środa, 4 grudnia 2013

Filmy z Olivią Wilde


Zainspirowany pewnym filmikiem na JoeMonsterze (Filmik z Olivią Wilde) stwierdziłem że muszę sprawdzić chociaż część z bogatej filmografii Olivii (zwłaszcza że seriale wchodzą akurat w okres Świąt i jest mniej do oglądania). I rzeczywiście warto było!! :D Poniżej moje krótkie przemyślenia odnośnie każdej produkcji jak i występów Olivii Wilde.


Butter

Zacznijmy od filmu z 2011 roku w reżyserii Jima Fielda Smitha. Historia to z goła nietypowa, toczy się bowiem wokół .... rzeźbienia w maśle 0_o . Pewien uznany rzeźbiarz Bob (Ty Burrell w tej roli) chciałby już przejść na zasłużony odpoczynek, w czym nie pozwala mu żona Laura (Jennifer Garner). Sama chcąc udowodnić że też coś potrafi, zgłasza się do konkursu rzeźbienia. Stoczyć będzie musiała walkę nie tylko ze swoimi słabościami lecz z utalentowaną dziewczynką - Destiny (Yara Shahidi) oraz....striptizerką Brooke (Olivia Wilde). Generalnie historia należy do komediowych, z cyklu "skończyło się dobrze, żyli długo i szczęśliwie". Nie jest to hicior ale warto obejrzeć dla tych paru gagów, dla gościnnych występów (Alicia Silverstone czy...Hugh Jackman! co on tu robił, nie mam pojęcia 0_o ) lecz przede wszystkim dla najlepszej sceny striptease'u w kinematografii (nie licząc pornosów) EVER !!! Jest po prostu epicka! Jedyna wada, że za krótka ;( Sam film ogląda się z uśmiechem, ot - pogodna historyjka na jakiś nudny wieczór, przy czym postać Brooke w paru momentach kradnie sceny i właśnie dla niej ten film warto zobaczyć. 7,5/10


Alpha Dog

Jest to dzieło Nicka Cassavetesa z 2006 roku i tutaj mamy dużo bardziej dojrzałą historię. Toczy się ona wokół walki dwóch młodocianych gangsterów, którzy zaczynali od partnerstwa a potem nakręcali spiralę wzajemnej nienawiści do tego stopnia, że w końcu zaczęła lać się krew. Dużym plusem jest naturalność obsady. Nawet Justin Timberlake zagrał całkiem nieźle (nie wierzę, że właśnie to napisałem, nie wierzę....) . Sporo twarzy jest mi praktycznie obcych (Emile Hirsch, grający główną rolę Johnny'ego czy FENOMENALNY Ben Foster jako Jake) , co do niektórych to widać iż dopiero rozpoczynali swoją drogę do sławy (Anton Yelchin czy właśnie Olivia Wilde), inni dość znani przewijają się na chwilę (Amanda Seyfried chociażby) z kolei gdzieś w tle powieści pojawia się sam Bruce Willis! Ogółem cały montaż historii, sposób opowiadania też jest ciekawy, gdyż bywa niechronologiczny. Z tych czterech filmów, które zobaczyłem, ten zdecydowanie polecam osobom lubiącym historie pod hasłem "wóda, koka, dziwki" bo nie da się ukryć czym się młodociana gangsterka tutaj zajmowała.... Nie są to specjalnie moje klimaty, lecz olbrzymim plusem jest właśnie jakość gry aktorskiej i chociażby dla Bena Fostera WARTO. Niestety, Olivii tu jak na lekarstwo i gra rolę, cóż nie czarujmy się, panny przy boku Johnny'ego....ma tam po prostu być. Najwięcej czasu antenowego jej Angela dostała w końcówce ;)  Ocena 8/10


The Change-up

David Dobkin w roku 2011 wyreżyserował n-tą wersję wiecznie powtarzanej historii: dwóch facetów o dwóch różnych sposobach bycia, zamienia się na jakiś czas ciałami, uczą się od siebie nawzajem, żałują za swoje grzechy z przeszłości, na końcu udaje im się to odwrócić, żyli długo i szczęśliwie. Amen. Myślę jednak, że temu dziełu warto dać szansę, chociażby aby zobaczyć (jedyny i niepowtarzalny raz) autentycznie dobrze grającego Ryana Reynoldsa. Jego Mitch jest moim idolem i pewnie tak właśnie będę żył (choć niestety nie wyglądał ;( ) za jakieś 10 lat :D Życie jak w Madrycie..... z Mitchem ciałami zamieni się jego najlepszy kumpel, mający na głowie żonę i trójkę dzieci, Dave (grany przez Jasona Batemana). Z całej reszty obsady nie potrafiłbym wymienić nikogo interesującego (ewentualnie Leslie Mann grająca Susan, żonę Dave'a) poza...Olivią Wilde, a jakże! Podoba mi się tutaj jej postać na siłę ugrzecznionej Sabriny, koleżanki z biura Dave'a. Jak się okazuje, po godzinach robi się znacznie mniej grzeczna i dzięki temu mamy parę ciekawych scen. Suma sumarum jednak, film staje się w końcówce dość sztampowym romansidłem z happy endem itp. Jeśli ktoś lubi te klimaty, nie przeszkadza schematyczność, lubi się pośmiać (parę dobrych momentów jest, takich w których autentycznie się śmiałem) czy też lubi Olivię Wilde - warto dać szansę. Oceniłbym tak na ...aa niech będzie 8/10 .


The Incredible Burt Wonderstone

Tegoroczna komedia Dona Scardino to przede wszystkim koncert Steve'a Carella, Steve'a Buscemi (odpowiednio: Burt, Anton) oraz Jima Carreya. Grają oni magików, występujących w Vegas. Kiedy Burt i Anton - duet występujący od 30 lat - są u szczytu, nagle pojawia się ktoś nowy, niezrównoważony Steve Gray! Obaj bohaterowie muszą zmierzyć się z faktem przemijającej kariery, brakiem przystosowania do nowoczesności i z własnymi problemami egzystencjonalnymi. Brzmi źle? Ale tak nie jest, bo to świetna komedia! Znów sztampowa, lecz tematyka jak najbardziej przekonywująca, no i dość świeża obsada. Skoro przy tym jesteśmy, to Olivka gra tutaj na początku pomocnicę duetu magów, żeby z czasem przekształcić się w ich partnerkę. To zgoła odmienna rola od tamtych trzech filmów, nieprawdaż ? I trochę głębiej znacząca (o czym za chwilę w podsumowaniu). Dla ludzi, którzy jak ja przesiadywali w dzieciństwie oglądając Copperfielda - warto obejrzeć i czerpać znów przyjemność z magii. A David C. we własnej osobie też się tam pojawia ;) To tak samo solidny (pod względem obsady) film co "Alpha Dog" choć gatunek zupełnie różny. Mnie się podobało. 8,5/10


Tytułem zakończenia: jeszcze sporo filmografii mi zostało, nie wymieniałem przecież "Dr. House", "Tronu", czy też "Deadfall" do którego prawdopodobnie podejdę w weekend. Zauważyłem jednak pewną prawidłowość. Otóż z obejrzanych przeze mnie filmów wynika że dość często Olivia Wilde gra prostytutki, striptizerki i innego rodzaju nimfomanki (w Dr. House też były z Trzynastką dość ciekawe sceny). Co najmniej często są to takie dość ładne kobiety z tła, które w scenariuszu miały być chyba ładniutkimi lalkami, lecz aktorka wydobywa z nich całą głębię i kradnie po prostu sceny! "Burt Wonderstone" to znaczący film, bo ma się wrażenie że Olivii trzeba dać szansę stania się aktorską "partnerką" kinowego show, a nie tylko jego "hostessą". Jej niekwestionowana uroda idzie w parze z talentem i trochę szkoda patrzeć gdy gra w tle. Naprawdę liczę na jakiś przełomowy film, taki Oscar-level . A dołóżmy do tego interesującą działalność charytatywną (aktorka angażuje się w akcję pomocy dla Haiti "Artists for Peace")....  Cóż, w każdym razie od dziś droga Olivio, jestem Twoim fanem!! :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz