sobota, 5 maja 2012

Star Trek: First Contact

      Dawno już nie było tu żadnej recki Star Treka. Bo i też trzeba przyznać że dawno już żadnego nie oglądałem. W dodatku ostatni, który miałem "na ruszcie" jakoś mi umknął i tekst ostatecznie nie powstał, myślę że dobrym wstępem będzie króciutkie podsumowanie pierwszego kinowego 'Treka' z obsadą "ST: The Next Generation". Film ten miał spełnić dwie role. Po pierwsze miał wprowadzić na ekrany kin załogę statku Enterprise-D, której przygody widzowie mogli śledzić od 1987 roku do 1994. Trzeba tu dodać, że podobnie jak z kinówkami z klasyczną obsadą - tutaj też pełnometrażówki są fabularnie usadowione po zakończeniu serialu. Drugą rolą filmu "Star Trek Generations" było przekazanie pałeczki pomiędzy starą obsadą (załoga Kirka) a nową (załoga Pickarda). Oba seriale bowiem pochodziły od tych samych producentów i dziś są uznawane za najbardziej "kanoniczne". Tak więc w pierwszej kinówce z logiem TNG mamy możliwość śledzenia admirała Kirka który wraz ze Scottym i Chekovem biorą udział w uroczystym pierwszym kursie Enterprise-B. Niestety w trakcie natykają się na dziwną anomalię. W wirze wydarzeń które się potem błyskawicznie rozegrają Kirk ginie. Blisko 80 lat później kapitan Pickard wraz z załogą natyka się na to samo zjawisko. Muszą zapobiec planom dr. Sorana - El-Aurianina, który zamierza nakierować Nexusa (tak nazwano anomalię) na pobliską planetę. Niespodziewanie mamy tu powrót Kirka, którego Pickard wyciąga ze swego rodzaju "snu" i namawia do udzielenia pomocy. Obecność członka klasycznej obsady Enterprise niewątpliwie nadaje obrazowi świetnego smaczku. Nie ukrywam też, że ewidentnie Kirk jest 1000 razy barwniejszą i ciekawszą postacią niż sztywniacki i lamerski Pickard :P Tyle tytułem wstępu.



    Głównym tematem recenzji ma być bowiem "Star Trek: First Contact". Film z 1996 roku jest uznawany za jedną z najlepszych kinówek serii. Załoga TNG będąca na pokładzie nowego Enterprise-E ma za zadanie patrolować pobliże Strefy Neutralnej Romulan. Pickard jest tym mocno zdenerwowany ponieważ odbiera sygnały o zbliżających się Borgach. Te cyborgi to główny przeciwnik w filmie. Trzeba widzom wiedzieć, że Pickard był w trakcie trwania serialu TNG porwany przez nich i zasymilowany. Na szczęście przyjaciołom udało się go odbić. Jednakże niewola u Królowej Borgów zostawiła trwały ślad. Kapitan odczuwa zbliżający się 'sześcian' - statek-matkę cyborgów. Zaskakują oni całkowicie obronę Federacji i przedostają się do samej Ziemii. Wielka kostka zostaje zniszczona, ale wypuszcza kapsułę awaryjną. Borgi w niej umieszczone uruchamiają tunel czasoprzestrzenny i skaczą w przeszłość - do XXI wieku. Tuż za nimi udało się wcisnąć załodze Enterprise-E.
     Kapitan Pickard wraz ze swymi ludźmi musi powstrzymać wrogów przed asymilacją Ziemii, która jest jeszcze nieprzygotowana. Okazuje się, że dokonali skoku w przeddzień tytułowego "pierwszego kontaktu" naszej cywilizacji z istotami pozaziemskimi. Ma się to odbyć dzięki Zeframowi Cochrane, który buduje pierwszą rakietę z napędem 'warp' (warp-drive z angielskiego). Niestety atak Borgów niszczy urządzenia. Jean-Luc z załogą muszą nie tylko pomóc Cochrane'owi by przyszłość mogła się w ogóle wydarzyć, ale też muszą poradzić sobie z zaskakującym zagrożeniem na własnym statku.
    Trzeba przyznać, że fabuła "First Contact" jest poprowadzona w sposób bardzo dobry. Jest tu znakomita mieszanka akcji, humoru (Cochrane'a gra genialny w tej roli James Cromwell i to głównie jego sprawą są wszelkie wesołe scenki) i poważnych tematów filozoficznych. Widz nie tylko może mieć wgląd w szczegóły dotyczące Borgów, ale też może śledzić przygotowania do pierwszego kontaktu ludzkości z kosmitami (Vulkanami ściślej rzecz ujmując).
    Efekty są bardzo dobre, wiadomo to połowa lat 90-tych i już wtedy pewne rzeczy tworzono komputerowo. Stąd w filmie mamy mieszankę ujęć z użyciem animacji poklatkowej miniatur okrętów z ujęciami z grafiką komputerową. Scenografie są świetnie zrobione (zwłaszcza te związane z Borgami) do tego super charakteryzacja i stroje.
     Aktorsko niestety obraz nie porywa. Wyróżnia się tylko wspomniany James Cromwell, może jeszcze ewentualnie Brent Spiner (jako Data). Moim zdaniem załoga z klasycznego serialu, z lat 60-tych miała dużo lepsze możliwości i co najmniej dwie postaci były tam wybitne (Shatner i Nimoy) a reszta i tak b. dobra. Wśród aktorów TNG brakuje takich osobistości.
Podsumowując, "Star Trek: First Contact" można spokojnie polecać wszystkim, nawet ludziom którzy z uniwersum nie mieli wcześniej do czynienia. Może nie jest to aż tak przystępne dzieło jak kinówka JJ Abramsa, ale jednak prezentuje bardzo wysoki poziom. Sumarycznie oceniłbym film na 8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz