piątek, 2 listopada 2012

Revolution s01e06 - "Sex and Drugs"


     Po całkiem niezłej dawce akcji w poprzednim odcinku Revolution, szósty epizod nie przynosi bohaterom wytchnienia. Pojawia się kolejna dość ciekawa postać, barona narkotykowego Drexela. Szkoda jednak, że Twórcy najwyraźniej zdecydowali, że będzie to bohater 1 odcinka :/
      Siłą rzeczy tym co napędza grupę Milesa jest chęć ratowania rannej Nory. W tym celu muszą udać się do najbliższego znanego Milesowi punktu, gdzie mogą otrzymać pomoc. Mogą, choć nie muszą.... Chodzi bowiem o posiadłość lokalnego barona narkotykowego - Drexela. On i wujcio Matheson mają wspólną przeszłość, jeszcze z czasów gdy Miles był generałem milicji. Boss udziela mimo wszystko schronienia ekipie. Możemy przy okazji zobaczyć jak się urządza człowiek jego pokroju - bogata posiadłość, własna ochrona, własny harem, niczego nie brak. Jest nawet lekarz! To on zresztą ma pozszywać Norę do kupy. Wokół domu rozciągało się pole maków, niestety spalone przez pobliską grupę Irlandczyków. Warunkiem pomocy ze strony Drexela jest aby Charlie, udając jego prostytutkę, weszła do sąsiedniej posiadłości i zabiła tamtejszego przywódcę. Co z tego wyniknie ? Dość ciekawe rozwiązanie, a jednocześnie szkoda mi tak ciekawego bohatera, jakim niewątpliwie był boss narkotykowy. Nadawał jakiejś ciekawej nuty temu mało barwnemu serialowi. Przy okazji jego wątku, silnie eksploatowane w tym odcinku są retrospekcje Aarona z miesięcy po blackoucie. Możemy w nich zaobserwować bezsilność biznesmana wobec nowych, brutalnych praw jakie panują na świecie po utracie energii elektrycznej. Flashbacki te są o tyle ważne, że pokazują co kieruje Aaronem teraz i dlaczego jest kim jest. W sumie całkiem barwnie go rozwinięto, liczę na więcej... Drugi wątek odcinka, Danny w niewoli, przynosi nam w końcówce oczekiwaną od paru epizodów reunię rodziny Mathesonów.
      Najbardziej podobała mi się gra aktorska Todda Stashwicka jako narkotykowego bossa. Pokazał człowieka z krwi i kości, takiego który jest bezwzględny, a jednocześnie gdy zwęszy dla siebie korzyść, to natychmiast postara się to zdobyć. Oprócz tego ma w sobie jakiś pierwiastek chaosu, czego najlepszy przykład mieliśmy przy grze o życie, do jakiej zmusił dwójkę bohaterów.  Swoje pięć minut nieźle wykorzystał też Zak Orth, czyli Aaron. To był właśnie jego epizod, stąd nic dziwnego że mogliśmy zobaczyć trochę więcej dobrej gry tego Pana.
      Podsumowując, odcinek nada z wartką akcją. Pojawiła się ciekawa postać, a te ze stałej obsady są wciąż rozwijane. Jednak pomimo tego, wszystko to jest jakieś takie mdłe, brakuje mi 'pierwiastka boskiego', który miał np. LOST. Po prostu na dłuższą metę przedstawiana fabuła ani grzeje ani ziębi, ogląda się dla samego faktu oglądania. Stąd postawię tu ocenę 7,5/10 a był to całkiem dobry odcinek. Revolution w drugiej połowie sezonu musi jednak coś zmienić, bo zbyt wolno toczy się akcja...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz