niedziela, 5 lutego 2012

American Horror Story s01e11 - "Birth"

       
       Przedostatni odcinek pierwszego sezonu serialu nie należał do najlepszych. Sporo postaci z biegiem czasu coraz bardziej mnie denerwowało, zwłaszcza emo-"Kocham_Cie_Violett"-Tate, czy pan psychiatra, którego ulubionym hobby jest zdradzanie żony z kochanką, a potem zakopywanie tejże (kochanki niestety, nie żony - facet ma wybitnie kiepski gust) ciała w ogródku i budowanie altanki nad grobem. Nawiasem mówiąc w serialu wybitnie kiepsko dobrano aktorów do postaci pierwszoplanowych (tzn. rodzinki która postanawia zamieszkać w domu) W dzisiejszym odcinku prym wiódł Zachary Quinto, który tutaj gra geja-ducha. Szkoda, że pojawia się raptem w 3 odcinkach bo jest to aktor bardzo dobry (Sylar w Herosach, czy Spock w ostatnim kinowym Star Treku) i zasługuje na rozbudowanie swego wątku. Również Jessica Lange pokazuje, że zasłużyła na Złotego Globa za rolę w tym serialu. Ten odcinek miejscami był znów zbyt psychodeliczny, choć szło się już przyzwyczaić w poprzednich epizodach (najgorzej było w pilocie, gdzie pojechali klimatami a'la Miasteczko Twin Peaks po całości - ciężko się to oglądało, bo było trochę jakby się montażysta czegoś naćpał w trakcie pracy). Scena porodu w dzisiejszym odcinku była zbyt przedłużona, niepotrzebnie przeplatana jakimiś dziwnymi wstawkami. Plusa mają scenarzyści za odwołanie do Croatoan (więcej: http://en.wikipedia.org/wiki/Lost_Colony ) . Ewidentnie brakowało mi pomysłu na dzisiejszy epizod, tak jak to było w genialnym poprzednim. Technicznie raczej bez zarzutu, ale też serial nie ma jakichś wysokich wymagań względem efektów, więc trudno żeby technicznie coś skopali - to nie Terra Nova ;P  Podsumowujac: ocena 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz