sobota, 10 marca 2012

In Time

   O, w końcu napiszę recenzję tego filmu. W sumie już oglądałem to parę dni temu, ale jakoś teraz znalazłem czas.
    Fabuła opiera się tutaj na fakcie, że ludzie osiągnęli nieśmiertelność. W związku z tym, by uniknąć przeludnienia planety, stworzono system, gdzie po osiągnięciu 25. roku życia każdemu zostaje jeszcze rok. Cała populacja ma wszczepione zegary. Czasem można handlować (zastąpił on normalną walutę). Cennymi minutami płaci się w zakładach pracy, cenne miesiące obstawia się w hazardzie. W ten sposób potworzyły się głębokie podziały społeczne (nasilone strefowym podziałem kraju) - jedni żyją w nieskończoność, a inni muszą walczyć o każdy dodatkowy dzień życia.
    W tym "gorszym" (ale czy na pewno takim? ) środowisku wychowuje się główny bohater filmu Will Salas. Gra go, drewniany niczym Rasiak, Justin Timberlake. Poznajemy go, gdy umawia się ze swoją 50-letnią matką (graną przez Olivię Wilde - takie MILFy to ja rozumiem ! :D ) na spotkanie po pracy. Pech sprawia, że zostało jej czasu dosłownie na styk. Umiera ona dosłownie o sekundę przed spotkaniem syna. Traf sprawia, że w tym samym czasie poznaje on tajemniczego człowieka z ponad setką lat na koncie. Pomaga mu uciec przed mafią, za co dostaje w prezencie całe konto tajemniczego jegomościa. Tu zaczyna się teoretycznie akcja filmu. Muszę przyznać, że scenariusz został spaprany. Twórcy nie wykorzystali szansy na głębsze przedstawienie świata, robiąc z całej akcji prywatną wojenkę antagonisty ze wszystkimi wkoło. Teoretycznie w finale wypuszcza on dużą ilość pieniędzy (ekhm... to znaczy czasu) w obieg, taką która niszczy cały ekonomiczny system. Szkoda, bo można było pokazać np. jakieś źródła istnienia całego systemu, przeszłość, a może kogoś (takiego 'władcę marionetek') kto trzyma łapę na wszystkim i jest nieśmiertelny, albo wręcz przeciwnie - jest zwykłym 80-letnim starcem... Strasznie zwalono wątek ojca Will'a. Postać ta przewija się we wspomnieniach, co i rusz ktoś go "znał w przeszłości", więc wydawać by się mogło, że tatuś się pojawi - dupa prawda.... po chuja wspominać tyle razy kolesia i nic potem z tym fantem nie robić ????

Jeden z niewielu pozytywów filmu - Olivia Wilde :D

    Aktorstwo w tym filmie jest raczej cienkich lotów. Najlepiej prezentuje się Cilian Murphy, którego aż szkoda, że zagrał w czymś takim. Dodatkowo, Olivia Wilde jako sexy mamuśka i znany fanom Big Banga Johnny Galecki - oboje w epizodycznych rolach. Być może film mniej by ucierpiał, gdyby ról głównych nie grał drewniany Timberlake i niewiele lepsza Amanda Seyfried (z wyłupiastymi oczami :/ ).
   Efektów, jako takich, w tym dziele nie uświadczyłem - bo i nie było takiej potrzeby. Widać, że wysokobudżetowa produkcja to to nie była. Muzyka - bezpłciowa bo nie zauważyłem jej praktycznie nigdzie.
    Podsumowując, sam pomysł na uniwersum - super !!! To mogło być drugie Equilibrium lub Raport Mniejszości. Niestety zabrakło dobrego scenariusza i dobrych aktorów do ról głównych. Twórcy niby próbują stawiać egzystencjalne pytania ale do tak marnej fabuły to zupełnie nie pasuje. Stąd, film ten nie zapisze się na bank złotymi zgłoskami w historii kinematografii, ocena: 5,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz