wtorek, 22 maja 2012

Dictator

W ramach 'promocji' filmu Aladeen pojawił się na rozdaniu Oscarów i rozsypywał prochy Kim-Dzong-Ila

       Witam! Właśnie wróciłem z seansu najnowszej komedii z Sacha Baron Cohenem w roli głównej. Muszę przyznać, że w sumie dostałem dokładnie to czego się spodziewałem: prostą, krótką komedię, z niesmacznymi żartami i odniesieniami do ostatnich wydarzeń na świecie.
     Z założenia fabuła filmu opowiada o dyktatorze fikcyjnego państewka Wadija, gdzieś w północno-wschodniej Afryce. Imię mu było ...Aladeen ;) Trzyma on żelazną ręką swoich poddanych od wielu lat. W początkowych scenach zapoznajemy się z głównym bohaterem. To tu jest m.in. słynna scena z trailerów z Megan Fox. Po wstępie, przychodzi czas na zarysowanie głównej osi historii - tytułowy dyktator wyjeżdża do USA, gdzie ma wystąpić przed ONZ, gdyż ci rozważają interwencję militarną wobec jego reżimu. Niestety sprawy się komplikują, dochodzi do zamachu na życie Aladeena (z którego jakimś cudem ucieka), a za niego podstawiony jest sobowtór. Dalej nie ma sensu już wprowadzać w scenariusz, trzeba to samemu zobaczyć. Ogółem jednak, historia jest prosta jak konstrukcja cepa, dość klasyczna wręcz (z love story, kulminacyjnym pocałunkiem itp.). Film wyróżnia jednak - jak przystało na obrazy z Sacha Baron Cohenem - nietypowy humor. A raczej powiedziałbym - humor dość ostro jadący po bandzie, czasem wręcz niesmaczny. Ale generalnie kto widział "Borata", ten wie czego się spodziewać. Żarty i gagi są różne, jedne udane, inne mniej i wymuszone. Całościowo jednak patrząc, to całkiem wesoły i lajtowy film, w sam raz na wybranie się w "Tani Wtorek" ze znajomymi.
    Aktorsko, wbrew pozorom, mamy tu całkiem ciekawą ekipę. Zacznę oczywiście od wspominanego już głównego aktora. Sacha Baron Cohen gra jak zwykle ciekawie. Umiejętnie przerysowuje postać na tyle, żeby było lekko kiczowato, ale też jeszcze udaje mu się zachować w tym jakiś sens. Dodatkowo odgrywa on także sobowtórów dyktatora. Główną rolę kobiecą dostała Anna Faris, ale jej nie lubię generalnie i jak dla mnie mogłoby jej nie być, bo jest słaba i w ogóle bleee :p W ważnej roli drugoplanowej postaci Tamira możemy zobaczyć Bena Kingsleya. Nie miał jednak zbyt wielu okazji pokazać swój kunszt, gdyż było go trochę mało na ekranie. Wyróżniłbym też fajną postać Mr. Lao i epizodyczną rolę Edwarda Nortona! Nieźle, że udało się Twórcom namówić kogoś takiego do zagrania w takim obrazie.


      Muzyka w filmie zwraca uwagę. Jest odpowiednio do klimatu kiczowata, takie arabskie tanie disco. Ale jakoś przyznam, że wpada w ucho. Kawałków było sporo i w każdym momencie gdy się pojawiały, to były uwydatnione, więc można było spokojnie chwilami posłuchać sobie (jak ktoś lubi :p )
     Podsumowując, oceniłbym "Dyktatora" na takie klasyczne, dobre 7/10. Fajna komedia, ale nie wnosząca nic do gatunku. Odnoszę wrażenie, że Twórcy chcieli zaszokować, ale im to się nie udaje, gdyż społeczeństwo od czasów "Borata" uodporniło się na niskich lotów dowcipy i nie są one tak 'brutalne' dla kinowych mas jak to drzewiej bywało. Kampania promocyjna chyba była miejscami ciekawsza niż ten film, więc nie świadczy to o nim rewelacyjnie niestety. Jeśli jednak lubimy przyjemne, niedługie komedie z patologicznymi dowcipami, jeśli podobały się poprzednie "dzieła" z Sacha Baron Cohenem, to można się na seans wybrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz