środa, 21 marca 2012

Star Trek VI "The Undiscovered Country"

  
     Szósta kinówka Star Treka to ostatni z serii filmów z udziałem całej klasycznej obsady. Od początku odnosi się wrażenie, że twórcy chcieli się w ten godny sposób pożegnać, kończąc 25-letnią przygodę z serialem. I należy przyznać, że robią to w dobrym stylu.
     Fabuła filmu toczy się wokół kryzysu w Imperium Klingonów. Otóż na Praxis - księżycu należącym do wymienionej rasy - dochodzi od gigantycznej eksplozji, która rozrywa ciało niebieskie w drobny mak. W związku z tak poważną sytuacją dochodzi do rozmów pomiędzy Klingonami a przywódcami Federacji (wśród nich m.in. Spock). Kapitan Kirk, pomimo swej wielkiej niechęci i nieufności, dostaje rozkaz udania się statkiem Enterprise na rubież przestrzeni Federacji i powitania ambasadora Imperium. Obaj spotykają się na uroczystej kolacji, na której wychodzą wzajemne niechęci dwóch ras. Po zakończeniu krótkiego pobytu Klingonów na Enterprise dochodzi do niespodziewanych wydarzeń: statek Kirka oddaje strzały w kierunku okrętu Imperium, a na sam pokład dostają się tajemnicze postaci i mordują większość załogi, w tym ambasadora. To punkt zwrotny akcji filmu, od tej pory nabiera ona tempa. Bohaterowie muszą zmierzyć się ze spiskiem mającym na celu rozchwianie ledwo osiągniętego porozumienia i równowagi w kosmosie, jednocześnie sami znajdą się w poważnym zagrożeniu. Przyznaję, że cały scenariusz jest dobrze napisany, mamy tu wszystko co powinno być - walki, humorystyczne dialogi, szczyptę niepewności co do losu bohaterów i rzecz jasna szczęśliwe zakończenie (nie mogło być inaczej ;) ).
    W dziedzinie efektów niewiele się zmieniło. Nadal stosowano animację z użyciem modeli statku USS Enterprise oraz scenografie te same (co nie znaczy złe!) co w poprzednich kinówkach. Zrobiony 3 lata później Star Trek Generations pokazuje, że na tamte czasy szósty film serii był już trochę zacofany, ale mimo to ogląda się to przyjemnie.
   Po raz ostatni mamy tu przekrój całej obsady klasycznego Star Treka. Kilku aktorów się zdecydowanie wyróżniało: William Shatner, Leonard Nimoy, James Doohan, DeForest Kelley. Cała czwórka stanowi moim zdaniem rdzeń, bez którego ani serial ani filmy nie byłyby tak dobre. Liczę, że w kręconym właśnie Star Treku 2 znów ujrzymy kogoś ze starej ekipy. Wprawdzie nie można bez końca robić pętli  czasowych i bawić się w alternatywne światy (dzięki czemu mógł się pojawić Spock), ale byłoby fajnym smaczkiem wstawienie któregoś z aktorów, może jako jakąś postać w tle lub w futurospekcjach....
    Podsumowując, Star Treka VI oceniam na 8,5/10, uważam że z sześciu filmów z klasyczną obsadą ten znalazłby się na drugim miejscu (zaraz za ST IV, trzeci byłby ST II). Poleciłbym go nawet osobom niezainteresowanym samym uniwersum. Zaś ogólnie, uważam że pierwsze sześć kinowych filmów Star Trek to kawałek dobrego kina, może czasem nierównego fabularnie, mniej efektownego (w porównaniu do dzisiejszych obrazów), ale takiego które wciąż bawi i zmusza do myślenia. Właśnie zabrałem się za kolejną kinówkę, już z obsadą 'New Generations', recenzja wkrótce.

\\//_ Live Long And Prosper...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz