sobota, 19 kwietnia 2014

Captain America 2: Winter Soldier


        Nie wnikając w zbędne szczegóły - jakieś fatum krążyło nad wyjściem na Winter Soldiera. W końcu, prawie 3 tygodnie po premierze, udało się! Tym bardziej nie mogłem się doczekać, gdyż recenzje filmu były bardzo pozytywne, nazywając ten epizod MCU (dla przypomnienia Marvel Cinematic Universe) jako swego rodzaju "game-changer", wywracający porządek kinowego uniwersum. Czy rzeczywiście tak było i jaką tytułowy Winter Soldier odegrał w tym rolę, dowiecie się Moi Drodzy z poniższego tekstu.
       Zacznijmy od fabuły. Akcja filmu na samym początku podąża za członkami SHIELD, którzy mają za zadanie odbić z rąk terrorystów zakładników z frachtowca "Lemurian Star". Byłaby to rutynowa misja wspomnianej organizacji, gdyby nie fakt że bierze w niej także udział Natasha Romanoff (aka Czarna Wdowa) oraz we własnej osobie....no nie zgadlibyście! Sam Kapitan Ameryka! ;) Jak to w przypadku SHIELD zazwyczaj bywa, nic nie jest takim jakim sie wydaje i okazuje się że misja ma również podtekst - Wdowa ma po cichu skopiować dane ważne dla światowego ładu. Od tego momentu bardzo ważnym motorem napędowym całej historii zaczynają być właśnie tajemnice SHIELD, oraz ich podział pomiędzy poszczególnych członków. Przez to wielu bohaterów nie ufa sobie nawzajem, a właśnie teraz potrzebują tego najbardziej gdyż dla całej organizacji przychodzi moment krytyczny. Wcale nie mija długi czas, gdy przy okazji tych ciężkich chwil poznajemy prawdziwego wroga, któremu Kapitan Ameryka i pomagające osoby muszą stawić czoła. Cóż, zdaję sobie sprawę że taki opis fabuły jest do dupy ale rzeczywiście historia w sequelu "Kapitana..." jest pełna tak wielu różnych zwrotów akcji, smaczków, zaskakujących momentów że szkoda mi byłoby to Wam odbierać, jeśli jednak lubicie spoilery to zapraszam do akapitu poniżej.
SPOILER
       O fakcie, iż głównym wrogiem okazuje się być organizacja HYDRA, a zdrajcą jest postać Pierce'a, grana przez Roberta Redforda - wiedziałem od jakiegoś czasu. Nie sądziłem jednak iż to dosłownie kropla w morzu. Jednym z głównych motorów napędowych fabuły jest śmierć Nicka Fury'ego. Oczywiście (czego się trochę domyślałem) potem okazała się być tylko akcją sfingowaną by uzyskać przewagę nad tajemniczymi wrogami a Samuela L. Jacksona na pewno zobaczymy jeszcze nie raz w tej roli. Dość zaskakującym okazał się też fakt, że wraz z końcem historii przedstawionej na ekranie - SHIELD jako organizacja przestaje istnieć. Wywołany przez HYDRĘ chaos i rozłam były tak olbrzymie że sam się zastanawiam jak teraz zostanie to rozwiązane w dalszych produkcjach MCU. O tym, że Fury żyje wie tylko garstka zaufanych. Dodać należy do tego takie smaczki jak powrót Arnima Zoli w formie ...programu komputerowego (nawiązanie do komiksów), czy też - co stało się tradycją w filmach komiksowych - scenkę po napisach. Tym razem otrzymujemy dwie - jedna ukazuje Bucky'ego, który w muzeum dostrzega siebie wśród Howling Commandos na zdjęciach z II wojny światowej. Druga zaś, znacznie IMO ciekawsza, pokazuje jakiś ośrodek HYDRY, który zdaje się był na uboczu wydarzeń. W nim - Baron von Strucker oraz bliźnięta Quicksilver i Scarlett Witch. Cała trójka ma się pojawić w Avengers 2. W każdym razie, sami widzicie że nie da się za wiele powiedzieć o fabule, nie psując radości z jej doświadczania w sali kinowej.
KONIEC SPOILERA


       Podsumowując, według mnie historia przedstawiona w Captain America 2: Winter Soldier miała dobre tempo. Sporo naprawdę fajnych zwrotów akcji oraz smaczków zagwarantowało że generalnie się nie nudziłem. Trochę zaskoczył mnie relatywnie mały udział samego Winter Soldiera, który okazał się być takim "plakatowym" villainem (analogicznie jak Mandarin w IM3). Jednym z mankamentów dla mnie był również, co też już staje się tradycją u Marvela, średniawy finał. W zasadzie, w porównaniu do trzymającego w napięciu środka, koniec filmu był taki typowo epicko-komiksowy, "KABOOM , 'Murica... PEW PEW" i te sprawy. Troszkę się to gryzło z wcześniejszym, bardziej mrocznym oddźwiękiem historii. Ale też, żeby nie wprowadzić kogoś w błąd - sporo jest, jak to u Marvela, humorystycznych wstawek, dobrych dialogów. Nie jest to może poziom Starka czy Thora, lecz i tak jest dobrze.

      Aktorsko, muszę tu pochwalić Chrisa Evansa. Dorasta nam chłopak ;) Z harcerzyka, Kapitan Ameryka w końcu staje się mężczyzną. To zdecydowanie najlepszy występ dla tej postaci. No do Starka i Thora - jak wspominałem - brakuje ale Steve Rogers nie jest już chłopcem od podawania ręczników. Fajnie wypadły sceny pokazujące jak się zaklimatyzował do naszych czasów, lecz wciąż pamięta o swoim "poprzednim" życiu. Zabrakło mi tutaj tylko większej ilości obiecywanych nam kiedyś scen z samym procesem aklimatyzacji (wycięte np. z ostatecznej wersji Avengers fragmenty z Kapitanem). Ten film stał się też pięknym pokazem dla trzech bohaterów. Przede wszystkim Black Widow! Scarlett Johansson z każdym filmem coraz piękniejsza i coraz lepsza. Ich dialogi z Rogersem są całkiem fajne, między obiema postaciami iskrzy i to się czuje, jest pewna koleżeńska chemia. A Natasha zasługuje na osobny spin-off. Nick Fury (w tej roli Samuel L. Jackson) w końcu dostaje więcej akcji. Poznajemy go również z dość zaskakującej strony (i w dość zaskakującym kamuflarzu, lecz więcej nie zdradzę). Trzecią osobą musi być tytułowy Winter Soldier. Sebastian Stan stworzył prawdziwego 'badassa'. Jego wątek świetnie spleciono z wojenną przeszłością i jednocześnie żywię nadzieje, że postać jeszcze powróci w kolejnych odsłonach - być może w zapowiedzianym już Captain America 3. Cała wspomniana czwórka aktorów ciągnie ten film na swoich barkach i robią to w dobrym stylu. Towarzyszy im sporo drugoplanowych postaci, lecz nikt się niczym nadzwyczajnym nie pochwalił (i Redforda też w to wliczam).


       Czy muszę mówić, że technicznie - pod względem CGI, scenografii i efektów - ten film to typowy blockbuster na wysokim poziomie? No chyba nie. Choć miał jedną, DUŻĄ wadę - obraz był za ciemny. Nie "za ciemny" = przyzwyczajasz się po 3 minutach, o nie.... "za ciemny" =  cholernie mało momentami widać :( Spory FAIL ze strony wytwórni że tak to wypuścili. Chwilami też głębia 3D była zbyt mocno ustawiona, a montaż niestety czasem za szybki, oczywiście tradycyjnie w scenach akcji. Stąd sumaryczna ocena nie może być najwyższa, bo rażące błędy były.

(Tutaj błaganie do osób pracujących w kinach - GAŚCIE KURNA ŚWIATŁO !! jak leci scenka w trakcie napisów, to się gasi światło a nie czeka nad nami z miotłą aż wyjdziemy. Scenki po napisach są nie od dziś i chyba dałoby radę tak gospodarować zasobami ludzkimi by sprzątać PO scenkach a nie w ich trakcie....nie zrozumcie mnie źle, nikt nam nie przeszkadzał bezpośrednio ale światło mogło być spokojnie zgaszone a było wyraźnie zapalone dla personelu który się szykował do sprzątania...)
 
       Podsumowując, na pewno warto było się wybrać do kina. Winter Soldier to rzeczywiście obraz który sporo namieszał w MCU. Na szczęście bliżej mu w tym poziomem do Thora 2 niż do Iron Mana 3. Nie da się powiedzieć że to film o superbohaterze bez jego samego, bo Kapitan jest tu widoczny i ma sporo roboty. Mimo kilku wad, dobrze zagrane role, komiksowe smaczki i fajnie poprowadzona fabuła nagradzają je na tyle, bym wystawił notę 8/10.

P.S. Jak ktoś nie ogląda jeszcze serialu Agents of S.H.I.E.L.D. to ma teraz powód. Odcinek 17 to jedno wielkie nawiązanie do wydarzeń z opisywanego filmu, a ze słabego serialu robi się coraz ciekawsze dopełnienie MCU, warto przemęczyć się przez pierwsze epizody bo finał sezonu zapowiada się zaiste interesujaco i prezentuje sporo lepszy poziom!


P.P.S. ....<nachyla się i szepcze do ucha> HAIL HYDRA ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz