywiązują się do drzew i każą zbudować autostradę 100km dalej bo "tu są cenne żabki, a żabek ruszyć nie wolno". Odniosłem jednak wrażenie że to 'zły dotyk' Spielberga, który już od "Wojny Światów" tworzy gnioty i jego nazwisko jak dla mnie nie znaczy już zbyt wiele, a już na pewno nie to co kiedyś.
       W każdym bądź razie, jestem fanem Abramsa. A JJ jest fanem Gwiezdnych Wojen. W wielkim medialnym szumie jaki powstał po ogłoszeniu Epizodu VII, dziennikarze wypytywali dosłownie każdego kto miał kiedykolwiek cokolwiek wspólnego z jakimkolwiek filmem o to, czy będzie reżyserował Gwiezdne Wojny. JJ Abrams odpowiadał zgodnie z ogólną linią "Jestem fanem, nie mogę się doczekać ale dla ewentualnego reżysera będzie to wielkie wyzwanie, ja obejrzę ten film w kinie jako widz." Nie od dziś wiadomo, że jest on rzeczywiście fanem Sagi i całego uniwersum. Nie od dziś też wiemy, że JJ lubi zachowywać tajemnice w swych projektach i lubi robić niespodzianki.
Oficjalne stanowisko Lucasfilmu, opublikowane 25. stycznia brzmi:

To bardzo ekscytujące mieć na pokładzie JJ Abramsa, który poprowadzi szarżę nowych Gwiezdnych Wojen. J.J. jest perfekcyjnym reżyserem do tego zadania. Poza świetnym instynktem filmowca, intuicyjnie czuje i rozumie tę markę. Rozumie esencję Gwiezdnych Wojen i wniesie swój talent by stworzyć niezapomniany film. - Kathleen Kennedy

J.J. wciąż imponował mi jako filmowiec i storyteller (sorry nieprzetłumaczalne). Jest idealnym wyborem na reżysera Gwiezdnych Wojen i dziedzictwo nie mogłoby być w lepszych rękach - George Lucas



Co powiedział sam JJ?

Być częścią kolejnego rozdziału sagi GW, współpracować z Kathleen Kennedy i tą niezwykłą grupą ludzi, to absolutny zaszczyt.

       Ja osobiście uważam, że rzeczywiście wybór nie mógł być chyba lepszy. Wybrano osobę, która jest od paru lat na fali. Owszem Abrams miał parę gorszych projektów (czy też może bardziej jego firma producencka) ale też stworzył kilka arcydzieł. Jak będzie tym razem? Hit czy kit? Myślę, że jednak hit. Marka Gwiezdnych Wojen to wręcz dziedzictwo kulturowe. To też linie zabawek, gadżetów, gier planszowych i komputerowych, ubrań, totalnie wszystkiego! Disney i osoby odpowiedzialne za franczyznę GW (Lucas pewnie coś tam podpowie od czasu do czasu) nie dadzą Abramsowi tak wolnej ręki. Jednocześnie jako fan reżyser sam z siebie doskonale powinien rozumieć świat, jego esencję. Nie stworzy z tego hiper-mega-bum blockbustera a'la Transformers. Wojny już same w sobie mają odpowiednią dawkę czegoś co się określa słowem 'fun'. To inne uniwersum niż ST, łatwiejsze do naginania i kształtowania. Disney już w przypadku Marvela pokazał, że nie wtrąca się w sprawy marek, które wykupuje. Nie mamy się dzięki temu co obawiać Goofy'ego i Donalda na Endorze, czy Imperatora Pluto. Za wcześnie by coś więcej mówić, ja w każdym razie o losy filmu jestem na razie spokojny. "Bad Robot" to firma z dużym doświadczeniem, tworzą produkcje na wysokim technicznie poziomie. Jednocześnie umieją zachować sporą dozę tajemnicy w projektach. Sfera licznych domysłów nakręca tylko 'hype' na dany film (np. do nowego Star Treka jeszcze parę miesięcy, a od pół roku i tak wszyscy się zastanawiają czy Cumberbatch gra Khana - tym lepiej dla późniejszych wyników box office :) ).
      Pozostaje kwestia ewentualnego trzeciego kinowego Star Treka. Myślę, że uczestnictwo JJ Abramsa zależy tu od tego czy Lucasfilm zechce wymieniać reżyserów w epizodach VII-IX czy też zostawić wszystko w jednych rękach. A to pewnie zależy od wyników finansowych, podejrzewam bowiem że wynik każdy poza pierwszą 10 najbardziej kasowych filmów w historii, będzie uznany za porażkę. Jeśli będzie sukces, to nie widzę powodu wymieniać głównej osoby spinającej całą ekipę produkcji.
      Jeśli Abrams zostanie na fotelu reżysera, to Star Trek poprowadzi ktoś inny, a JJ zostanie kurtuazyjnie "Executive\Creative Producerem" (co w praktyce oznacza że zajmie się filmem jakaś część ludzi "Bad Robota" po prostu). Na jego miejscu w takim wypadku bym się nawet nie zastanawiał i postawił wszelkie karty na Gwiezdne Wojny, nawet kosztem zerwania więzi z marką Star Treka. Jak będzie w rzeczywistości? Odpowiedź już w 2015 roku....

PS...a może dopiero pod jego koniec, słyszałem takie plotki że ewentualny sukces Hobbita wytworzyłby dla kina dobre blockbusterowe 'pasmo' przed Bożym Narodzeniem ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz