niedziela, 8 grudnia 2013

The Hunger Games: Catching Fire


      Joł! pora na kolejną recenzję, okres przedświąteczny jak widać jest dość gorący jeśli chodzi o kino, stąd i na blogu więcej się dzieje niż wcześniej. I tak, zapraszam do kolejnego tekstu. Tym razem chciałbym opisać sequel "Igrzysk Śmierci" ("Hunger Games" w oryginale). Jedynkę widziałem już dawno na pokazie podsumowującym rok 2012. I muszę przyznać że spodobała mi się. Teoretycznie jest to historia dla nastolatków, lecz bardzo teoretycznie. Samo uniwersum jest bogato zbudowane, żywe oraz dość mroczne. Aktorstwo w ekranizacji pierwszej z książek Suzanne Collins było na dobrym poziomie (a w porównaniu do typowych "młodzieżowych" ekranizacji sam fakt że było już miażdży konkurencję). Przodowała oczywiście Jennifer Lawrence, która w tym roku zasłużenie dostała Oscara za "Silver Linings Playbook". Jako, że film był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem postanowiłem że chcę zobaczyć sequel.
      'Catching Fire' rozpoczyna się odrobinę po końcu 'Hunger Games'. Katniss i Peeta wrócili do domu na odpoczynek, lecz szykują się do zwyczajowego tournee dla zwycięzców. Oboje stają przed problemem, gdyż ich domniemana gorąca relacja z trudnych chwil 74. Igrzysk nie do końca przeniosła się do świata poza tamtym....Władze Panem (a przede wszystkim sam prezydent Snow) chcą wykorzystać "wielką miłość" Katniss i Peety żeby propagandowo stłumić w 12 dystryktach państwa bunty wywołane samym nieposłuszeństwem zawodników w finale Igrzysk. Niestety splot wydarzeń prowadzi do rozrywki jeszcze okrutniejszej niż ostatnia - 75. Igrzyska, jubileuszowe, mają być tylko dla zwycięzców poprzednich edycji. I tak, dwójka głównych bohaterów musi znowu stanąć do walki o przetrwanie. Oczywiście powyższy opis jest BARDZO pobieżny, szkoda psuć zabawę. Ogółem odniosłem wrażenie że scenariusz sequela cierpiał na podstawową wadę, której Twórcom uniknąć się nie udało - jest środkową częścią Trylogii. Przez to historia przedstawiona tutaj jest trochę w oderwaniu i bez kontekstu jeśli nie zna się poprzedniego filmu. Również ciężko to wszystko ocenić nie znając dalszych losów bohaterów (a ja nie znam, książek jeszcze nie czytałem choć prawdopodobnie kiedyś to zrobię). Tempo wydarzeń jest zróżnicowane, taka sinusoida trochę raz coś się dzieje, za chwilę uspokojenie, po czym znowu dramatyczne chwile. Właśnie takie zróżnicowane tempo prowadzenia akcji powodowało że miejscami się nudziłem, nie było bowiem czuć żadnego 'wielkiego finału'. Historia kończy się jednak w zaskakujący sposób, którego nie przewidywałem i za to należy się plus. Drobny minus dorzuciłbym do rozwoju relacji w trójkącie Katniss-Peeta-Gale, z dziewczyny zrobiono za bardzo emo, raz jest rozdygotaną nastolatką żeby za chwilę być twarda niczym Sarah Connor. Również niejasne są momentami jej odczucia względem obu absztyfikantów. Niby z Peetą jest "dla picu" z drugiej strony na to wcale nie wyglądało w końcówce "jedynki". Także wydarzenia z 75. Igrzysk są momentami nudne - zawodnicy biegają w kółko i bez sensu po lesie. Nie ma takich emocji jak poprzednio, nie ma tego samego klimatu. Należy jednak zwrócić uwagę że te zarzuty częściowo może wyjaśniać to co miało miejsce w zakończeniu. Sumarycznie, nie jest źle, lecz scenariusz był trochę słabszy niż w pierwszym filmie.


        Bardzo podoba mi się obsada Catching Fire. Nie mogę nie zaczynać od Jennifer Lawrence. Jest świetną aktorką i mam wrażenie że tylko wady scenariusza nie pozwoliły jej wydobyć tyle z postaci Katniss co poprzednio. Peeta wyrasta na ciekawego gościa. Josh Hutcherson w poprzednim filmie bywał denerwujacy i dziwny, a tu jego bohater wyewoluował i pokazuje trochę więcej. Bardzo mi się podobają postaci Haymitcha (Woody Harrelson) i Effie (Elizabeth Banks) ! Oboje też mają swoje momenty, Haymitch kontynuuje tradycję pijackich scen z "Hunger Games" ale widać że ta osoba kryje w sobie znacznie więcej potencjału niż to wyjawia, z kolei Effie była wcześniej taką pustą lalą, lecz właśnie w "Catching Fire" w końcu okazuje emocje, że zżyła się z innymi i w końcu wydaje się być po ich stronie, super zagrana bohaterka IMO. Na koniec trzeba powiedzieć że Donald Sutherland pokazał klasę: jego Snow jest zimny, bezlitosny choć chciałbym żeby trochę głębi mu nadali scenarzyści ale też jest... na przykład dobrym dziadkiem, mamy bowiem scenę w jego domu z wnuczką.... Raczej ze słabej strony pokazał się Liam Hemsworth. Młodszy brat Thora nie wykreował zbyt charyzmatycznego bohatera, mam nadzieję że odmieni to w przyszłości. Obsada wypełnia więc swoje zadanie niemal w pełni, wydaje się że to wady scenariusza nie pozwoliły niektórym rozwinąć skrzydeł.
      Scenografowie mieli spore pole do popisu. Początek filmu i tournee to pierwsza szansa dla widzów, aby zobaczyć inne dystrykty Panem. Rzeczywiście różnią się one od siebie trochę. Niewiele w każdym widzieliśmy (tyle co Katniss i Peeta - jakiś budynek, plac ze zgromadzonymi ludźmi i to tyle), a to chyba celowy zabieg, aby widz bardziej utożsamiał się z poglądem na świat głównych postaci. Lecz to co widzieliśmy było wystarczająco interesujące, każdy dystrykt zdaje się mieć troszeczkę inną stylistykę, z tym że były to raczej niuanse. Mam nadzieję, że w kolejnych częściach uniwersum objawi nam się w pełni. Podobały mi się zmiany w Stolicy i na Arenie, zostały one zbudowane od nowa (specjalnie pod 75. Igrzyska) i zawierają wiele niespodzianek zarówno dla zawodników jak i dla nas, widzów.


     Efekty wizualne jak najbardziej są dobrej jakości, nie mogło być inaczej w przypadku tak oczekiwanego blockbustera. Ciekawie prezentował się ośrodek szkoleniowy dla zawodników, a także suknia Katniss, świetny efekt i zaskoczenie! Nie wiem jak to było opisane w książce ale wyglądało dość bajkowo. Montaż w paru chwilach był mylący, czasem nie zauważałem że ktoś zginął na Arenie. Wyglądało to tak: jakaś postać jest sobie jakiś czas, potem walka i dłuższy czas zajęło mi zorientowanie się że tej postaci już nie ma i w sumie nie pamiętałem czemu nie ma 0_o Także tutaj drobny minus.
     Podsumowując, warto było jak najbardziej obejrzeć "Catching Fire". Zdecydowanie najmocniejszym punktem jest dobra obsada. Również wykreowane Panem jest fajnym uniwersum, ale dalej mam wrażenie że nie wszystko z książek wyciągnięto, że kryje ono w sobie znacznie więcej niż widzimy. Przydałoby się też, żeby sam film był bardziej zwartą całością, bo ciężko jest go oceniać bez kontekstu początku i końca trylogii. Rozwój postaci jest tu plusem, choć momentami ich intencje bywają niezrozumiałe. Końcówka zaskakuje i pozostawia widzów w zawieszeniu i oczekiwaniu na dalsze perypetie Katniss. Oceniłbym film Francisa Lawrence'a na 8/10 .

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz