niedziela, 21 lipca 2013

Pacific Rim


       Kiedy Guillermo del Toro ogłaszał na Comic Conie (bodajże w 2011 roku) swój nowy projekt od razu czułem podekscytowanie. Wielkie potwory walczące z wielkimi robotami. Czy może być lepszy hołd dla kina mojego (i nie tylko mojego) dzieciństwa ? :D
Stąd, po pierwszych bardzo obiecujących trailerach padła decyzja: na ten film jedziemy do IMAXa. I tak, wczoraj wraz z Coenem, Magdą i Kornelem (których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam!) udaliśmy się w 250 km podróż do Poznania, żeby uczestniczyć w uczcie dla kinomaniaków. Od razu powiem, że podchodziłem do tego filmu w miarę spokojnie, zwłaszcza po dość mieszanych recenzjach jakie czytałem.
       Zaczyna się z grubej rury, od razu jesteśmy wprowadzeni w paru zdaniach w historię. W 2013 roku pierwszy Kaiju (bo tak określają te stwory) wyszedł z wód Pacyfiku i uderzył na jedno z miast (w USA bodajże). Od tamtej pory trwa wojna ludzi z potworami, które przerastają ich najśmielsze koszmary. Aby wyrównać szanse, nasi stworzyli gigantyczne roboty - Jaegery, sterowane przy pomocy dwóch osób. I właśnie dwóch takich bohaterów już na starcie filmu musi się zmierzyć z kolejną bestią. Bitwa kończy się dość tragicznie, lecz napędza tym samym łańcuch wydarzeń prowadzący do prób zepchnięcia jednostki Jaegerów na boczny tor. Dzieje się to właśnie wtedy gdy są najbardziej potrzebni, bo ataki stają się coraz częstsze. Gen. Pentecost (w tej roli Idris Elba) musi na nowo zebrać grupę weteranów i nowicjuszy i stawić czoła wszystkim przeciwnościom. Brzmi tanio i gdzieś już to widzieliście ? Ale tak właśnie ma być. Ten film nie udaje czegoś, czym nie jest (jak np. "Man of Steel"). To proste kino. Utkwiła mi w głowie wypowiedź samego del Toro brzmiąca mniej więcej tak (wybaczcie jeśli niedokładnie cytuję): "na ten film idziesz po to, żeby zobaczyć jak wielkie roboty biją się z wielkimi potworami". I to najlepiej podsumowuje fabułę. Tak się składa że te 2-3 momenty gdzie próbowano wprowadzać trochę głębszych wątków, lekko hamowały akcję. Prawdziwe clue filmu to walki Jaegerów z Kaiju! Scenariusz dzieła Guillermo del Toro jest rzeczywiście prosty ale też i skuteczny. Choć nie obraziłbym się gdyby było inaczej, można było niektóre wątki lepiej rozwinąć, bo sama idea na film ma potencjał na dużo ciekawsze i bardziej złożone historie.


      Co do aktorstwa, to szału nie zrobiło. Wyróżnia się niewątpliwie Idris Elba. Jego Stacker Pentecost jest postacią patetycznie nadętą i na okrągło strzela tekstami o honorze i nadziei, blablabla..... Ale przyznać trzeba, że wychodzi mu to dość dobrze, ze sporą dawką charyzmy. Kiedy mówi, że "kasuje apokalipsę" to tak jest i basta!! Spróbowałby ktoś zaprzeczyć :P Oprócz niego na pewno ciekawie zaprezentowała się, nieznana mi dotąd, Rinko Kikuchi - jako Mako Mori. Staje się ona pilotem jednego z robotów. Zarazem jej historia kryje w sobie sporą głębię. Właśnie postać Mako najbardziej przywodziła na myśl wszelkie wątki manga/anime. Niektóre obrazy z nią związane są jakby żywcem wyjęte z mang. Głównym bohaterem, przynajmniej w teorii, jest Raleigh, grany przez Charliego Hunnama. Nie jestem jednak w stanie nic ciekawego o nim powiedzieć poza faktem, że był. Bardzo miłym dodatkiem była obecność Charlie Day'a, Burna Gornmana i Rona Perlmana. Cała trójka tworzyła jakby troszkę osobny, bardzo komediowy wątek. Był on dobrą wstawką, trochę spuszczał z tonu po większych dawkach patosu i epickości.
       Jeśli zaś chodzi o efekty, to....cud, miód i orzeszki. ;) Uczta dla kinomaniaka i jeden z głównych powodów, dla których ten film należy obejrzeć w kinie IMAX. Wprawdzie tuż po seansie nie byłem przekonany na 100% czy było warto jechać, lecz przekonuje mnie na pewno fakt, że cały film jest w dość ciemny (większość scen w nocy) i polaryzacyjne okulary 3D w kinach IMAX nie przyciemniają tak obrazu jak te systemu Dolby w naszych, szczecińskich placówkach. Ale do rzeczy - CGI jest obłędnie wykonane. Dla mnie te roboty na prawdę istnieją! Na pewno pomógł w tym fakt, że spora część wnętrz Jaegrów była kręcona w studio. Cały system kombinezonów, ich podpinania do interfejsów maszyny i całe jej wnętrze - zostały stworzone w rzeczywistości, na siłownikach generujących "wstrząsy" w trakcie bitwy z potworami. Pod tym względem jest więc super!


     3D jest w bardzo dużej i dobrej dawce...aż za dobrej na mój gust. Chodzi o to, że miejscami głębia jest tak duża, że aż ciężko do niej przywyknąć. Zwłaszcza - i tu spory minus - że niestety powtórzony został klasyczny błąd. Oczywiście chodzi o zły montaż. W całym wstępie filmu nie nadążałem w trakcie bitwy za tym co się działo na ekranie. W późniejszej części filmu sytuacja troszkę się poprawia, lecz do ideału nadal brakuje. Niemniej jednak, warto zobaczyć "Pacific Rim" w trójwymiarze.
      Na pewno trzeba wspomnieć o ogromnej pracy artystycznej, jaką włożono w pre-produkcji dzieła del Toro. Wszystkie roboty i Kaiju są dopracowane od A do Z i to przekłada się na ekran! Niestety, troszeczkę zmarnowano potencjał, umiejscawiając akcję w nocy. Spokojnie można by zrobić chociaż jedną bitwę w całości w dzień. Być może jednak Twórcy nie chcieli ryzykować sytuacji gdy jakieś niedoróbki CGI wyszłyby na jaw? Ale to tylko moje gdybanie...
Cóż, muzyka ? Odgłosy walki były muzyką dla moich uszu ;) Nic poza tym powiedzieć nie mogę.


     Tytułem zakończenia, "Pacific Rim" jest tym czym jest - prostym kinem stworzonym po to by bawić. Jednocześnie, uniwersum które zostało przy tym zaprojektowane sprawia wrażenie na prawdę bogatego i posiada spory potencjał na kolejne historie. Obraz w reżyserii Guillermo del Toro jest jednym wielkim hołdem dla japońskiego kina nurtu Kaiju oraz wszelkich mecha-anime i mang (Evangelion najprędzej przychodzi tu na myśl, ale także Gundamy, Code Geass, a nawet Tengen Toppa Gurren Lagann !! ). Oprócz tego znajdzie się sporo odniesień popkulturowych np. do Matrixa lub serii gier Portal. Nie jest to kino idealne, lecz na pewno takie jakiego oczekiwałem - zapewniające świetną rozrywkę, ze świetnymi efektami. Ma także swoje wady - prosty scenariusz można by w jakiś sposób skomplikować. Aktorów do głównych ról można było troszkę lepiej dopilnować, a montaż lepiej wykonać. Lecz jak można nie kochać tego filmu widząc jak Jaeger bierze duży statek handlowy i używa go jak kija bejsbolowego, okładając przy tym stwora wielkości 10-piętrowego bloku ?! :D Moja ocena 8/10.

UWAGA: w trakcie napisów końcowych jest jeszcze scenka, niestety nic o tym nie wiedziałem i obejrzałem dopiero na YouTube, jeśli jednak się wybieracie, to pamiętajcie żeby zostać jeszcze w trakcie napisów :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz