czwartek, 23 lutego 2012

Alcatraz s01e07 - "Johnny McKee"

    Mam wrażenie, że Alcatraz przez całą do tej pory wyemitowaną część sezonu trzyma dość równy i dobry poziom. Dobry, lecz nie wybitny. Brakuje temu serialowi jakiegoś elementu 'wow' - odcinka który by podbił stawkę, o którą grają postaci, odcinka który by wywrócił wszystko do góry nogami.
    Aktualny epizod zdecydowanie nie jest taki. Mamy kolejną sprawę, tym razem policjantka Madsen wraz z dr Soto ścigają chemika, który lubi truć ludzi. Tenże przestępca został przedstawiony w miarę ciekawie i wiarygodnie, co czyni go jednym z lepszych w tym sezonie (póki co przynajmniej). Z biegiem fabuły poznajemy motywy działania więźnia, jest też jeden dość zaskakujący zwrot akcji. Myślę, że ważniejsze rzeczy dzieją się jednak niejako 'przy okazji' wątku głównego. Rebekka uzyskuje zgodę na rozmowę z Jackiem Sylvane, przez co bohaterowie dowiadują się o tajemniczych podziemiach więzienia (myślę, że można śmiało łączyć to z 'magicznym' pokojem otwieranym trzema kluczami). Rozwinięty zostaje nieco wątek uczucia, jakie Hauser żywi do dr Sangupty, choć akurat nie jest to mega pasjonujący element serii. Cieszyła mnie obecność Nikki - koronerki. Myślę, że stanowi ona ciekawy obiekt uczuć dla dr Soto i scenarzyści to wykorzystują tworząc luźny i przyjemny wątek.
    Podsumowując, brakowało mi czegoś w tym odcinku, niby pojawia się coraz więcej wątków, ale też nie są one jakoś kosmicznie pasjonujące. Dodatkowo rdzeń "mitologii" (podziemia) został tylko ledwie naruszony. Jeśli Alcatraz nie przyspieszy tempa to raczej nie mają szans na drugi sezon (a szkoda, bo z zapowiedzi wynika, że akcja może się rozkręcić). Ocena: 7/10 - mogłoby być lepiej.

McKee specjalizuje się w truciznach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz