piątek, 2 listopada 2012

Abraham Lincoln: Vampire Hunter


     Postanowiłem ostatnio nadrobić kolejny z tegorocznych blockbusterów. Chodzi mianowicie o pseudo-historyczny horror z przyszłym 16. prezydentem USA polującym na wampiry. Nie spodziewałem się zbyt dużo po takim kinie, wiadomo że tego rodzaju filmy do ambitnych nie należą. Z drugiej zaś strony rzadko się zdarzają perełki w rodzaju "Cabin in the woods" , które w błyskotliwy sposób wyśmiewają wszelkie horrorowe cliche. Do tego rodzaju dzieł "Abraham Lincoln: pogromca wampirów" zdecydowanie jednak nie należy. Jest to typowy popcornowy średniak, przy którym wytwórnia musi wyjść "na plus".
     Fabuła filmu opiera się na kuriozalnej historii. Otóż, młody Abraham Lincoln (czy też raczej jego rodzina) podpada lokalnemu wampirowi Jackowi Bartsowi. Ten nocą zakrada się i zabija matkę przyszłego prezydenta. Dzieciak przygląda się temu i już nic nie było w jego życiu takie samo. Gdy dorasta próbuje dokonać zamachu na Bartsa. Byłby głupiec zginął, gdyby nie pomoc dziwnej postaci. Ów jegomość pokonuje wampira wręcz! Gdy Abraham odwiedzi Henry'ego (bo tak się nazywał nieoczekiwany bohater), okazuje się że to łowca wampirów. Zadeklarował się nauczyć Lincolna wszystkich tajemnic fachu. Młodzieńcowi tak zależy na zemście, że godzi się na to by być wyszkolonym łowcą wampirów, na usługach Henry'ego Sturgesa. Około 10 lat później  w 1837 roku obserwujemy przyszłego polityka jak przeprowadza się do Springfield w Illinois (ten fakt pokrywa się z rzeczywistością akurat). Tam poznaje on swoją przyszłą żonę - Mary Todd. Mamy okazję w tej części filmu obserwować jednocześnie wątek miłości Abrahama z Mary (wbrew radom Henry'ego by nie angażował się w związki) oraz jego polowanie na wampiry, których dane podsyła mu cały czas Sturges. Szereg zabójstw w końcu przyciąga wzrok potężniejszych krwiopijców. Fabuła od tej pory nabiera tempa. Jednym z ważniejszych punktów jest słynna z trailerów scena gdzie Abraham, ze swoimi przyjaciółmi włamuje się do posiadłości Adama - najpotężniejszego z wampirów. Mamy tu jedną z kilku scen "siekanych", gdzie młody Lincoln z pomocą siekiery i licznych efektów CGI wyrzyna w pień kilkunastu wrogów. Co ciekawe, nie spodziewałem się tego, że będziemy mieli przeskok czasowy. Mamy bowiem w trakcie filmu przerwę, Lincoln osiedla się, rozwija politycznie, aż w końcu zostaje prezydentem. Jak się później okazuje w tym czasie wampiry nie zasypywały gruszek w popiele i zbierały siły na południu. W trakcie wojny secesyjnej, gdy ginie (z rąk wampirzycy Vadomy) jego ukochany synek, Abraham znów musi sięgnąć po siekierę. Tym bardziej, że krwiopijcy wspomagają wojska południa i Unia może ponieść klęskę. Finał rozegra się w pociągu wiozącym srebro dla żołnierzy (srebro zabija w tym uniwersum wampiry). Sumarycznie, nie zdradzając nic więcej ze scenariusza, mamy kilka zwrotów akcji, ale dość przewidywalnych. Ogółem fabuła jest taka sobie, wydaje mi się, że na papierze pomysł był lepszy, wykonanie już dużo gorsze, może to wina obsady, a może po prostu czegoś innego... O jakości historii niech świadczy fakt, że najbardziej interesujące były wszelkie wątki związane z historią, a nie z polowaniem na potwory...


     Aktorsko, trzeba zgnębić Banjamina Walkera. Nie popisał się tą rolą. Może grając starego prezydenta Lincolna był przekonujący, ale grając emo-młodzieńca, skrzywdzonego przez los - był do kitu. Nie kupiłem tej postaci. Dużo lepiej pokazał się Dominic Cooper jako Henry. (znany też szerszej publice z "Kapitana Ameryki" jako Howard Stark) Historia jego postaci już jest dużo barwniejsza, ma swoje motywy, widać że ten bohater na prawdę żyje i jest wiarygodny. Dodatkowo, nadmieniłbym obecność Martona Csokasa (Jack Barts), którego wszyscy znamy z roli Celeborna we "Władcy Pierścieni". 
      Cóż, dział efektów specjalnych odrobił pracę domową. CGI są w większości dobre, nie można się przyczepić, poza jedną debilną sceną. Pogoń na koniach jest tak sztuczna, że głowa boli! Po prostu całość jest zrealizowana kompletnie w komputerze a także jest zwyczajnie za długa i nużąca. Z pozytywów mi najbardziej podobały się panoramy miast, choć przyglądając się dało się wyczuć jakiś fałsz w niektórych miejscach. Scenografie są świetne, tak samo stroje i charakteryzacja. Tu trzeba przyznać, że fajnie udało się postarzeć Abrahama Lincolna. Gorzej im wyszło z jego kolegą Willem, którego czas zdaje się nie imać. 


    Podsumowując, "Abraham Lincoln: Łowca wampirów", to kino do popcornu w sam raz. Niezbyt wiele tu polotu, wszystko już gdzieś było. Cały film jest po prostu poprawny, ciężko się do czegoś przyczepić, ale też ciężko pochwalić za cokolwiek. Na wieczór, z braku lepszych pozycji, może być. Dałbym notę 6/10.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz