środa, 6 listopada 2013

We're the Millers






        Miałem ostatnio okazję obejrzeć bardzo fajną komedię, którą polecił mi Coeniasty. Wprawdzie na zwiastunach nie reprezentowała się zbyt wybitnie, raczej taki średniak, to po seansie zdecydowanie oceniam film jak najbardziej pozytywnie!

      Fabuła jest pozornie dość prosta. Drobny diler marychy David ma trudności z zapłaceniem swojemu narkotykowemu "bossowi" . W związku z czym tamten daje mu propozycję z cyklu "nie do odrzucenia". David ma pojechać do Meksyku po większą działkę zielska, przewieźć to przez granicę i już. Długi umorzone, dodatkowe 100 tys. $ w kieszeni, żyć nie umierać. No dobra, ale jak zmniejszyć ryzyko całej wyprawy ? Główny bohater wpada na genialny, wydawać by się mogło, pomysł. Zatrudnia striptizerkę Rose jako swoją żonę, dziwnego placka Kenny'ego ze swojego bloku jako przybranego syna, a bezdomną zbuntowaną 16-laetnią Caseyjako córkę. Razem mają udawać szczęśliwą, kochającą rodzinkę Millerów. W ten sposób, jak wnioskował David, łatwiej będzie im uniknąć kontroli (bo kto by tam kontrolował zwykłą familię jadącą camperem na wczasy). Nie jest trudno się domyśleć, że cała akcja właściwie dopiero się rozkręci. Co zaskakuje, bohaterowie dość łatwo odbierają towar, gorzej z jego dostarczeniem z powrotem. Nie będę zdradzał tutaj wszystkich sekretów fabuły. To co jest standardowe w tego typu filmach, a jednocześnie tutaj było wykonane dość świeżo, to fakt przemiany wszystkich bohaterów, każdy z nich zyskuje na byciu pozornym ojcem/matką/synem/córką, cała wyprawa zacznie dla niektórych nabierać głębszego sensu. Ponieważ to komedia, to należałoby parę słów napisać o dowcipach. Są one miejscami sytuacyjne, a miejscami słowne. Co ciekawe, mimo że często tematyka jest dość hardcore'owa, nierzadko zahaczająca o seks, narkotyki itp. to nie odniosłem tutaj wrażenia jakiejś wulgarności. Dla mnie to spore zwycięstwo Twórców, gdyż łatwo by było pójść po linii prostej i zrobić żarty w stylu "zesrałem się sąsiadowi pod drzwiami, hahah, boże jak śmiesznie...", a ekipie udało się tego rodzaju niesmacznych rzeczy (prawie zupełnie) uniknąć.
        Aktorstwo jest tu ciekawie dobrane. Świeże twarze, jedyna Jennifer Anniston (Rose) oraz Ed Helms(Brad) to osoby, które już mogły się niektórym opatrzeć. Niemniej jednak, cała reszta: Jason Sudeikis (David), Emma Roberts (Casey), Will Poulter (Kenny) to świetnie dobrane, nowe dla kinematografii twarze. Każdy tutaj spełnił swą rolę we właściwy sposób. Muszę skomplementować Emmę Roberts, którą już miałem okazję podziwiać w American Horror Story, że świetnie wciela się w zbuntowaną, ale w duchu dobrą, Casey. I wcale nie tylko dlatego że jest przepiękną, niezwykłą aktorką, wcale nie tylko dlatego!! :P No, w każdym razie, obsada idealna do tego typu filmu!


         Scenografie wyszły ekipie dość tanio, jak mniemam, sporo mamy scen w camperze, ale na tym polega obraz reżysera Rawsona Marshalla Thunbera. Jest też meksykańska wioska, niczym żywcem wyjęte z "Machete" Rodrigueza. Praca kamery jak najbardziej wporzo, w tego rodzaju kinie nie ma raczej gdzie popełnić błędu, tu wszystko odbywa się w przyjętych standardach.
        Podsumowując, "We're the Millers" to bardzo pozytywny film, dobra i bawiąca czasem do łez komedia, jednocześnie nie wulgarna, choć też nie dla całej rodzinki, humor jest tu w dużej mierze dla dorosłych. Obsada tylko ubarwia ten film, w pozytywnym kontekście. Warto popatrzeć na wciąż piękną Jennifer i cudną Emmę... (a Willowi Poulterowi zazdroszczę w tym kontekście pewnej sceny!). Najważniejsze, że chętnie kiedyś jeszcze wrócę do tego filmu. Jedynym minusem jest dość schematyczna fabuła jako całość, ale też nie o to w takich filmach przecież chodzi. Ocena 8,5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz