piątek, 18 października 2013

Chce się żyć


      No i po raz kolejny udało mi się wyskoczyć do kina. Tym razem, czym jestem sam wciąż zaskoczony, poszedłem na polski film 0_o. Kiedy zobaczyłem artykuł i później jeszcze trailer, to coś mnie zaczęło kusić żeby zobaczyć dzieło Macieja Pieprzycy. Przede wszystkim zainteresował mnie dość nietypowy temat - opowieść o chłopaku z czterokończynowym porażeniem mózgowym, dodatkowo film (a zwłaszcza odtwórca głównej roli) zdążył zebrać już trochę nagród. No i poczułem że warto chyba będzie pójść do kina.
     Historia przedstawiona w obrazie rozciąga się od początku lat 80tych aż do naszych czasów. Główną postać - Mateusza poznajemy w trakcie jego dzieciństwa. Wraz z nim całą Rodzinę: ciężko pracującą w utrzymaniu domu Matkę, a także Ojca który próbuje swoim bliskim przynieść choć trochę uśmiechu w tak trudnej dla nich sytuacji, oraz Rodzeństwo. Mateusz ma bowiem brata i siostrę, którzy też swoje przeżyli, nie zawsze mogąc liczyć na pomoc Rodziców, skupionych na potrzebach niepełnosprawnego dziecka. Nie ma sensu żebym rozpisywał się nad kolejami całej fabuły. Jak to przeważnie w polskim filmie - na pierwszy rzut oka jest dość depresyjnie i smętnie. Ale to tylko pierwsze wrażenie. Bo już po chwili przebija się przez nie bardzo pozytywne przesłanie w postaci świetnych i celnych komentarzy głównego bohatera. Jest on niejako narratorem i mimo, że nie może na głos powiedzieć tego co chce, to my jako widzowie dostaliśmy od Twórców dar - możliwość poznania myśli Mateusza. A te sprawiają że od razu da się lubić tego chłopaka. Zwłaszcza, że w najgorszych dla siebie chwilach powtarza "Dobrze jest" i za każdym razem znajduje jakieś rozwiązanie, a przynajmniej odnajduje się w zastanej rzeczywistości. "Chce się żyć" składa się z aktów, każdy z nich ma tytuł wyświetlany w naszym alfabecie ale też i w piśmie 'obrazkowym' (tzw. Alfabet Blissa), stosowanym przez osoby niepełnosprawne do komunikowania się ze światem. Nie chcę spoilerować, lecz niektóre rozwiązania fabularne mnie pozytywnie zaskoczyły (okazuje się, że wbrew pozorom nie wszystko jest do dupy, jak to polska szkoła filmowa przyzwyczaiła się ukazywać) , tak samo humor w wykonaniu Mateusza. Słowem podsumowującym przedstawioną historię, nie da się jej tak po prostu streścić ale warto wiedzieć że niesie bardzo pozytywną energię, w naturalny sposób rozprawiając się z problemami osób cierpiących na tak głęboki stopień niepełnosprawności, jak u głównej postaci.


      Aktorstwo - SUPER !!!! Po pierwsze, brak tutaj typowych twarzy dla tych wszystkich gówien produkowanych taśmowo przez TVN, Łepkowską itp. Są aktorzy zupełnie dla mnie nieznani, bądź znani tylko pobieżnie. Przede wszystkim brawa należą się Dawidowi Ogrodnikowi i Kamilowi Tkaczowi - obaj grali Mateusza (odpowiednio: starszego i młodszego) i obaj spisali się na medal. Ich ruchy, mimika twarzy - wszystko perfekcyjne. Kiedy patrzę na obu udzielających wywiadów, to aż wierzyć się nie chce że to byli tylko aktorzy! Tak samo należy wymienić właściwie całą resztę obsady, bo o ile dwóch głównych odtwórców roli pierwszoplanowej jest godnych najwyższych nagród, o tyle reszta aktorów też depcze im po piętach :) Arkadiusz Jakubik (jedyny którego kojarzyłem w ogóle), Dorota Karolak, Katarzyna Zawadzka, Helena Sujecka, Mikołaj Roznerski, Anna Karczmarczyk, Anna Nehrebecka i wiele innych osób. Cała obsada była świetna, wszyscy prawdziwi w swoich rolach, trudno tutaj się silić na szczegółowe opisy, po prostu sprawili że ich bohaterowie ożyli.
      W segmencie technicznym uczepiłbym się oświetlenia. Momentami zbyt mocno było widać jego brak na planie (korzystano chyba często z naturalnego światła). Rozumiem, że w paru miejscach to był zabieg celowy, lecz jednak film to film, lepiej dać odrobinę za dużo światła, niż za mało - taka jest moja opinia. Poza tym dobry montaż, świetne ujęcia bardzo pomagające w opowieści. Praca kamery, obok narracji, była jednym z głównych elementów, dzięki którym my widzowie mogliśmy lepiej poznać Mateusza. I tylko dwa momenty jeszcze mnie zmyliły, w jednym fajerwerki chyba trochę zbyt podkoloryzowano jak na przełom lat 80/90 (z dzieciństwa pamiętam że w tamtych czasach nie było aż tak wielu i bogatych pokazów, tutaj Twórcy IMO przegięli), w drugim momencie montaż i ujęcie sugerowały pewne bardzo jasne rozwiązanie fabularne, które nagle po kilkunastu minutach okazało się czymś innym, niepotrzebne mylenie widza (również w narracji która też nie zdradziła początkowo prawdy, nie wiem czy to celowy zabieg czy nie).


       Podsumowując, warto zobaczyć film Macieja Pieprzycy. Bardzo rzadko chodzę do kina na polskie filmy, bo 99% z nich ma albo tematykę kompletnie mnie nie interesującą albo do bani zwiastuny albo (najczęściej) jedno i drugie. Niestety polska szkoła filmowa to jedno wielkie pasmo żenady. Ale są chlubne wyjątki, jednym z nich właśnie recenzowany film (możliwe że drugim "Jack Strong", bo też zwiastun dość przekonujący był). Twórcom udało się uniknąć pokazania niepełnosprawnego jako osoby żałosnej, nieporadnej i smutnej, zamiast tego mamy jak najbardziej prawdziwy obraz zahartowanego przez życie Mateusza, który się żadnym przeciwnościom losu łatwo nie poddaje. Sumarycznie, po seansie to aż "Chce się żyć". Ocena 8/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz