sobota, 25 sierpnia 2012

The Bourne Legacy


       Bardziej dla towarzystwa niż z chęci obejrzenia spin-offu trylogii o przygodach Jasona Bourna, udałem się do kina na najnowszy film z Jeremym Rennerem. Nie jestem w żadnym razie fanem serii o Bournie, widziałem tylko pierwszą część ("Tożsamość [...]") i to w dodatku jakiś czas temu. Ale skoro spin-off to spodziewałem się, że obraz sam w sobie powinien być odseparowany na tyle by osoba nie zaznajomiona z wszystkimi szczegółami fabuły poprzedników, była zadowolona. Niestety jako ta osoba mówię - gówno prawda!
     Zacznijmy standardowo od scenariusza. W założeniu toczy się on w tym samym czasie co trylogia, ale w innych miejscach. Migają czasem postaci znane z poprzednich filmów, a w tv widzimy nawet ogłoszenie z twarzą ściganego Jasona. Glówny bohater, Aaron Cross jest na głodzie. Kończą mu się pigułki - zielona i niebieska - w związku z czym musi znaleźć nowe. Pech polega na tym, że w wyniku działań Bourna wszelkie projekty (w tym ten z pigułkami) zostają zamykane, a ich pracownicy albo mordowani, albo przenoszeni gdzie indziej. W ramach intrygi agent Cross napotyka na dr. Shearing, która była jedną z głównych osób zatrudnionych w laboratorium pastylek. Ją też ścigają wszelkie możliwe 'złe' organizacje. Jak sami widzicie, już fabuła brzmi trochę bez sensu. Właściwie to film da się streścić w taki sposób: agent na głodzie szuka pigułek, trafia do fabryki, stamtąd ucieka znów, po czym jest dłuuuuugi pościg na ulicach Manili i....koniec, tadaaaam :D
Zwłaszcza ten pościg był zrealizowany w tak nudny i przydługi sposób, że na prawdę żal dupę ściska :/ Cały scenariusz filmu jest kiepski i daleko mu do polotu "Tożsamości Bourna" (może wielkim fanem nie jestem, ale tamten film taki zły nie był).
     Aktorstwo jest bolączką tego "arcydzieła". Jeremy Renner jest tak drewniany i sztywny, że na bank będzie nowym Bondem po Danielu Craigu :P Nie dziwię się, że aktor tak beznadziejnie wpasowywał się w świat Marvela jako Hawkeye, po prostu jest rzemieślnikiem i nic ponad to :/ Idąc dalej, Rachel Weisz była fajna..... jakieś 13 lat temu w pierwszej "Mumii". Teraz jest już średnią aktorką w średnim wieku, cóż taka brutalna prawda. Jest tak samo drewniana i denerwująca jak Renner. Pochwaliłbym tylko Edwarda Nortona, który może nie miał wielu okazji do wykazania się, ale jego postać - Eric Bryer - była jedyną która na prawdę 'żyła' i coś sobą reprezentowała. Film ucierpiał w dużej mierze na kiepskim aktorstwie głównej pary. Bo kiedy fabuła zawodzi, to wszystko inne musi być co najmniej b. dobre żeby film można było uznać za niezły. Jeśli jest inaczej - to film posysa i tak jest w przypadku "Dziedzictwa Bourne'a".
     Efekty specjalne były na poziomie pozytywnym, w zasadzie norma w hollywood więc nie ma co się przyczepiać. Podobały mi się klimaty pierwszych scen w górach. Jedynie mam zarzut do bzdury typu: facet strąca wojskowego UAV za pomocą zwykłej snajperki...ta , jasne.....
Muzycznie było nieźle, w końcówce fajny motyw (kolega mówił, że to przewodni motyw filmów o Jasonie Bournie, wierzę na słowo ;) ).
    Podsumowując, odradzam ten film. Nie jest wart pieniędzy ani czasu. Kiepska fabuła o agencie na prochach, średniej półki aktorstwo, poprawność wizualna i dźwiękowa (ale tylko poprawność).
W ostatecznym rozrachunku obraz nudzi i zawodzi. Można by zwalić na to, że nie znam trylogii z Mattem Damonem i nie wyłapałem niuansów, ale Kolega, który jest jej fanem podziela moje zdanie. Ocena 5/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz